Wielki pies: Czworonóg, robot i transporter w jednym

Mówią na niego "Wielki pies", choć tak naprawdę jest najnowszym wojskowym robotem. Poznajcie czworonoga XXI wieku, który niedługo może się stać najlepszym kompanem żołnierza na polu walki.

LS-3 - tak brzmi oficjalna nazwa urządzenia, opracowanego przez amerykańską firmę Boston Dynamics. Nieoficjalna zaś, to "Wielki pies", gdyż kroczący na czterech łapach robot wyraźnie go przypomina. Techniczna nowinka weszła właśnie w fazę ostrych testów. Pojawiła się na manewrach RIMPAC 2014, a także podczas ćwiczeń sił zbrojnych na Hawajach.

Mechaniczna bestia została zaprojektowana po to, aby odciążyć żołnierzy na polu walki. Wielki pies ma być bowiem rodzajem transportera, który dźwigać będzie ciężki sprzęt. Jego możliwości są dość imponujące. LS-3 może bez żadnych przerw przejść ponad 30 kilometrów, dźwigając na sobie 180 kilogramów ładunku.

Boston Dynamics ma spore doświadczenie w konstruowaniu nowatorskich wynalazków dla amerykańskiej armii. Dziełem inżynierów firmy jest Cheetah - najszybszy robot na świecie, potrafiący biec z prędkością 45 kilometrów na godzinę, opracowany specjalnie dla agencji zaawansowanych projektów w ministerstwie obrony narodowej USA.

Rzecznik prasowy Boston Dynamics przyznaje, że LS-3 jest wolniejszym, ale o wiele bardziej zaawansowanym projektem. Potrafi bowiem inteligentnie "podążać" za swoją armią.

"Wielki pies zachowuje się jak wytresowane zwierzę, które nie odstępuje swojego opiekuna. Naszą wizją było stworzenie swego rodzaju połączenia jucznego osła o inteligencji specjalnie przeszkolonego zwierzęcia. LS-3 w trudnym terenie porusza się z prędkością od 1,5 do 5 kilometrów na godzinę, zaś na płaskiej nawierzchni może rozpędzić się do 11"

Terenowy transporter na czterech nogach jest bardzo stabilny. Jednak w przypadku zachwiania równowagi, automatycznie się poziomuje. A gdy się przewróci, jest w stanie samodzielnie wstać i iść dalej. Zaawansowaną funkcją jest także zdolność podążania za dowódcą w gęstym lesie albo zaroślach. Wielkim psem można także sterować manualnie. Odpowiada za to Marine Corps Tactical Robot Controller - urządzenie przypominające iPada.

Reklama

Według ekspertów militarnych, za około dekadę na każdego żołnierza w armii będzie przypadało 10 robotów.  Będą towarzyszyły ludziom na froncie, osłaniając ich na flankach, obserwując teren w poszukiwaniu nieprzyjaciela i wykrywając miny przeciwpiechotne.

Robotyzacja armii zmniejsza ryzyko ofiar wśród żołnierzy, ale zdaniem organizacji antywojennych rodzi kwestie natury etycznej i prawnej. W swym raporcie z ub. roku nowojorska Human Rights Watch i organizacja Human Rights Clinic na Uniwersytecie Harvarda orzekły, że użycie robotów okaże się niezgodne z normami konwencji haskich i genewskich, regulujących metody prowadzenia wojen.

Jak zwraca uwagę Christopher Dickey, specjalista ds. uzbrojenia, w wypadku np. zabicia cywilów przez robota rozmywa się bowiem jeszcze bardziej niż dotychczas odpowiedzialność za ten czyn.

- Jeśli coś złego się zdarzy, kogo winić? Programistę? A może producenta maszyny? - pyta retorycznie autor artykułu. A ponieważ groźba strat własnych jest zminimalizowana, - Może się też zrodzić pokusa, by napadać i eskalować konflikty zbrojne bardziej niefrasobliwie niż wtedy, gdy trzeba się tłumaczyć przed rodzicami i żonami poległych żołnierzy - dodaje.

Obrońcy robotów używają też ogólnego argumentu, że postęp techniki wojskowej doprowadził - jeśli pominąć efekt użycia dwa razy broni atomowej - do ogromnego zmniejszenia strat cywilnych w ostatnim półwieczu. Precyzyjne bombardowania z powietrza w czasie wojny w Iraku przyniosły bez porównania mniej cywilnych ofiar niż bombardowania lotnicze w czasie II wojny światowej.

Za kilkanaście lat może się okazać, że żołnierze na polu walki będą całkowicie zbędni, a wojny będą toczyć roboty. Czy jednak nie jest to przerażająca wizja niczym z filmu "Ja robot"? Oby tylko pewnego dnia nie okazało się, że maszyny stworzone przez człowieka spróbują go unicestwić...


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy