Zbigniew Pakleza: Nadchodzi szachowa małyszomania

Mateusz Zajega, Interia: Dlaczego w ogóle warto grać w szachy?

GM Zbigniew Pakleza: - Powodów jest wiele, zależy kto pyta. Jeśli pyta rodzic, który zastanawia się, czy zapisać dziecko na takie zajęcia, to szachy wspomagają rozwój umysłu, który dopiero się u niego rozwija. Są również badania naukowe mówiące o tym, że dziecko, które jest uczone tej gry, o wiele chętniej uczy się przedmiotów szkolnych. Dodatkowo uczą one sportowej rywalizacji, szacunku do przeciwnika czy myślenia analitycznego.

- Jeśli pyta ktoś dorosły, kto zamierza zacząć grać, to na pewno jest to miła forma spędzania czasu. W tych ciężkich, pandemicznych czasach wielką zaletą jest fakt, że jako jeden z niewielu sportów można go uprawiać przez internet.

Reklama

Jak wygląda trening profesjonalnego szachisty?

- Polega to głównie na nauce debiutów (pierwszych kilkunastu posunięć w partii - przyp. red.), ponieważ ukształtowani zawodnicy wszystkie elementy gry mają już opanowane. Nad debiutami pracują najpierw sekundanci, czyli trenerzy analizujący z komputerami posunięcia. Potem gotowe notatki przesyłają swoim pracodawcom, którzy muszą się ich nauczyć na pamięć. Gracze oczywiście pracują również nad innymi elementami m.in. analizując końcówki czy rozwiązując zadania taktyczne.

- Ale jeżeli ktoś zaczyna dopiero przygodę z szachami, to praca nad debiutami powinna zajmować bardzo mały procent treningu.

Jaką miałby pan radę dla początkujących szachistów?

- To zależy od wielu czynników. Tak samo piłkarzowi nie można dać jednej rady, bo w zależności, na której pozycji gra, to innych rzeczy musi się uczyć. Niektórzy szachiści dobrze sobie radzą, gdy na szachownicy coś się dzieje, a inni wolą spokojne, pozycyjne szachy. Jeśli ktoś preferuje jakiś styl, to raczej polecam pracę nad tą słabszą stroną.

- Ale generalnie rozwiązywanie zadań taktycznych to coś, co powinno się robić na każdym poziomie, więc jeżeli ktoś chce podnieść poziom gry, to zdecydowanie polecam.

Ile trzeba trenować, aby zostać arcymistrzem?

- Na pewno jest to sporo pracy. Ja akurat należałem do zawodników, którzy byli dosyć leniwi. Wolałem grać w piłkę i w inne rzeczy niż pracować nad szachami. Oczywiście bardzo lubiłem w nie grać, ale niekoniecznie nad nimi pracować.

- Najmłodszy arcymistrz miał 12 lat, więc zdobył ten tytuł już po paru latach pracy. To wszystko zależy, ale na pewno jest to kilka lat praktyki i treningów. Jakbym miał podać jakąś konkretną liczbę godzin, to byłoby to trochę wróżenie z fusów.

O szachach na Igrzyskach Olimpijskich i "Gambicie Królowej" przeczytasz na następnej stronie >>>

Ile godzin trenują najlepsi zawodnicy?

- To też zależy, np. słyszałem, że Kariakin pracował kiedyś po osiem godzin dziennie praktycznie dzień w dzień. Ale jeżeli jest turniej, to też wtedy nie ma mowy o treningach, tylko o konkretnym przygotowaniu do partii.

- Warto też dodać, że kondycja fizyczna jest bardzo ważnym elementem przygotowań. Gdy jeździłem na zgrupowania kadry Polski juniorów, to mieliśmy pięć godzin zajęć szachowych i pięć godzin zajęć sportowych, więc przykładano do tych dwóch aspektów taką samą wagę.

- W ostatnich latach niezbędna stała się również praca z psychologiem. Stres zżera energię, więc oszczędzanie jej jest bardzo istotne, a jak o energii mowa, ważna jest również dieta. Czołowi szachiści mają swoich dietetyków. Nie znajdziemy w czołówce żadnego zawodnika z nadwagą.

- Magnus Carlsen przestał nawet pić sok pomarańczowy podczas swoich partii, ponieważ miał on za dużo cukrów i po czterech godzinach gry jego organizm zużywał zbyt wiele energii na ich rozkład. Świadomość, jak funkcjonuje organizm, jest teraz o wiele większa.

Jak dobrym graczem trzeba być, by utrzymywać się z grania w szachy?

- Żeby utrzymywać się z samego grania w szachy trzeba mieć na ogół tytuł mistrza międzynarodowego (ma go około 0,25 proc. liczby wszystkich szachistów uczestniczących w oficjalnych rozgrywkach FIDE - przyp. red.), ale żeby był to jakiś przyzwoity poziom to trzeba mieć ranking 2600 w górę (posiada go siedem osób w Polsce - przyp. red).

- Ja mam ≈2500, gram w kilku ligach europejskich, w których można dostać całkiem dobre pieniądze, ale nie wszyscy mają to szczęście, żeby się do nich załapać. W szachach jest jak w żużlu i można grać w kilku ligach naraz. Grając w wielu z nich, można całkiem dobrze wyżyć.

- Natomiast bardzo dużo szachistów, nawet tych słabszych, żyje z trenowania innych. Szczególnie, że od kilku lat jest taki bum na szachy, a w ostatnich miesiącach z powodu serialu "Gambit Królowej" ten bum jest jeszcze większy.

"Gambit Królowej" wciąż bije rekordy popularności. 62 miliony odtworzeń w ciągu 28 dni - najlepszy wynik w historii Netflixa. Co pan o nim sądzi?

- Jeśli chodzi o klimat i pomysł to mi się bardzo podobał. Jeśli chodzi o fabułę samą w sobie, to mnie nie porwał. Wiem, że podobał się on ludziom, którzy z szachami nie mieli za dużo do czynienia, bo gra została przedstawiona w bardzo interesujący sposób i to doceniam.

- Zdarzył się błąd techniczny w jednej partii, ale takich szczegółów się nie czepiam. Tylko nie wiem, co ten serial miał opowiedzieć, jakie przemyślenia powinienem mieć. Rozumiem, że ktoś kto nie gra w szachy mógł być pod wrażeniem tego wszystkiego, jak to wyglądało.

A co to za błąd techniczny był?

- W pierwszym odcinku, gdy Beth grała z Ganzem, długa roszada została zrobiona nieprawidłowo, ponieważ król stanął na B1, a wieża na C1 zamiast król na C1, a wieża na D1. Ale, tak jak wspomniałem, nie czepiam się, na Filmwebie dałem 7/10.

Odczuł pan wzrost zainteresowania szachami spowodowany "Gambitem Królowej"?

- Oczywiście, tak. Gdy komentowałem partię Jana-Krzysztofa Dudy z Magnusem Carlsenem, mieliśmy na transmisji siedem tysięcy widzów. Jak na szachy to liczba bardzo, bardzo duża i wielu widzów pisało na czacie, że «jestem tu z powodu "Gambitu Królowej", o co tu chodzi?». Zainteresowanie jest zdecydowanie większe. Da się to naprawdę odczuć.

Jak daleko ta fala popularności może zaprowadzić szachy? Myśli pan, że mogą stać się one na tyle popularne, żeby np. weszły do programu Igrzysk Olimpijskich? Podobno Międzynarodowa Federacja Szachowa już wcześniej zaczęła o to zabiegać.

- Tak, zabiega o to od lat. Zresztą szachy już od dawna są w rodzinie sportów olimpijskich i nawet jakieś konkretne projekty widziałem. Najpierw szachy miały być na zimowej olimpiadzie, potem na letniej. Teraz temat szachów znowu wrócił. Myślę, że taki serial również o ileś procent zwiększa na to szansę.

- Wiadomo, że igrzyska olimpijskie to, jak cały sport, pieniądze. Jeśli zainteresowanie jakimś sportem wzrośnie znacząco, to można rozważyć, żeby taki sport na olimpiadzie zaistniał, więc myślę, że szansa na to jest coraz większa.

Czy szachy pasują do Igrzysk Olimpijskich? Chyba jeszcze nigdy nie było na nich dyscypliny, która opiera się głównie na myśleniu strategicznym i taktycznym.

- Powiem tak, np. w takim curlingu też jest dużo główkowania. Warto wspomnieć, że przy grze w szachy spala się tak dużo kalorii, że Karpow w meczu o mistrzostwo świata stracił 10 kilogramów, a innemu Rosjaninowi zmierzono, że w ciągu godziny grania spalił 300 kcal. Niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy, jak obciążający fizycznie jest ten sport.

O Janie-Krzysztofie Dudzie, Magnusie Carlsenie i aferze związanej z Patrycją Waszczuk przeczytasz na następnej stronie >>>

Niedawno powiedział pan, że Jan-Krzysztof Duda jest najlepszy polskim szachistą w historii. Jak daleko może zajść nasz wicemistrz świata w szachach błyskawicznych z 2018 roku?

- Ciężko powiedzieć. Dużo zależy od samego Janka, a czasami od uśmiechu losu, bo tak jest w każdym sporcie, że jakiś zbieg okoliczności może spowodować, że ktoś osiągnie sukces lub nie. Jeśli ktoś się interesuje piłką nożną, to kojarzy jak Dania w 1992 roku zdobyła Mistrzostwo Europy, nie kwalifikując się początkowo do głównego turnieju.

- Janek jest obecnie w top 15 na świecie w szachach klasycznych, w szachach szybkich i w błyskawicznych w top 10. Ma 22 lata, więc jest jeszcze sporo czasu, aby osiągnął swój szczyt. Na pewno jest zawodnikiem kompletnym i może powalczyć o to, by kiedyś zagrać o tytuł mistrza świata i to, że jest w piętnastce Plebiscytu na Sportowca Roku to dobry omen.

Co sądzi pan o jego nominacji do 86. Plebiscytu na Najlepszego Sportowca Polski?

- Nominacja jak najbardziej zasłużona. Janek bez formy pokonał Magnusa Carlsena, gdy Norweg był przez ponad 800 dni niepokonany - to świadczy o tym, co w nim drzemie. Jest to zwieńczenie jego sukcesów i czekamy teraz na pierwszą dziesiątkę.

Czy mamy w naszym kraju jeszcze jakieś perełki, które w najbliższym czasie mogą namieszać na szachowej scenie?

- Mamy młodą generację zawodników, ale tak żeby podać jedno nazwisko, to pewnie nie byłbym w stanie. Myślę, że to, co Jan-Krzysztof Duda zrobił generalnie dla szachów, może odnieść taki sukces jak to, co zrobił Adam Małysz dla skoków narciarskich.

- W przedszkolach i szkołach jest teraz dużo szachów i zadziała tutaj statystyka. Im więcej dzieciaków gra, tym większa szansa, że talent na miarę Dudy zostanie wyłapany. Tak samo, gdzieś na świecie jest większy talent od Magnusa Carlsena, tylko nie został on odkryty.

Magnus Carlsen - rekord wszechczasów rankingu FIDE, w którym od 9 lat jest na szczycie, mistrz świata od 2013 roku, rekordowa seria 125 meczów bez porażki. Czy jest to już najlepszy zawodnik w historii dyscypliny?

- Według mnie tak. Są ludzie, którzy się z tym nie zgodzą, ale moim zdaniem tu nie powinno być dyskusji. To nie jest polemika w stylu LeBron James czy Michael Jordan, gdzie zawodnicy pełnią różne funkcje.

- Jedni twierdzą, że gdyby dać Fisherowi komputery, które są teraz, to byłby lepszy i ja wcale tego nie wykluczam, ale jednak ich nie miał. Magnus siłę gry ma większą niż miał Amerykanin i można jedynie gdybać, co by było, gdyby obaj żyli w dzisiejszych czasach.

- Z drugiej strony konkurencja jest obecnie dużo większa i zawodników, którzy osiągają wysoki poziom, jest więcej. Bazy spotkań, analizy - wszystko mamy w internecie.

- W szachach można obiektywnie popatrzeć na partie. Statystycznie ruchów polecanych przez programy komputerowe Magnus Carlsen robi najwięcej w historii i to świadczy o tym, że jest najlepszy.

Ile potrwa jeszcze hegemonia Norwega?

- Nie zdziwiłbym się, gdyby to było 20 lat. Zadziwiający jest u niego głód wygrywania. On cały czas chce być najlepszy. Carlsen grał niedawno mecz przez internet z Artemievem, który nie powinien mieć jakiegoś większego znaczenia, a gdy popełnił błąd, zareagował jakby przegrał partię o mistrzostwo świata. Ta ambicja, która go nakręca, jest bardzo ważna. Ciężko uwierzyć, że ktoś go zdetronizuje.

Ostatnimi czasy w Polsce jeszcze jedno wydarzenie szachowe rozeszło się szerokim echem. Była to afera związana z Patrycją Waszczuk (zawodniczka oszukiwała podobno na turniejach, wychodząc co chwilę do łazienki, by sprawdzać najlepsze posunięcia w telefonie). Pan akurat był na jednym z tych wydarzeń i analizował z nią jej partię na świeżo. Co pan sądzi o tej sytuacji?

- Na początku trzeba zaznaczyć, że ludzie oszukują praktycznie w każdej dyscyplinie sportu. Moim zdaniem akurat w szachach jest ich statystycznie najmniej, bo nie da się tego łatwo zrobić. Rzeczywiście ruchy, które grała zawodniczka, wydawały się bardzo dziwne. Nie potrafiła ich w żaden sposób uargumentować, więc dla logicznie myślącego człowieka było wiadome, że oszukuje.

- Szkoda, że się nie przyznała. Młoda zawodniczka - nie wiadomo, czy ktoś jej do tego nie namówił. Wątpię, żeby sama, niezależnie od wszystkich, to zrobiła. Pewnie więcej osób mogło w tym siedzieć. Wiadomo, że takie zachowanie na dłuższą metę nie ma sensu, ponieważ prędzej czy później się wpadnie. Współczuje jej na pewno, bo moim zdaniem ktoś ją na to źle naprowadził. Szkoda tylko, że nie posypała głowy popiołem i się nie przyznała.

Rozmawiał Mateusz Zajega

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szachy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy