Bradl - bohater, którego wypada znać [recenzja]

"Bradl" - fragment okładki pierwszego tomu /materiały prasowe
Reklama

Przynajmniej na chwilę zapomnijcie o drużynie Avengers. Poznajcie Bradla i Muszkieterów - rodzimych mścicieli, którzy mają tylko jeden cel: wyrzucić Niemców z okupowanej przez nich Warszawy.

Polscy twórcy już od kilku dobrych lat próbują w swoich dziełach wykorzystywać na nowo motywy związane z II wojną światową. To, co nie do końca udało się filmowcom (polaryzujące publiczność "Miasto 44", nijakie "Kamienie na szaniec") świetnie przedstawili na kartach albumu komiksowego "Bradl" Tobiasz Piątkowski i Marek Oleksicki.

Pod lupę wzięli oni losy Kazimierza Leskiego (komiks zawdzięcza swój tytuł jego pseudonimowi): konstruktora łodzi podwodnych, szpiega, który podając się za generała Wermachtu (sic!) wykradł plany Wału Atlantyckiego i wreszcie powstańca odznaczonego Krzyżem Virtuti Militari i 3-krotnie Krzyżem Walecznych.

Reklama

Taki życiorys to gotowy scenariusz na komiks. To w połączeniu ze świetną kreską nie bojącą się skojarzeń z klasykami gatunku noir, dynamicznym stylem narracji i podziałem na epizody naprawdę zaskakuje. Autorzy nie wstydzą się tego, że całość powstała trochę na amerykańską modłę - i bardzo dobrze, gdyż taki styl naprawdę służy opowiadaniu tej niezwykłej historii.

W pierwszym tomie o dość nieoczywistej konstrukcji - akcja toczy się dwutorowo - poznajemy początki agenta "Bradla" i sposób w jaki stał się jednym z Muszkieterów. Nie brakuje akcji, jak i scen aż kipiących klimatem wojennej Warszawy.

Scenarzystę należy pochwalić za to, że bieg wydarzeń poznajemy poprzez oglądanie rysunków i czytanie dialogów.

Zalane tekstem plansze tłumaczące czytelnikowi wydarzenia, którymi jeszcze kilka lat temu podobny polski komiks byłby wypchany po brzegi, zupełnie tutaj nie występują. Wyeliminowano przez to dłużyzny i podkreślono stronę graficzną całości, a ta jest po prostu bez zarzutu.

Wspomniałem już, że kreska Oleksickiego nawiązuje do nieśmiertelnych przebojów z Humphreyem Bogartem. Jest realistyczna, ale jednocześnie bardzo stylowa. Na kadrach cień gra równie ważną rolę co światło. Sama Warszawa będąca tłem wydarzeń, jak i cichym bohaterem komiksu zyskuje przez to świeżego i tajemniczego klimatu.

Amerykański styl, za który chwalę twórców ma jednak pewną poważną wadę. Decyzja o podziale na epizody sprawiła, że pierwszy tom jest zaledwie przystawką przed daniem głównym. Przyznaję, że cholernie dobrą, ale tylko zaostrzającą apetyt.

Kiedy trzyma się w rękach ostatnią stronę albumu (z obowiązkowym cliffhangerem) czuje się smutek, że to już koniec i wściekłość, gdyż trzeba uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na kolejny tom. Zwłaszcza że pierwszy "pożarło się" w zaledwie kilkadziesiąt minut.

Komiks, choć krótki, w pełni zasługuje na to, abyście się nim zainteresowali. Piątkowski i Oleksicki pokazali jak z klasą i w ciekawy dla współczesnego czytelnika sposób oddać hołd bohaterom tamtych dni. Wszystko wskazuje na to, że wreszcie znalazło się godziwe zastępstwo dla agenta J-23...

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy