Donbas: Człowieczeństwo w dobie postprawdy

Siergiej Łoźnica w swoim filmie zabiera nas w podróż przez państwo-widmo... /materiały prasowe
Reklama

„Donbas” to opowieść o człowieczeństwie i cywilizacji w dobie postprawdy i fake newsów. O każdym z nas.

Akcja filmu rozgrywa się w Donbasie, wschodnim regionie Ukrainy, kontrolowanym przez liczne grupy przestępcze. Trwa wojna hybrydowa - konflikt pomiędzy ukraińską armią zasilaną ochotnikami a bojówkami separatystycznymi wspieranymi przez rosyjskie oddziały. Koszmar staje się udziałem ludności cywilnej.

Z drugiej strony toczy się codzienne życie, a przez ekran przewija się galeria postaci: roześmiana młoda para, skonfundowany niemiecki dziennikarz, którego służby kontrolne biorą za faszystę, czy okradziony właściciel luksusowego auta.

Siergiej Łoźnica ("Łagodna", "We mgle", "Szczęście ty moje") w swoim najnowszym filmie fabularnym w hipnotycznym, pełnym groteski stylu zabiera nas w podróż przez Noworosję - państwo-widmo, w którym żołnierze nie wiedzą kto nimi dowodzi, a sąd odbywa się na ulicy w postaci publicznych linczów. Tu propaganda uchodzi za prawdę, wojna za pokój, a nienawiść deklarowana jest jako miłość. Jedynym sposobem na przeżycie jest śmiech...

Reklama

Film został nagrodzony za najlepszą reżyserię w sekcji Un Certain Regard na Festiwalu Filmowym w Cannes.

Słowo od reżysera

Słowa Szałamowa doskonale obrazują to, co dzieje się dzisiaj na dawnym terytorium ZSRR. To również trafny opis tego, o czym jest mój film: o wariancie tego samego tematu, utworzonym we wklęsłym zwierciadle podziemnego świata.
Akcja filmu rozgrywa się w Donbasie, wschodnim regionie Ukrainy, kontrolowanym przez liczne grupy przestępcze. Wojna rozgrywa się pomiędzy ukraińską armią zasilaną ochotnikami, a bojówkami separatystycznymi wspieranymi przez rosyjskie oddziały.

To wojna hybrydowa, podczas której równolegle toczy się otwarty konflikt zbrojny i na masową skalę dokonywane są rozboje i zabójstwa. Koszmar staje się udziałem ludności cywilnej. Dominować zaczyna strach i nienawiść, a przemoc i zdrada są na porządku dziennym. Następuje rozpad więzi społecznych, wzrasta liczba ofiar, a na ogarniętych wojną terenach panuje grobowa cisza. Konflikt osiąga apogeum.

Choć zdarzenia i okoliczności wydają się absurdalne, niemal komiczne i trudne do wyobrażenia, dzieją się naprawdę. Czasem nie wierzą w to nawet uczestnicy wydarzeń. A jednak. Dzieją się dlatego, że wymaga tego bezlitosna logika podziemnego świata, który odcisnął piętno na wszystkich pokoleniach żyjących pod jarzmem ZSRR. W moim odczuciu wojna, która dziś sieje spustoszenie, przypomina tę sprzed 70 lat: to zarazem wojna patriotyczna i wojna domowa.
Jedną z przyczyn tego konfliktu, trwającego od 2014 roku, jest upadek ZSRR i komunistycznej "wizji przyszłości".

Tego rodzaju porażka mogła poskutkować gruntownymi reformami i zupełną reorganizacją społeczeństwa lub jego stopniowym, lecz niechybnym rozpadem. W tym wypadku pierwsza możliwość zakładała, że po upadku ZSRR nastąpią stopniowe reformy dążące do europejskiego modelu rozwoju (kładącego nacisk na prawa jednostki, prawo i szacunek dla własności prywatnej), a druga - powrót do znanego z czasów radzieckich reżimu totalitarnego. Te dwa alternatywne rozwoje wydarzeń nie mogłyby ze sobą współistnieć, a wręcz wzajemnie się wykluczają. Zdecydowana większość Ukraińców jest zwolennikami europejskiego modelu rozwoju, podczas gdy Rosja w błyskawicznym tempie cofa się do ZSRR.

Warto dodać, że Donbas to region przemysłowy. Jego dynamiczny rozwój w pierwszej połowie XX w. możliwy był głównie za sprawą więźniów gułagu, stanowiących darmową siłę roboczą. Ich potomkowie osiedlili się w regionie, tworząc osobliwą społeczność skupioną wokół fabryk i obozowych baraków. W ostatnich latach, zwłaszcza za kadencji pochodzącego z Donbasu prezydenta Wiktora Janukowycza, w regionie wyraźnie wzrosła przestępczość. To dlatego w następstwie rewolucji Euromajdanu grupy paramilitarne, wspierane przez wschodniego sąsiada, zdołały podzielić między sobą tereny objęte konfliktem i uzurpować władzę w regionie. Wojna trwa, bo Rosja wciąż udziela ruchowi separatystycznemu wsparcia finansowego i militarnego. Jej cel prosty - nie dopuścić do tego, by Ukraina zyskała suwerenność. Ale to już temat na inny film.

Przedmiotem moich zainteresowań jest przede wszystkim specyficzny rodzaj jednostki ukształtowanej pod wpływem społeczeństwa, w którym panuje przemoc i chaos. To właśnie ludzie, ich mentalność oraz wzajemne relacje dają początek historycznym katastrofom. Prawdziwa natura ludzka ujawnia się właśnie wtedy, kiedy następuje rozpad więzów społecznych, kiedy przestają obowiązywać prawa, kiedy tracimy grunt pod nogami, kiedy nie znajdujemy już oparcia w instytucjach, a jedyną naszą bronią przeciwko chaosowi zostaje siła ducha (o ile ją mamy). To właśnie wtedy, w okresach największej niestabilności spowodowanej wojną, na nowo definiuje się pojęcie człowieczeństwa na następne lata.

Film składa się z trzynastu części. Każda z nich opowiada inną historię, która wydarzyła się między 2014 a 2015 rokiem na okupowanych terytoriach. Jakkolwiek nieprawdopodobne wydawać by się mogły niektóre opowieści, są one inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Spośród wielu materiałów wybrałem te historie i anegdoty, które najbardziej przemawiają do wyobraźni. Spoiwem poszczególnych części są bohaterowie, którzy prowadzą nas przez kolejne historie. Stopniowo komedia absurdów zmienia się w równie absurdalną tragedię. Jej bohaterami są zwyczajni obywatele.

Kiedy byłem mały, chodziłem w przedszkolu na zajęcia muzyczne, podczas których śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Na środku sali stało pianino, na którym nasza nauczycielka grała piosenki dla dzieci i pieśni patriotyczne. Czasem bawiliśmy się w gorące krzesła. Nie znosiłem tej zabawy. Każdy wie, na czym polega: kiedy muzyka ustaje, trzeba jak najszybciej usiąść na krześle. Przegrywa ten, kto nie zdąży zająć miejsca. W pewnym sensie gra ta odzwierciedla pewien podstawowy wzorzec zachowania i skłania do refleksji na temat takich pojęć, jak rywalizacja i dobór naturalny. Ale to, co szczególnie drażni mnie w tej grze, to zależność od czyjegoś kaprysu, od przedszkolanki, która sama decyduje, kiedy przestanie grać. Kiedy myślałem o moim filmie, wracałem pamięcią do tej znienawidzonej gry w gorące krzesła. W pewnym momencie uderzyła mnie analogia.

Wyobraźcie sobie przedszkole w Doniecku. Niczego nieświadome dzieci bawią się w gorące krzesła. Rozlegają się strzały. Dzieci wraz z przedszkolanką w panice ukrywają się w piwnicy. Klasa pustoszeje. Na niskich szafkach stoją rośliny. Po całym pomieszczeniu porozrzucane są krzesła. Słychać wybuchy. Kot miauczy przestraszony. Nagle otwierają się drzwiczki jednej z szafek. Wychodzi z niej przerażony pięciolatek. Chwyta za krzesło, przewrócone przypadkiem przez któreś z uciekających dzieci, stawia je na środku klasy i siada.

W oddali słychać wybuchy...

"Donbas" wchodzi na polskie ekrany 19 października. 


INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy