Wszystkie kłamstwa rosyjskiej propagandy o zamachu pod Moskwą

Po tragicznym ataku na podmoskiewski kompleks Crocus City Hall widać jak na dłoni działalność rosyjskiej propagandy. Kreml próbuje wykorzystać zamach dla swoich korzyści politycznych, przypisując częściową winę Ukrainie. Przedstawiamy mechaniki rosyjskiej propagandy wobec zamachu na Crocus City Hall i jakie efekty chce dzięki niej uzyskać Moskwa. - Rosyjski aparat władzy ma bogate doświadczenie w serwowaniu propagandy i posiada wiele możliwości w realizacji swojej narracji - podkreśla dla Geekweeka politolog profesor Krzysztof Żęgota.

Nieważny jest sprawca, ważny jest oskarżony

Ta zasada oddaje najbardziej palący aspekt potwornego zamachu na podmoskiewski Crocus City Hall, w którym zginęło ponad 130 osób. Obok bowiem osobistej tragedii wielu ludzi, dla Kremla jest to też silna karta w rozgrywaniu swojej polityki. 

Stąd nie dziwi, że dalej żywe jest przekonanie, że to same rosyjskie służby w jakimś stopniu przynajmniej inspirowały i "poprowadziły ten zamach". Nawet w momencie przyznania się Państwa Islamskiego do ataku i istnienia licznych poszlak na powiązanie zamachowców z fundamentalistyczną organizacją.

Bez względu na sprawców zamachu pewnym jest fakt, że Moskwa próbuje skapitalizować tę tragedię, zwłaszcza w kontekście trwającej wojny z Ukrainą. Robi to, próbując odrzucić zarzuty o fiasku działalności rosyjskich służb, forsując przy tym narrację o powiązaniu Ukrainy i jej "sojuszników" w umożliwieniu przeprowadzenia zamachu.

Reklama

- W rosyjskiej narracji jest wiele elementów. Głównie to próba ograniczania strat wizerunkowych po zamachu, który miał miejsce pomimo ostrzeżeń, jakie Rosjanie otrzymali m.in. z USA i który pokazuje nieudolność Kremla w upilnowaniu własnej stolicy. Ale pojawia się też wątek ukraiński, gdzie jak nie mówi się, że Ukraińcy zorganizowali ten zamach, to go wspierali w realizacji - wskazuje dla Geekweeka profesor Krzysztof Żęgota, politolog na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.

"Ukraińskie ślady"

Na samym początku rosyjska propaganda nie uderzała bezpośrednio w Ukraińców, ale próbowała stworzyć specjalne podłoże pod to. Uaktywniły się publiczne persony i bloggerzy w Rosji, którzy od razu oskarżali Kijów o zorganizowaniu zamachu. Przy tym badali, jak rosyjskie społeczeństwo reagowało na taką teorię.

Stanowisko Kremla było bardziej zachowawcze, ale dalej mocno sugestywne co symbolizuje post na Telegramie Dmitrija Miedwiediewa, zamieszczony po godzinie 20 w wieczór ataku. Był to pierwszy głośny głos polityka Kremla w sprawie zamachu. Niby mówił o tym, że jeszcze nie można oskarżać Kijowa, ale sugestywnie dawał znać opinii publicznej, kto powinien być głównym podejrzanym.

- Jeśli zostanie ustalone, że są to terroryści reżimu kijowskiego, nie da się inaczej postąpić z nimi i ich ideologicznymi inspiratorami. Wszyscy oni muszą zostać znalezieni i bezwzględnie zniszczeni jako terroryści. W tym urzędników państwa, które dopuściło się takiego okrucieństwa. Śmierć za śmierć - głosił wpis Miedwiediewa.

Wszystko to trwało w momencie, gdy informacje nt. tego, co dokładnie dzieje się w Crocus City Hall były niezwykle mgliste. W promowanie narracji o "ukraińskich śladach" w zamachu włączyły się także prorosyjskie konta w mediach społecznościowych. Pierwsze ich próby były jednak mierne, na co wskazuje próba przeforsowania historii o wypełnionym rzekomymi pułapkami busie z ukraińską rejestracją, zaparkowanym blisko Crocus City Hall. Szybko okazało się, że jak bus stał, to nie znaleziono przy nim pułapek, a na dodatek rejestracja była białoruska.

Próby połączenia zamachu z Ukraińcami stale nasilały się w rosyjskiej infosferze. Niezależny portal Meduza doniósł w nocy 22/23 marca, że państwowe rosyjskie media otrzymały specjalny "prikaz" od Kremla, aby kłaść nacisk na możliwe "ukraińskie ślady" w zamachu. Można założyć, że miało to być wyjście do bezpośredniego oskarżenia Kijowa. To się jednak nie udało.

Brak monopolu na informację

Ok. godziny 22.00 czasu polskiego agencja Amaq powiązaną z ISIS, opublikowała oświadczenie, w którym terrorystyczna organizacja oficjalnie przyznała się do ataku. Dla elementów rosyjskiej machiny propagandowej był to cios, które de facto odebrał możliwość bezpośredniego powiązania Ukrainy z zamachem w oczach zachodnich społeczeństw.

- To oświadczenie rzeczywiście mogło pokrzyżować szyki rosyjskiej propagandzie. Nie mogła po tym tak bezpośrednio obwiniać strony ukraińskiej o realizację tego zamachu - stwierdza profesor Krzysztof Żęgota.

Wraz z wybijającymi się doniesieniami o ostrzeżeniach, jakie m.in. USA wystosowały wobec rosyjskich władz, pokazywało to rosyjską władzę w okropnym świetle, nawet dla samych Rosjan. De facto w tym momencie rosyjska propaganda znalazła się w trudnej sytuacji, gdzie nie mogła stworzyć dla siebie monopolu informacyjnego, a narracja, że Kreml zaniedbał bezpieczeństwo obywateli, zyskała na wiarygodności.

W swoich kłamstwach elementy rosyjskiej propagandy próbowały jeszcze walczyć z tym oświadczeniem. Pojawiały się zwyczajne zaprzeczenia bez podawania powodów, czy próby manipulacji. Kuriozum było działanie rosyjskiej telewizji NTV. Na swoim Telegramie opublikowała fragment wypowiedzi, w którym sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Aleksiej Daniłow, ogłaszał, że Kijów przyznaje się do ataku i spodziewa się następnych. Problem w tym, że był to ewidentnie sfałszowany film.

Propagandowa machina z licznymi zębatkami

Niemniej obserwując działania propagandy Kremla widać, że ostatecznie zaadaptowała się do sytuacji, aby podtrzymać "ukraiński ślad" w zamachu. To jak to jest realizowane, można podzielić na działalność elementów nieoficjalnych i oficjalnych rosyjskiej propagandy.

Aby dokładnie zrozumieć proces kreowania rosyjskiej narracji, należy zauważyć, jak duża jest ta "machina rosyjskiej propagandy". Mówimy tu o rozległej sieci elementów, w skład którego wchodzą zarówno te bezpośrednio związane z rosyjską władzą, jak i tylko powielające jej narrację. Przy kreowaniu narracji wydarzeń podmoskiewskiego zamachu na Crocus City Hall można wymienić m.in.:

  • Rosyjskie media państwowe i prywatne oraz ich konta społecznościowe
  • Rosyjskie osobistości publiczne np. politycy, oligarchowie
  • Rosyjskie boty
  • Prorosyjskie konta na platformach społecznościowych, kreowane jako niezależne media
  • Tzw. doppelgängery (strony podszywające się pod zachodnie witryny informacyjne, czasem nawet pod istniejące witryny mediów zagranicznych)

Wszystkie te elementy działają ze sobą nieraz w dużej rozbieżności, co pozwala na szeroki zakres aktywności prorosyjskiej narracji oraz utrudnia jej identyfikację. W przypadku zamachu na Crocus City Hall linia działania jednak pozostaje ta sama. Próbować odciągnąć zarzuty wobec rosyjskich służb i powiązać zamach z Ukraińcami.

- Rosyjski aparat władzy ma bogate doświadczenie w serwowaniu propagandy i posiada wiele możliwości w realizacji swojej narracji - zauważa profesor Krzysztof Żęgota.

Nieoficjalna propaganda: Pójście w zaparte

Nieoficjalne elementy tak jak boty, prorosyjskie konta w mediach społecznościowych czy użytkownicy nieświadomie powielający głos Kremla widocznie prowadzą agresywniejszą narrację względem zamachu na Crocus City Hall. De facto idą w zaparte, dalej próbując odrzucić odpowiedzialność ISIS i przypisać ją nie tylko Ukrainie, ale też m.in. USA czy Wielkiej Brytanii. Przyjrzyjmy się trzem przykładom:

Zamach organizowała Ukraina we współpracy z Zachodem

Prorosyjskie konta w mediach społecznościowych zwłaszcza operujące z USA i powiązane ze środowiskami trumpistów przyjęły narrację, że nie tylko zamach na Crocus City Hall zorganizowali Ukraińcy, ale byli przy tym wspierani przez CIA lub MI6. Łączą to z atakiem na rządy zachodnich państw i uderzają w pomoc Ukrainie, głosząc narrację, że podatki obywateli zachodniego świata idą na destabilizację światowego porządku. Nie mając na to żadnych argumentów, manipulują i fabrykują narrację. Niektórzy dowody w tej teorii próbują przeforsować, gimnastykując się przy znanych już doniesieniach, że USA informowało Rosję o możliwym ataku na początku marca. Zarzucają przy tym, że np. Waszyngton nie przekazał wszystkich potrzebnych informacji do zatrzymania terrorystów.

Obok tego prorosyjskie konta wykorzystują powycinane fragmenty wypowiedzi ukraińskich polityków i wojskowych i przedstawiają je jako przyznanie się do winy w sprawie zorganizowania zamachu. Ofiarą tego padł m.in. szef ukraińskiego wywiadu (GUR) Kyryło Budanow, którego wypowiedź ze stycznia 2023 roku nt. ataku ukraińskich dronów na jedną z rosyjskich baz wojskowych, tak wycięto z kontekstu, że ma wyglądać jak nagranie z wczoraj, gdzie oficjalnie przyznaje się do zamachu.

Zarzucanie niespójności w wizerunku zamachowców ISIS

Rosyjskim propagandystom z nieoficjalnych kont z każdą godziną było coraz ciężej zaprzeczać temu, że zamachu dokonało ISIS, gdy jej komórka z prowincji Chorasan (ISIS-K) udostępniała materiały oficjalnie określane przez organizację jako zdjęcia zamachowców, czy nowe nagrania z samego ataku. Prorosyjskie kąta ciągle jednak powielają dezinformację, że za wszystkim stoi Ukraina i Zachód. Wykorzystują przy tym naturalną niepewność także co do prawdziwości materiałów wypuszczanych od ISIS, jednak ich argumentacja jest zwyczajnie słaba.

Idealnie podsumował to specjalista od weryfikowania fake newsów w BBC Shayan Sardarizadeh. W jednej z obserwacji zauważył, że niektóre konta chciały nawet wmówić, że ISIS nie mógł stać za zamachem, bo na jednym z opublikowanych przez organizację zdjęć zamachowców były zamazane twarze. Według autorów tej dezinformacji bojownicy ISIS nigdy nie opublikowało zdjęcia należącego do nich zamachowca z zamazaną twarzą, co jest nieprawdą.

Zamachowcy wcześniej walczyli na Ukrainie

Gdy w mediach pojawiły się już informacje o zatrzymanych podejrzanych o przeprowadzenie zamachu wraz z personaliami, nieoficjalne elementy rosyjskiej machiny propagandowej zaczęły powielać fake newsy o tym, że jeden z nich służył w ukraińskiej armii. W wizerunku jednego z zatrzymanych prorosyjskie konta dopatrzyły się postaci Rustama Azhieva. To znany czeczeński bojownik, który z siłami rosyjskimi walczy już od II wojny w Czeczenii, wojny w Syrii, a teraz walczy jako ochotnik w konflikcie za naszą granicą.

Bez większej analizy prorosyjskie konta okrzyknęły, że Azhiev był wśród zamachowców, stanowiąc przy tym nie tylko "wtyczkę" Kijowa, ale także Waszyngtonu. Jednak wygląd zamachowca nie pokrywa się z wyglądem Azhieva. Na dodatek sami rosyjscy funkcjonariusze wszystkich podejrzanych zidentyfikowali jako Tadżyków. Jak wspomnieliśmy, Azhiev jest Czeczenem.

Oficjalna propaganda: pójście w insynuacje

Patrząc na strategię oficjalnych elementów propagandy jak rosyjskie media czy kremlowskie władze, widać przynajmniej ograniczenie w bezpośrednim przypisywaniu sprawczości w zamachu Ukrainie i Zachodowi. Mógł to być efekt wspomnianego szybkiego oświadczenia ISIS.

- Rosyjskie władze oficjalnie pozostały przy oskarżeniach o pośrednim udziale Ukraińców m.in. w udzieleniu wsparcia dla tych terrorystów. Jednak te "argumenty" są niezwykle słabe. Gdyby Rosjanie mogli bezpośrednio powiązać Ukraińców, mocniej eksponowaliby ten wątek. Tak pozostaje im tylko wspominanie go i próba forsowania - twierdzi profesor Krzysztof Żęgota.

Przedstawiciele oficjalnej części rosyjskiej propagandy stawiają bardziej na insynuacje w próbach powiązania Ukraińców z zamachem. Tak jak w przypadku wspomnianego posta Miedwiediewa starają się stworzyć aluzje, mające naprowadzić odbiorcę na "jedyny słuszny wniosek". Też przy tym stosują manipulację i luźne operowanie faktami.

Głównym oskarżeniem jest tu m.in. umożliwienie zamachowcom przedostanie się do Rosji przez Ukrainę i stworzenie tam miejsca, z którego terroryści mogą łatwiej wykonywać swoje operacje. Rosyjskie władze i służby posługują się przy tym rzekomą próbą ucieczki ujętych zamachowców na teren Ukrainy. Oficjalnie wiadomo, że złapano ich w okolicach Briańska, skąd mogli uciec właśnie w kierunku Ukrainy, jak i w kierunku Białorusi. Nie można tego rozstrzygnąć, jednak już sam Władimir Putin forsuje tę pierwszą wersję, gdy w pewnym momencie zaprzeczył temu ambasador Białorusi w Moskwie, sugerując, że zamachowcy mogli chcieć uciec właśnie przez granicę rosyjsko-białoruską.

Można jednak zauważyć, że zamiast rosyjskich władz, część rosyjskich propagandystów poczuwa się coraz pewniej i bezpośrednio zaczyna oskarżać Kijów czy Waszyngton o zorganizowanie zamachu. Robi to np. redaktorka naczelna Russia Today Margarita Simonyan, która po zatrzymaniu zamachowców informowała, że jest dobrze zaznajomiona z działaniami funkcjonariuszy prowadzącymi śledztwo. Po przesłuchaniach stwierdziła, że odpowiedzialność ISIS to przykrywka zachodnich mediów, aby nie wyszło, że za zamach przynajmniej w części odpowiadają Ukraińcy, przy wsparciu służb sojuszniczych państw.

Sam Władimir Putin zaczął coraz bardziej akcentować "ukraiński" i "zachodni" ślad. W pierwszym oświadczeniu po zamachu z 23 marca wspomniał o próbie ucieczki terrorystów przez Kijów z oskarżaniem ukraińskich służb o stworzeniu dla nich bezpiecznego przejścia. Odwołał się przy tym do walki z nazizmem przez Rosjan, co jest stałym elementem rosyjskiej narracji wobec wojny. W kolejnym oświadczeniu już z 25 marca wszystkie te elementy zostały spotęgowane. W nim Putin już bardziej stanowczo obwinił "nazistowski reżim w Kijowie" za posłużenie się radykalnymi islamistami w celu wywołania paniki w rosyjskim społeczeństwie. Dał przy tym wyraźne aluzje, że akcję mógł wesprzeć Zachód.

Rosja będzie straszyć "ukraińskimi terrorystami"...

Możliwe, że nieoficjalne, jak i oficjalne elementy rosyjskiej machiny propagandowej będą regularnie powielać hasła o "ukraińskich terrorystach", czy "Ukrainie wspierającej terroryzm". Przekaz ten kierowany jest przede wszystkim do samych Rosjan, których Kreml najprawdopodobniej chce odsunąć od myśli, że państwo ma problemy z zabezpieczeniem bezpieczeństwa. I to nie tylko w związku z zamachem, ale też ukraińskimi atakami na przygraniczne tereny w okolicach Biełogorodu.

- Nie można wykluczać, że teraz propaganda rosyjska będzie powielała teorie, że Kijów aktywnie współpracuje z terrorystami. Prawdopodobnie w najbliższych tygodniach w rosyjskich mediach będzie ciągły przekaz o potrzebie solidarności narodu rosyjskiego i większego wspierania władzy w walce zarówno z ukraińskim nazizmem, jak to jest tam przedstawiane, jak i z terroryzmem. Niejako Ukraina zostanie zrównana z zagrożeniami terrorystycznymi, przez rosyjskie media, które będą mówić "wcześniej walczyliśmy z Ukrainą i Zachodem, a teraz walczymy z terrorystami do ostatecznego zwycięstwa - podkreśla profesor Krzysztof Żęgota.

Widać to już po rozpowszechnionych nagraniach i zdjęciach pokazujących maltretowanie uchwyconych zamachowców. To widoczny element chęci pokazania przez Kreml czy rosyjskie media potrzeby bezlitosnej zemsty na wszelkich terrorystach, próbując kreować wizję silnego państwa. A jeżeli tak traktuje się terrorystów, to tak należy też traktować tych, którzy zlecili im zamach. Możemy to już zobaczyć w coraz częstszym wypisywaniu na bombach czy rakietach spadających na ukraińskie miasta napisy mówiące o "zemście za Crocus".

- Sam Władimir Putin podkreślał żale, że nie ma obecnie kary śmierci w Rosji [w Rosji obowiązuje moratorium kary śmierci - przypis red.]. Jestem przekonany, że władze rosyjskie będą forsować postawę, że jak nie można wykonać takiej kary, to należy zmienić życie zatrzymanych zamachowców w piekło. Rosyjskie społeczeństwo nie tylko będzie to akceptowało, ale i wspierało - dodaje profesor Żęgota.

...chcąc skruszyć Europę

Na razie rosyjska propaganda, zwłaszcza w oficjalnym wymiarze głównie skierowana jest do samego społeczeństwa rosyjskiego. Niemniej nie jest niemożliwe, że Kreml nie spróbuje znów oficjalnie przebić swojej narracji do zachodnich państw, nawet pomimo atakowania ich jako zakulisowych sprawców ataku na podmoskiewski kompleks Crocus City Hall.

Prezydent Emanuel Macron zapowiedział, że Francja będzie współdziałać z Moskwą w sprawie działań antyterrorystycznych. Zdradził bowiem, że ta sama grupa Państwa Islamskiego, która przeprowadziła zamach pod Moskwą, próbowała dokonać zamachu we Francji. Widać, że po wydarzeniach spod rosyjskiej stolicy nastąpiło widoczne zwiększenie obaw o kolejne ataki terrorystyczne we Francji, ale także innych stolicach Europy.

I to może być płaszczyzna, którą Putin będzie chciał wykorzystać dla swoich korzyści. Zachodnie państwa już dawały sygnały, że walka z terroryzmem nie ma granic. I to dla Rosjan może być furtka do częściowego osiągnięcia nici porozumienia z Zachodem, a co za tym idzie, próby przeforsowania idei antyukraińskich. Aby jednak Rosja miała co do tego szansę, ten Zachód musi w praktyce znaleźć się na krawędzi.

- Mogą mieć miejsce próby przykrycia uwagi państw zachodnich na problem Ukrainy, problemem terroryzmu. Jednak te próby będą skuteczne pod jednym warunkiem. Jeśli faktycznie w przeciągu kilku następnych miesięcy dojdzie do aktu terroru w którymś z państw zachodnich. Wtedy rosyjska propaganda faktycznie może forsować ideę na Zachodzie, że nie warto wydawać kolejnych pieniędzy na pomoc Ukrainie, gdy trzeba walczyć z terroryzmem na swoim podwórku. Druga narracja może dotykać kwestii wspólnych interesów Moskwy i stolic zachodnich w walce z terroryzmem i próby zbliżenia i wtedy przemycania swoich narracji - podsumowuje profesor Krzysztof Żęgota.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy