Opowieść o podkoszulku

Dla jednych T-shirt to tylko nazwa podkoszulka. Dla innych T-shirt oznacza dużo więcej...

Kosztuje niewiele, nosi się go krótko, wyrzuca bez żalu. Tylko skarpetki i chustka do nosa cieszą się mniejszym szacunkiem od podkoszulka. Ale czy można sobie wyobrazić życie bez niego?

Dowód demokratyzacji mody

Noszą go niemowlęta i staruszki, księżniczki w Monaco i sprzątaczki w barze mlecznym, artyści w galeriach sztuki i górnicy na przodku. Oto prawdziwy dowód demokratyzacji mody. Pod względem rozpowszechnienia i częstotliwości użytkowania bije nawet dżinsy: T-shirt jest nie tylko podkoszulkiem, ale koszulą, koszulką, bluzką, piżamą i szlafrokiem dla płci obojga.

Reklama

Niby taki sam, ale zmienia się nieustannie. Najszybciej reaguje na zmiany pogody i mody. Na nim od razu widać, czy tego lata nosimy zielony, granatowy, pomarańczowy czy może seledynowy. Czy obowiązują kropki, czy paski i dekolty w łódkę czy szpic. Jako sejsmograf wszystkich ważnych wydarzeń wyczula się na najnowsze hasła, napisy, zdjęcia, nalepki i hologramy.

Im większy, tym lepszy

Rozśmiesza, informuje, intryguje, ostrzega, zachęca, prowokuje. Czasem skromniutki, biały, udaje niewiniątko, w środku podstępnie ukrywając luksusową markę - Moschino, Chanel, Sonia Rykiel, Lewis. To znów jest zwykłą koszulką reklamową, zachwalającą uroki dóbr konsumpcyjnych tego świata.

Im większy, tym lepszy. Rozmiar S(mall) zostawiamy już tylko dla noworodków. W M(edium) zmieszczą się ostatecznie drobniejsze przedszkolaki, natomiast osoby dorosłe płci obojga muszą koniecznie mieć co najmniej XL(arge), a może nawet XXX... więcej. Takim T-shirtem możemy obsłużyć wszystkich członków rodziny.

Nożyczki w bezlitosnej dłoni

Chwila prawdziwej chwały, kiedy T-shirt lśni pełnią swego blasku, czasem trwa tylko do pierwszego prania. Każde następne jest kolejnym stopniem w degradacji przedmiotu naszej dumy i satysfakcji. Po pewnej liczbie prań podkoszulek, w którym jeszcze niedawno nie wahaliśmy się wystąpić w pracy, na zebraniu i na wernisażu, zjechał już do poziomu pielenia ogródka, mycia okien i malowania rynny.

Potem T-shirt wędruje na dno szuflady, w której spoczywa już kilku jego innych braci. Tam czeka na chwilę, kiedy zechcemy go jeszcze kiedyś włożyć. Ale na wiele nie może już liczyć - najwyżej pod starym swetrem pójdzie do lasu na grzyby. Potem znów wróci na jakiś czas na swoje wygnanie, ale jego dni są już policzone. Oto zbliży się czas jesiennych porządków i bezlitosna dłoń uzbrojona w nożyczki rozerwie T-shirt na strzępy. Jeden ponuro zabierze się do wycierania kurzu z biurka, a drugi z rezygnacją wyszoruje podłogę.

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: opowieść | t-shirt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy