Adrian Bednarek: Inspiracja

​Pisanie opowiadań kryminalnych jest dla 23-letniego Oskara formą terapii, pomagającą zapomnieć mu o dramacie z przeszłości. W poszukiwaniu inspiracji młody mężczyzna udaje się na pogrzeb brutalnie zamordowanej nastolatki. Tam poznaje Luizę, piękną dziewczynę z wyższych sfer, która wkrótce odmieni jego życie.

Tymczasem pojawiają się doniesienia o kolejnych ofiarach seryjnego mordercy, ochrzczonego przez dziennikarzy mianem Łowcy Nimfetek.Oskar, zbliżając się do Luizy odkrywa zaskakujące poszlaki, łączące ludzi z jej otoczenia z serią makabrycznych morderstw. 

To rozpętuje lawinę zdarzeń, których finału nikt nie jest w stanie przewidzieć...

Adrian Bednarek zdążył już przyzwyczaić swoich fanów do intrygi kryminalnej na najwyższym poziomie skomplikowania i do wiarygodnych psychologicznie sylwetek wykreowanych postaci. I tym razem z pewnością ich nie zawiedzie.

Przeczytaj fragment książki "Inspiracja":

- Z jakiej okazji spotyka mnie przyjemność pochwalenia się starym zdjęciem z ogólniaka?  - Podałem wysokiemu prawko.  - Chyba nie zrobiłem nic złego? 

Reklama

- Właśnie...  - Wysoki wyrwał mi dokument, jakby ten stanowił bezcenną relikwię, na którą polował latami.  - Co tutaj robisz?  - powtórzył pytanie. 

- To samo co wy. - Wzruszyłem ramionami. 

Wysoki oderwał wzrok od prawka i spojrzał na mnie. Wyższy nachylił się za nim i zagłębił w treść dokumentu. 

- Czyli?  - spytał wysoki. 

- Obserwuję ludzi, przyglądam się grupkom młodzieży, szukam podejrzanych typów, którzy przyszli bez towarzystwa i dziwnie się alienują. Podobnie jak wy zakładam, że wśród tłumu żałobników można spotkać mordercę. Tylko prezentuję się lepiej od was - dodałem radośnie. 

- Do czego ci to potrzebne? Może sam jesteś mordercą?  -  rzucił wysoki oskarżycielskim tonem. 

(...)

Obraz martwego piękna szpeciły rany. Miała dziesiątki wąskich rys na rękach, nogach i brzuchu. Prawie każda część jej ciała została oznakowana minimum jednym znamieniem. 

Chłopaki z doświadczenia wiedzieli, że tego typu rany powstają w wyniku wielokrotnych uderzeń twardym, wąskim przedmiotem. Pasem, batem albo pejczem. Morderca otworzył jej usta. Wyglądały tak, jakby dziewczyna cały czas wykrzykiwała literę "o". Pod lewym okiem miała rzucający się w oczy pieprzyk przypominający kropkę postawioną podczas zabawy mazakiem. Jego nie dosięgnął bicz. Na twarzy miała tylko jedno czerwone znamię, zaczynało się w połowie policzka i kończyło na szyi. 

- Pieprzyk... Jak na plakacie... - wymamrotał Karol. 

Wszyscy wiedzieli, co ma na myśli. 

Adam zwymiotował. Tomek gapił się z przerażeniem i nagrywał trupa kamerą. Robił się siny. Kwestią czasu było to, kiedy dołączy do rzygającego kolegi. Tylko Karol trwał przed zwłokami i obmyślał, jak zyskać na swoim odkryciu. Słyszał o potędze Internetu. Obiło mu się o uszy, że istnieją ludzie, którzy nie muszą pracować, bo ich fotografie oglądają tysiące innych ludzi i tamci jakimś cudem dostają za to pieniądze. Zwykle tyczyło się to zdzirowatych lasek, ale przecież łowcy sensacji też mogli tak zarabiać.

Zamierzał wezwać policję, nie mógł postąpić inaczej, natrafienie na trupa to nie kradzież czy bójka. Ale najpierw podniósł rękę z telefonem i zrobił zdjęcie, potem kolejne, następne, jeszcze jedno i jeszcze kilka... Kradziony sprzęt wreszcie się na coś przydał. Chłopak zafundował zwłokom całą sesję fotograficzną. Potem zalogował się na swojego Fejsa, założył też nowe konta na każdym portalu społecznościowym, jaki przyszedł mu do głowy. Tak zaczął się gigantyczny proces publikowania, udostępniania, lajkowania i komentowania, aż w końcu martwa Marysia Trelecka zyskała taką sławę, o jakiej nawet nie śniła za życia.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy