Ile Sejm może zarobić na reklamach z YouTube?

Kanał polskiego Sejmu na YouTube odnosi dość spektakularne sukcesy. Wysoka oglądalność, tysiące subskrybentów i popularność sprawiły, że państwo mogłoby... No właśnie, ile sejm może zarobić na reklamach z YouTube? Choć monetyzacja jest wyłączona, to da się to mniej więcej obliczyć.

Sejm na YouTube to kopalnia złota

Kopalnia złota i nie chodzi tu wyłącznie o memy, ale również pieniądze. Kanał z transmisjami z obrad Sejmu zdobył w ostatnim czasie ogromną popularność. To zasługa wielu czynników, w tym zmiany władzy, nowej kadencji sejmu, kilkoma charakterystycznymi postaciami i dużym zainteresowaniem społecznym wobec tego, co się u sterów władzy odbywa.

Reklama

Jeszcze rano 14 grudnia licznik subskrypcji na sejmowym kanale wynosił ponad 610 tysięcy osób. To ogromny wynik, tym bardziej że został uzyskany w relatywnie krótkim czasie. Prawdziwy boom na Sejm w internecie zrobił się jakiś czas po wyborach. Oliwy do ognia popularności dolały ostatnie obrady, w tym głosowania nad votum zaufania dla rządu Morawieckiego, a następnie Tuska. W ciągu ostatnich 30 dni kanał Sejm RP zasubskrybowało ponad 530 tysięcy osób. 

Obecnie kanał Sejmu znajduje się na 342. miejscu w Polsce. A to przecież dopiero początek nowej kadencji.

Ile Sejm zarobi na reklamach?

Mając na uwadze takie wyniki, nasuwa się pytanie - ile Sejm może zarobić na reklamach z YouTube? Znaleźć można opinie, które różnią się co prawda kwotami, ale jedno je łączy - kanał mógłby być bardzo dochodowym. Mógłby, ponieważ obecnie Sejm RP ma wyłączoną monetyzację. Na filmach nie ma reklam, a właściciel kanału, czyli Kancelaria Sejmu nie zarabia na tej "twórczości".

Gdyby jednak otworzyć strumień pieniędzy (abstrahując od przepisów i tego, jak to prawnie rozwiązać), ten byłby całkiem szeroki. Jak podaje Rzeczpospolita (cytując Wojciecha Kardysa), kanał Sejm RP mógłby liczyć na miesięczne zarobki ponad 100 tysięcy złotych. To jednak nie koniec, bo w grę wchodziłyby również lokowania produktów (od 25 tysięcy złotych) i materiały sponsorowane, w tym wypadku za minimum 50 tysięcy złotych.

Jakoś nie wyobrażam sobie np. marszałka, który między głosowaniami reklamuje nową kryptowalutę lub kawę bezkofeinową. Z drugiej strony zdziwiłbym się, gdyby coś jeszcze mogło nas w Polsce zaskoczyć.

Załatajmy dziurę budżetową

Niejednokrotnie złośliwi internauci sugerowali, aby w czasie transmisji z obrad odpalić donacje od widzów. Niedawno dało się poczuć streamowy klimat, gdy jeden z wicemarszałków podczas prowadzenia obrad odniósł się do komentarzy widzów z YouTube i tym samym przekazał informację o liczbie pozostałych pytań.

Potencjał w tym faktycznie jest, czego dowodzi nawet SocialBlade. Tamtejsze statystyki sugerują, że Sejm RP mógłby zarobić na YouTube nawet 78 tysięcy dolarów. Te stawki są jednak uśrednione i nie odnoszą się bezpośrednio do polskich realiów - a te odstają od np. amerykańskich.

Niezależnie od ustawień monetyzacji jesteśmy świadkami narodzin zupełnie nowej i nieoczywistej gwiazdy internetu. Na dodatek są więksi od Ekipy - mowa w końcu o 460 posłach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sejm RP | YouTube | Streaming | reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy