Casuals - eleganccy chuligani

Piłkarski fanatyk rzadko kojarzy się z elegancją. Jednak myli się ten, kto sądzi że te dwa pojęcia nie mogą ze sobą iść w parze. Z Wojtkiem, jednym z założycieli strony Polish Football Casuals rozmawiamy o tej nietypowej, bo estetycznej stronie kibicowskiego życia.

"Casuals" to subkultura, która narodziła się w latach 80. w Anglii wśród piłkarskich kibiców. Jej słownikowo-encyklopedyczna definicja mówi, że ściśle łączy się ze sceną piłkarskich chuliganów Anglii lat 80. W dużym uproszczeniu mówiąc, cała zabawa w casuals polega na zastąpieniu barw klubowych i niechlujnego ubioru drogą sportową odzieżą, bądź ciuchami od wybranych, znanych projektantów. Nie ma złotej zasady - ma być czysto, elegancko i schludnie ze sportowym zacięciem.

Miłośnikiem tego stylu jest Wojtek, który od kilku lat wraz z grupą przyjaciół propaguje ruch "Casuals" w Polsce prowadząc stronę pfcasuals.pl oraz fanpage Polish Football Casuals.

Reklama

Czy jest coś takiego jak stereotypowy wizerunek polskiego kibica?

- Oczywiście, że tak i ten stereotyp ma mocne podbicie w tym, jak faktycznie ubierają się osoby chodzące na mecze. A ubiór determinuje to, jak wyglądają wyjazdy na mecze w Polsce. Brudne wagony, gazowanie przez policję, spacery w błocie. Dlatego większość z kibiców ubiera się w wygodne dresy i ortaliony. Casuals to jednak nie jest...

Gdzie szukać początków ruchu casuals? Skąd to się w ogóle wzięło?

- Zawsze jest tak, że jakaś grupa społeczna próbuje wyróżnić się z tłumu, niezależnie od tego, jakie akurat mamy czasy. Wcześniej w Anglii byli modsi, rockersi, czy skinheadzi. No i kibice. W latach 80. Anglia miała bardzo dobry okres w piłce klubowej, królował Liverpool. Jego kibice zaczęli jeździć po Europie. Gdy dotarli na kontynent, zobaczyli jakie tam są fajne ciuchy.

Zrobili zakupy i przywieźli nową modę do Anglii?

- Nie powiedziałbym, że zakupy. Oni je seryjnie "rąbali". Elesse, Adidas, Fila, Diadora - głównie te marki przywozili do siebie. Można powiedzieć, że moda casuals narodziła się na północy, bo oprócz Liverpoolu, był jeszcze Manchester, gdzie też to się przyjęło. Kibice wyglądali inaczej, wyglądali dobrze w rzeczach, które nie były znane wtedy na wyspach. Pamiętajmy, że wtedy przepływ informacji i zdjęć nie był tak szybki, jak dziś w epoce internetu.

Jedna z teorii na temat casuals mówi, że kibice zaczęli ubierać się w drogie ciuchy, żeby zmylić policjantów, identyfikujących ich na podstawie barw klubowych. Czy to prawda?

- To jeden z mitów, który się upowszechnił. Chodzą takie opowieści, że kibice dzięki temu urywali się policji i przemieszczali po mieście, ale w rzeczywistości dzięki takim ubraniom stajesz się równie widoczny, jak wtedy, gdy masz na sobie szalik. Co ciekawe, policja holenderska kupuje ze środków operacyjnych ubrania drogich marek, po to żeby wniknąć w szeregi grup kibicowskich.

Mówisz o Holandii, czyli znaczy to, że ten styl w końcu przeniósł się do Europy?

- W latach 80. i 90. casuals to była domena wyłącznie kibiców angielskich. Ten boom to kwestia 10-15 ostatnich lat, gdy pojawiły się masowe media, które mamy teraz. Dużo do tematu wniosły też filmy o tematyce kibicowskiej, takie jak "Football Factory", które pociągnęły temat dość mocno.

Można powiedzieć, że casuals, to taki dress code, tyle że dla - jak to się mówi - "kumatych"?

 - Oczywiście. Jeszcze nie tak dawno w Anglii było na przykład tak, że jak ktoś miał na sobie bluzę z łatką Stone Island i wchodził do lokalu, to musiał odpinać tą łatkę na bramce. Dlaczego? Bo dla wtajemniczonych, taka część garderoby oznaczała, że ta osoba jest gotowa i chętna do bijatyki. Ochrona kasowała więc przy wejściu takich delikwentów, chcąc uniknąć zadym. Ciekawa historia była też z charakterystycznymi czapeczkami w kratę firmy Burberry. Stały się one tak modne wśród kibiców, że firma w końcu przestała je produkować, nie chcąc się kojarzyć z subkulturą stadionową.

Jest jakiś nieśmiertelny kanon obowiązujący od lat, czy cały czas szuka się czegoś nowego?

- Pewne rzeczy się nie zmieniły, reszta ewoluuje. Niektóre marki nie przetrwały od lat 80., w międzyczasie narodziły się nowe. Ale są pewne elementy stylu, które są nieśmiertelne. To buty adidasa. Modele takie jak Stan Smith, czy Gazelle. Proste, eleganckie, stylem nawiązujący do tenisistów, którzy wówczas dyktowali modę.

Byli jacyś zawodnicy szczególnie naśladowani przez kibiców?

- Tak, w latach osiemdziesiątych, złotej erze dla tego stylu byli to John Mcenroe i Bjoern Borg. Nosili włoskie ciuchy Fila, Sergio Tacchini, Diadora. Stało się to wówczas bardzo popularne. Ale że wciąż szukano czegoś nowego, na trybuny trafiły inne włoskie marki jak Armani, czy Stone Island.

A co jest modne obecnie? Które marki dołączyły na listę akceptowanych przez wyznawców casuals?

- Fakt, jest kilka młodych marek, które szturmem zdobywają rynek. To Weekend Offender, Nose Project, Ma.strum. Nowofalowe firmy są tańsze od tych starych i uznanych.

Jak sprawa ma się w Polsce? Czy myślisz, że nad Wisłą taki ruch ma rację bytu?

- W Polsce ta scena ma jeszcze sporo do nadrobienia. Dopiero raczkuje. Sweter Stone Island, kurtka Stone Island - to jest na topie i wielu chce mieć teraz taką łatkę. Niektórzy z kolei uważają, że jest to "przypałowe" bo wszyscy internetowi chuligani w tym chodzą. Są też tacy, którzy wyznają zasadę - po co kupować bluzę za 700 złotych, skoro można mieć taką za 200 i też będzie dobrze. Wiadomo jak to faceci - nie przywiązują specjalnej wagi do ubioru. Tak sobie czasem myślę, że to w pewnym sensie jest fanaberia.

Pomówmy o kosztach takiej fanaberii...

- Ceny są różne. Od małych, do absurdalnych kwot. Angole na przykład potrafią chodzić na zakupy do Mark's & Spencer, gdzie kurtkę kupisz za 300 złotych i będzie fajnie wyglądać. Ale już nowa puchowa kurtka Stone Island kosztuje 4500 złotych. Natomiast ja uważam, że jest to "sport" dla ludzi, którzy potrafią dobrze szperać w necie w poszukiwaniu okazji. Na wyprzedażach można znaleźć naprawdę fajne okazje.

Po raz kolejny pada nazwa Stone Island. Czy ta firma w ogóle ma świadomość, że przez kibiców otaczana jest swoistym kultem?

- Nie, ta marka nigdy nie odwoływała się do grup kibicowskich, w żaden sposób nie puszczała do nich "oczka". To po prostu elegancki ubiór dla dobrze sytuowanych i zadbanych fizycznie mężczyzn. Bo jeśli chcesz chodzić w tych ciuchach, to nie możesz mieć brzucha od piwa. Inną ciekawostką jest to, że założyciel firmy, Massimo Osti założył trzy firmy: Stone Island, C.P. Company, Bonneville i każda z nich stała kultowa. Dziś już nie żyje, ale nadal jest niedoścignionym wzorem. Wyprzedził epokę o dziesięciolecia!

Znam już rys historyczny, znam też preferowane przez was marki. Teraz powiedz mi, jak powinienem to zestawić, gdybym chciał wyglądać jak rasowy casuals?

- Zależy co ci w duszy gra. Ma być prosto, schludnie i elegancko. Ale też z akcentem sportowym. Możliwości jest wiele, ale tutaj diabeł twki w szczególe.

Przejrzałem zarówno stronę internetową, jak i fanpage Polish Football Casuals i zastanawiam się, czy to przedsięwzięcie komercyjne, czy wyłącznie hobby?

- Tylko i wyłącznie pasja. Działamy z czystej "zajawki". Najpierw prowadziliśmy bloga, gdzie pokazywaliśmy rzeczy, które nam się podobały. Potem przenieśliśmy się na Facebooka. Mamy 4000 fanów i mam wrażenie, że jak do kogoś w Polsce mieliśmy dotrzeć, to już dotarliśmy. Nie idziemy szeroko, moglibyśmy nastukać więcej lajków, zapłacić za reklamę, dać więcej wywiadów. Ostatnio zgłosiła się do nas Wyborcza, ale przecież nie będziemy gadać z Wyborczą. Wywodzimy się z takiego środowiska, gdzie pewnych rzeczy po prostu się nie robi. Z drugiej strony niczego nie sprzedajemy, nie produkujemy, jesteśmy niezależni.

Co mnie jeszcze ciekawi to swoiste porozumienie ponad podziałami na waszym forum. Zrzeszacie przecież kibiców wszystkich polskich drużyn, a nie widzę, żeby w komentarzach pojawiały się jakiekolwiek animozje...

- Uważam, że człowiek inteligentny jest w stanie wznieść się ponad własne antypatie. A przecież do takich ludzi adresujemy nasze działania. Owszem, zdarzały się przypadki zakłócania porządku, ale każdy głupi komentarz od razu kasujemy. Jak komuś się nie podoba, to niech spier... - krótka piłka.

Czy sam uczestniczysz aktywnie w kibicowskim życiu? Jeździsz na mecze?

- Kiedyś jeździłem częściej, ale teraz mam dzieciaka i jeżdżę tylko na wyjazdy zagraniczne. Ale ja po Polsce już się najeździłem, na koncie mam może nie setki, ale dziesiątki wyjazdów. Trochę się tego uzbierało przez te 18 lat.

Zdradzisz nam na koniec, któremu z polskich klubów oddałeś prawie dwie dekady swojego życia?

- Nie. Ta wiedza do niczego nie jest wam potrzebna (śmiech)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy