Inna niż wszystkie - Kate Moss

Inne mają urodę, warunki. Ale tylko ona ma w sobie, oprócz tego, niesamowitą mieszankę seksu, rock and rolla, stylu i potęgowanego używkami zepsucia. W przyszłym roku minie dwadzieścia lat, odkąd pracuje jako modelka. Osiągnęła w tym zawodzie wszystko, więcej niż ktokolwiek przed nią i prawdopodobnie ktokolwiek po niej.

- Dziecko, Nie możesz bawić się cały czas.
- Ale właściwie dlaczego nie? Dlaczego, kurwa, nie mogę bawić się cały czas?

STYL

Początki kariery Moss nie były szczególnie imponujące. Ot, była jedną z tysięcy brytyjskich modelek, jedną z tysiąca chudych, dość wysokich, fotogenicznych dziewczyn. Kiedy stała się najważniejszą z nich? Gdy poznała Corinne Day, drugą, obok Sarah Doukas, architekt jej sukcesu. Day zauważyła ją na lotnisku JFK i zaprosiła do swojej agencji.

Błyskawicznie zorientowała się, że ma przed sobą talent najczystszej próby. Corinne Day, początkująca modelka, wzięta stylistka, a w przyszłości fotograf, była jedną z tych, które na przełomie lat 80. i 90. zrobiły rewolucję w świecie mody. Zmyły modelkom szminki z twarzy, lakier z paznokci, odjęły kilogramy lakieru do włosów, zdjęły z nóg szpilki, a z ramion poduszki. Rewolucja wisiała w powietrzu.

Reklama

W Ameryce zrobiła ją Nirvana, w Wielkiej Brytanii nieodżałowany magazyn "The Face", kolebka wszystkich najważniejszych brytyjskich artystycznych talentów ostatnich dwudziestu lat. I w tej właśnie gazecie ukazała się sesja Day, zatytułowana "Summer Of Love". Inna niż wszystko, co można było zobaczyć w lśniących blaskiem kobiet sukcesu "Elle" czy "Vogue". Prosta, czarno-biała, bezpretensjonalna stylizacja podziałała piorunująco. Był rok 1990. Kate Moss wraz z tą sesją zyskała imię i nazwisko. Przestała być anonimowym nikim. Stała się niedoskonałą twarzą i wątłym ciałem nowych, naturalnych czasów.

SEX

Ona, lat szesnaście, zaczynała podbijać Londyn. On, nazywał się Mario Sorrenti, mieszkał w Nowym Jorku i był obłędnie przystojnym modelem z ambicjami. Chciał zostać - i został - wziętym fotografem. Miał szczęście, bo swoją muzę spotkał na początku zawodowej drogi. Najpierw się w sobie zakochali, potem zamieszkali w Nowym Jorku, a później ich romans stał się inspiracją jednej z najsłynniejszych kampanii reklamowych lat 90.

Nawet Moss, wybitnie fotogeniczny talent, musiała się nauczyć pozowania. Wtedy jeszcze tego nie potrafiła. Zakochana bez pamięci pozowała swojemu chłopcu. Calvin Klein wiedział, co robi, zatrudniając tę parę. Do reklamy perfum Obsession potrzebował czegoś szczególnego. Na przykład niesymulowanego przed obiektywem uczucia. Mówisz - masz. Czarno - białe zdjęcia, na których eteryczna istota uwodzi rozmarzonym spojrzeniem, przeszły do historii. Podobnie jak związek z Mario. Moss poczuła się wykorzystana przez faceta. Nie pozwoli sobie na powtórkę tego błędu przez całe piętnaście lat.

DRUGS

Mamy początek lat 90. i jedyny czas w karierze Moss, kiedy jest bardziej popularna w Ameryce niż w Europie. Jest nową muzą Kleine'a. Warto dodać, że wtedy Calvin był królem Nowego Jorku i najważniejszą postacią amerykańskiej mody. Wszystkie kampanie Kleine'a są do siebie podobne. Proste. T-shirt, jeansy, bielizna. Nie ma butów, torebek, bzdur. Jest coś jeszcze.

Postać, która to wszystko nosi. Trzy składniki kampanii. Ciało. Ubiór. Napis Calvin Klein Jeans. Sukces. Moss idealnie wpasowała się w nowe czasy. Czasy znudzenia konsumpcją, pieniądzem, bogactwem na pokaz. I choć pierwsze zwizualizowało to wspomniane "The Face", trend przyszedł z Ameryki. Kraciaste koszule, poszarpane jeansy.

Taką przełomową kolekcję zaprezentował nikomu nieznany Marc Jacobs. Został wygwizdany, stracił pracę. Świat mody długo przystosowywał się do nowego. Dzieciaki słuchały już Nirvany, ulubionym filmem byli "Singles", a królami mody ciągle byli Versace i Mugler. Najsłynniejsze i najbardziej pożądane modelki były zdrowe, miały błyszczące, roześmiane oczy, rząd lśniących białych zębów, nienaganne fryzury, lekko umięśnione sylwetki... Crawford, Evangelista, Campbell, Schiffer, Seymour. Kobiety niedostępne dla śmiertelników. Ideały nieosiągalne dla dziewczyn. Każda inna, a zarazem wszystkie takie same.

I nagle pojawia się ona. Niższa o siedem centymetrów i o tyle kilogramów szczuplejsza. Blada, z wystającymi kośćmi, bez biustu, z trochę nieobecnym spojrzeniem. Piękna, ale jakimś niepokojącym pięknem. Zaraz, zaraz, a może z nią jest coś nie tak? No i poszło w miasto. Ta sensacja z Wielkiej Brytanii, ta dziwka, która zabiera zlecenia supermodelkom, ta nowa muza Kleine'a, ona musi być narkomanką.

Nie jest? Jak to? Ok, nie jest. Wiemy - w takim razie jest anorektyczką, bo żadna zdrowa kobieta tak nie wygląda. Zaczęła się nagonka na niespotykaną dotąd w świecie mody skalę. Zrobiono z Moss wyrachowaną karierowiczkę, która przeczuwając znudzenie rynku, wymyśliła nowy trend. Chudość zastąpiła szczupłość. Na nic zdały się zapewnienia modelki i jej agencji. Została oskarżona o propagowanie niezdrowego trybu życia. Wtedy wypracowała sobie swoją pierwszą zasadę, której wierna jest do dziś. Wyglądaj. Nie mów. Niech mówią oni. Żadnego oświadczenia. Do tej pory wydała dwa, oba po problemach z narkotykami. Ale to było jeszcze przed nią.

Ikona stylu "heroin chic" w pierwszych latach swojej kariery grzecznie trzymała się z daleka od narkotyków. Pierwsze przepisane przez lekarza Valium wyrzuciła do śmieci. Na razie zachwycała się dostępnością szampana. Swój pierwszy pokaz, dla samego Galliano, piętnastolatka oblewała tak hucznie, że skończyła pod stołem, spod którego znikła na całe dwa dni. Ten trunek, smakowy odpowiednik wody mineralnej, budził ją o dziesiątej rano i nie pozwalał zasnąć do świtu.

"To było zupełne szaleństwo. Mnóstwo zabawy. W jednym hotelu Naomi, w drugim Christy, a ja kursowałam limuzyną, zatrzymując się w Ritzu. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam żyć stereotypowym życiem modelki. Funkcjonowałam dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przede wszystkim praca, bo jeśli nie pokazy, to zdjęcia, cały dzień i pół nocy, i tak każdego dnia. A potem zawsze była impreza, na którą warto było wyskoczyć. Kolacja, na której dobrze się było pokazać. Mnóstwo ludzi naokoło mnie. Tyle samo pracy, co zabawy. A wszystko w otoczeniu przyjaciół. Przez pewien czas to wszystko funkcjonowało idealnie". Moss, słynąca z dyskrecji, w tym - jednym z nielicznych - wywiadzie, zapomniała dodać o jeszcze jednym składniku swojego szczęśliwego życia.

Miłości.

SEX

Jakby było mało sukcesów, Kate zakochała się bez pamięci w kimś równie słynnym i pożądanym jak ona. W Johnnym Deppie. "Byliśmy parą od momentu, kiedy się spotkaliśmy". To była miłość od pierwszego wejrzenia. Intensywna. Uczucie, które dopełniło poczucia spełnienia w życiu. Byli ulubioną parą Ameryki, magazyn "Vanity Fair" nazwał tę relację "związkiem dekady". Zdjęcia. Na wszystkich Kate wpatrzona w Johnny'ego jak w obrazek. To było jej drugie wielkie uczucie i miała nadzieję, że będzie dożywotnie. Nie przewidziała jednego.

Że żyjąc tak, jak jej ukochany, szybko i bez zahamowań, przegapi gdzieś moment, kiedy trzeba przestać być rozbawionym kociakiem, a stać się uczuciową kobietą. Taką jak Vanessa Paradis, łudząco podobna do niej francuska gwiazdka, która powiedziała Johnny'emu, że urodzi mu dzieci. I to właśnie tego, a nie kolejnej imprezy pragnął Depp. Moss została porzucona.

Anna Gacek


Machina
Dowiedz się więcej na temat: modelki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama