Tato, płać!

Dawcy spermy do zapłodnień in vitro muszą liczyć się z tym, że w przyszłości będą płacić alimenty.

Dawcy nasienia maja ciężki orzech do zgryzienia. Niewykluczone, że w przyszłości dziecko poczęte in vitro będzie miało prawo ustalić swego biologicznego ojca, a jego matka zażądać od niego alimentów - to tendencja współczesnego ustawodawstwa.

Czy w Polsce dawca spermy może czuć się bezpiecznie? 24-letni Karol jest przystojnym brunetem, studentem nauk politycznych i dawcą nasienia. - Znajomi drwią, że jestem reproduktorem - mówi. Jednak Karol rolę w zapładnianiu pozaustrojowym traktuje bardzo poważnie. - Pomagam kobietom bezskutecznie czekającym na dziecko. Nie jest to więc temat do dowcipów. Mam świadomość, że pod względem biologicznym to będą moje dzieci - zapewnia. I dodaje: - Gdybym miał dziewczynę, na pewno poprosiłbym ja o zgodę.

Reklama

Jest precedens

I nic dziwnego, bo taka decyzja może mieć poważne konsekwencje. Niedawno prasa opisała przypadek dawcy nasienia w Szwecji. 39-letniemu mężczyźnie, dawcy spermy dla pary lesbijek, nakazano płacenie alimentów na rzecz trojga dzieci, których jest biologicznym ojcem. Nieszczęsny dawca wcześniej potwierdził swoje ojcostwo po to, by dzieci znały swoje pochodzenie.

Po latach kobiety się rozstały, a ta, która urodziła, wystąpiła o alimenty do biologicznego ojca. Po procesie sadowym dawcy nakazano płacenie alimentów w wysokości 3 tys. koron, czyli 1200 zł, do czasu osiągnięcia pełnoletności przez dzieci. Dodatkowo musi zapłacić zaległe alimenty na sumę 450 tys. koron, czyli ponad 180 tys. złotych.

Czy w Polsce taka sytuacja mogłaby się wydarzyć? Zdaniem Aleksandra Pocieja z kancelarii prawnej Pociej, Dubois i Wspólnicy nie jest to wykluczone. Sprawa jest ciekawa i zapewne byłaby w Polsce precedensem. Według przepisów do płacenia alimentów zobowiązany jest biologiczny ojciec dziecka, więc rozstrzygnięcie prawne byłoby błyskawiczne. Ale ten przepis w założeniu miał zastosowanie do ludzi, którzy świadomie podejmują współżycie i muszą być odpowiedzialni za swoje, nawet przypadkowe, potomstwo.

- Jeśli chodzi o anonimowego dawcę, to żadnego fizycznego, ani emocjonalnego kontaktu nie było. Dawca nie ma nawet pojęcia, kto urodził jego dziecko. Tu świadomie działa tylko jedna strona, która pragnie potomka, zaś druga chce w tym pomóc. To bardzo skomplikowany etycznie problem - podkreśla mec. Pociej.

On sam nie podjąłby się prowadzenia takiej sprawy o alimenty. - To jest niezgodne z moim systemem wartości. Założeniem dawstwa nie jest stanie się rodzicem, ale chęć pomocy - podkreśla mec. Pociej. - Jest taka zasada, że nie wolno czynić użytku z praw związanych z wcześniejszymi założeniami. Jeśli ktoś oddaje nasienie, by komuś dać szansę na macierzyństwo, a nie realizować się jako ojciec, to nie powinien ponosić za to finansowej odpowiedzialności - tłumaczy mec. Pociej. Według niego to tak, jakby ktoś, kto otrzymał krew, miał do dawcy jakieś roszczenia z nią związane.

Poznać korzenie

O tym, że polscy dawcy spermy nie musza się niczego obawiać, przekonana jest dr Katarzyna Kozioł, kierownik laboratorium zapłodnienia pozaustrojowego kliniki Novum. Dr Kozioł uważa, że sytuacja ze Szwecji nie mogłaby się u nas wydarzyć. - Anonimowość dawcy jest w pełni chroniona. Nikt nie ma możliwości uzyskania jego danych, bo klinika jest zobowiązana do ochrony tajemnicy. Poza tym para podpisuje zobowiązanie, że uzna dziecko za swoje i nie będzie skarżyć kliniki ani dawcy o alimenty.

Mecenas Pociej ma jednak wątpliwości. - Ewentualnych problemów można by uniknąć, podpisując dokument zrzekający się wszelkich roszczeń od dawcy, ale matka może je podpisać tylko w swoim imieniu, a nie w imieniu dziecka. A ono też może się w przyszłości z nimi zgłosić - zaznacza. Według prawnika, mimo że dawcy są z założenia anonimowi, ustalenie biologicznego ojcostwa może być za parę lat bardzo łatwe, gdy powstaną banki kodów DNA.

Dr Kozioł przyznaje też, że w Wielkiej Brytanii i Holandii od niedawna obowiązuje prawo, które pozwala dzieciom poznać swoich biologicznych rodziców. Na świecie dominuje tendencja, że człowiek ma prawo poznać swoje genetyczne korzenie. Nie można więc wykluczyć, że kiedyś takie prawo będzie wprowadzone także u nas, bo Unia może narzucić swoje rozwiązania. - Ale do tego jeszcze daleka droga - uważa dr Kozioł i dodaje, że takie prawne regulacje oznaczają koniec dawstwa.

Według mec. Pocieja to zrozumiałe, że każdy ma prawo znać swoje pochodzenie i taka potrzeba pojawia się też u dziecka urodzonego w wyniku zapłodnienia in vitro. - Adwokat, który podjąłby się takiej sprawy, próbowałby udowodnić, że oddając spermę, ma się świadomość, że powstanie z niej dziecko, a nie garnek. A tu przepis jest jasny. Kto jest zobowiązany do łożenia na dzieci? Naturalnie ojciec biologiczny - tłumaczy.

Kim są dawcy?

Taka sytuacja może w przyszłości spotkać 25-letniego Krzysztofa, studenta medycyny z Łodzi. Niedawno postanowił zostać dawcą nasienia. - Uważam, że to zachowanie altruistyczne, choć aspekt finansowy w mojej sytuacji też jest bardzo przekonujący - tłumaczy. Mężczyzna niczego się nie obawia, bo jest pewny, że polscy dawcy pozostaną anonimowi.

- Wszystko może się zdarzyć, ale wątpię, by jakikolwiek sąd nakazał mi płacić alimenty - mówi zdecydowanie. Problemy prawne związane z dawstwem nasienia mogą dotknąć przede wszystkim młodych ludzi. W Polsce najmilej widzianymi dawcami spermy są studenci. Idealny dawca, według pracowników banków nasienia, powinien mieć 20-30 lat, górna granica to 35 lat. Za porcję warszawskie firmy płaca do 200 zł, w Białymstoku - 150 zł.

- Cały czas próbujemy rekrutować dawców nasienia na uczelniach. Jednak po zrobieniu badań, z 10 kandydatów na dawcę nadaje się jeden - mówi dr Katarzyna Kozioł. - Studenci są mile widzianymi dawcami, bo oprócz biologicznej dojrzałości maja świadomość posługi społecznej, którą świadczą - twierdzi dr Jan Wolski, androlog. - Na przykład w białostockim banku nasienia duży procent dawców to studenci, którzy robią to altruistycznie, za darmo.

Zdaniem androloga nie ma sensu korzystanie z nasienia noblistów, choć taka usługę oferują już banki spermy na Zachodzie i w USA. - Nobliści są starsi i mają "przeterminowane" nasienie, więc istnieje ryzyko, że dziecko urodzi się chore. Lepsze jest nasienie studenta - uważa Wolski. - W przypadku dawców ważna jest nie tylko liczba plemników, ale i ich ruchliwość oraz podatność na zamrażanie - dodaje dr Kozioł.

Problem białych

Duże problemy z nasieniem mają mieszkańcy małych krajów np. 5-milionowej Danii i innych krajów skandynawskich. Bezpłodność mężczyzn zależy też od rasy. To największy kłopot dla przedstawicieli rasy białej, bo większych problemów z niepłodnością nie mają Afrykanie i Azjaci.

Niemcy importują macierzyństwo

W Niemczech obowiązują surowe regulacje prawne dotyczące sztucznego zapłodnienia, które powodują "turystykę prokreacyjną" niemieckich par po całej Europie. Niemcy pielgrzymują po dzieci do Hiszpanii, Belgii, Czech, Polski, Anglii lub Słowacji. Lekarzom zza Odry, którzy chcą pomóc niepłodnym, wiąże ręce ustawa o ochronie embrionów.

Wściekli niepłodni

Badania porównawcze z udziałem studentów i poborowych potwierdzają, że nie tylko pogarsza się jakość nasienia Polaków, ale również wzrasta liczba przypadków zachorowań na nowotwory jąder. Coraz więcej przypadków niepłodności par jest spowodowane kłopotami zdrowotnymi mężczyzn. Jednak zdaniem lekarzy wielu z nich nie potrafi pogodzić się z tym faktem, a na informację lekarza o ich problemie reagują agresywnie.

Joanna Rokicka

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: zarobki | świadomość | ojciec | studenci | tato | dziecko | in vitro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy