Szalone metody zabijania. Jak pomysłowo unicestwić wroga

Szaleni generałowie, jakby wyjęci z powieści Juliusza Verne’a, nie pomijali żadnej możliwości udoskonalenia broni. Czasem również w formie zadziwiających projektów, z których jedne wyprzedziły swoje czasy, inne bezpowrotnie zakończyły się w fazach przygotowań. Niektóre z nich okazały się wręcz wytworem wybujałych fantazji.

Zwierzęta jako żywe bomby, średniowieczny łamacz mieczy, kordów i szabli, widłochwyt na ludzi, pierwsza broń automatyczna, strzelająca okrągłymi i kwadratowymi kulami, renesansowa wielofunkcyjna rękojeść tarczowa, morski projekt Habakkuk czy hak Archimedesa. Nie zapominajmy również o tzw. gay bomb, czyli "gejowskiej bombie".

Historia broni, strategii wojennych i presja psychologiczna rozpoczęła się, gdy pierwszy człowiek sięgnął po broń (kamień, drewno), by rozwiązać konflikt siłą. Liczne pomysły związane z zabijaniem dowodzą wysokiej kreatywności technologicznej człowieka na tym polu. Ale czy jest to powód do dumy? Poniżej przedstawiamy niesamowite owoce ludzkiej pomysłowości.

Reklama

Ręka Goliata


Abstrahując od wszechstronnego Leonarda da Vinci (1452-1519), również inni artyści, filozofowie i naukowcy angażowali się w udoskonalanie praktyk wojennych. Nie mamy stuprocentowej pewności, czy pomysł "obronnego żurawia" naprawdę zrodził się w głowie greckiego filozofa, ale wiemy, że już w III w. p.n.e. ta ogromna broń zapisała się w historii jako "hak Archimedesa".

W czasie wojen punickich (264-146 r. p.n.e.) Kartagińczycy nie wahali się używać jakichkolwiek innowacji w walce przeciw Rzymianom i obronie swoich miast. Słynny hak stworzył podobno sam Archimedes podczas drugiej wojny punickiej dla obrony Syrakuz. Maszyna składała się z systemu dźwigni, lin, haków. Służyła do unieruchomienia, przewrócenia i zatopienia statku.

Swoim kształtem przypominał ramię dźwigu, na którym zawieszony był ogromny metalowy hak. Kiedy pazur opuszczano na nadpływający statek, mógł podnieść go do góry, następnie rozkołysać w powietrzu i bardzo szybko zatopić wraz z całą załogą. Maszyna była tak sprytnie schowana przed oczami Rzymian, że ci naprawdę myśleli, iż walczą przeciwko gigantycznym bogom.

Bogaty ściągnięty z konia


Bardzo skutecznym instrumentem wojennym w średniowieczu, od Japonii po Europę, był tzw. widłochwyt. Nie wiemy, kto był jego wynalazcą. Była to broń w formie wideł, używana przez załogi broniących się miast, twierdz. Na końcu drzewca znajdowało się półkole uzbrojone w kolce.

Niektóre miały specjalne sprężynujące druty, blokujące sobą szyję dla lepszego obezwładnienia. Widłochwyt łapał jeźdźca wokół pasa, pleców lub szyi i pozwalał łatwo ściągnąć z konia. Stanowił prototyp dzisiejszych szczypców teleskopowych. Wykorzystywała go często straż miejska oraz średniowieczni złodzieje, którzy za jego pomocą ściągali z koni bogatych szlachciców, aby obrobić ich z pieniędzy i cennych przedmiotów.

W Japonii widłochwyt nosił nazwę sasumata, a bojowe plemiona Papui-Nowej Gwinei (a może i prekolumbijscy Majowie) wykorzystywali zamiast niego równie skutecznego drąga z pętlą, którą sprytnie "nawlekali" na szyję jeźdźców.

A za jego trudy, znoje, wystrzelą mu trzy naboje...


Jeśli przejdziemy do czasów włoskiego XVI-wiecznego renesansu, jedną z koronnych broni był rodzaj puklerza - tzw. rękojeść tarczowa. Pomyślana jako część ochronna uzbrojenia i broń w jednym. Składa się z małej tarczy (ok. 30 cm średnicy) i metalowej rękawicy wyposażonych w ostre szpikulce. Od wewnątrz przymocowane jest ostrze miecza, wystające na zaledwie 30 cm, służące do zadawania pchnięć.

Zakładano ją jak rękawicę, a wielką innowacją był również hak, na którym można było zawiesić lampę. Latarenka osłonięta była skórzanymi pasami, co nocą mogło skutecznie mylić przeciwnika. Nic dziwnego, że rękojeść używana była przede wszystkim jako obrona przed ulicznymi złodziejami.

Bez wątpienia efektywniejszą bronią była tzw. kartaczownica Puckle’a. Skonstruowana na początku XVIII w. przez brytyjskiego pisarza, wynalazcę i prawnika Jamesa Puckle’a (1667-1724), przypuszczalnie była pierwszą sprawdzoną w prasktyce formą karabinu szybkostrzelnego (patent w 1718 r.). 

Kartaczownica to rewolwer z zamkiem skałkowym, osadzony na trójnogu i zaopatrzony w wielokomorowy cylinder obrotowy. W próbach broń osiągała szybkostrzelność praktyczną wynoszącą 9 strzałów na minutę, a w ciągu siedmiu minut można z niej było oddać do 63 strzałów (dobrze wyszkolony muszkieter mógł wówczas oddać najwyżej do 3 strzałów na minutę). Mogła strzelać dwoma typami pocisków - okrągłymi i czworobocznymi. Te ostatnie, uważane za bardziej bolesne, przewidziano do walk przeciw muzułmańskim Turkom.

Naprawdę niebezpieczne zwierzęta


Zmiana zwierzęcia w maszynę do zabijania znana była już Fenicjanom oraz Hannibalowi i Neronowi. W czasie drugiej wojny światowej bojowe słonie, lwy i tygrysy zostały zastąpione przez subtelniejsze, ale równie niebezpieczne zwierzęta.

Do żywych broni należała np. amerykańska jednostka nietoperzy. Mowa tu o planie o kryptonimie "Project X-Ray", nad którym Amerykanie rozpoczęli prace po ataku na Pearl Harbor (grudzień 1941 r.). Na podpalacza trenowano molosa meksykańskiego Tadarida brasiliensis. Niestety, przymusowi piromani, wyposażeni w miniaturowe ładunki zapalające, uparcie nie odróżniali "swoich" od wroga... Prace zarzucono.

Brytyjscy żołnierze, dla odmiany, eksperymentowali z martwymi szczurami, na których umieszczali plastikowe ładunki wybuchowe.

Rosjanie trenowali psy przeciwpancerne tak, aby myślały, że pod czołgami kryje się pożywienie. Psy opasane materiałami wybuchowymi i wypuszczane na front, wbiegały pod czołgi nieprzyjaciela, gdzie ładunek detonował. Potwierdzono tylko jeden przypadek skutecznego zastosowania bojowego psów w akcji przeciwko Niemcom.

Trociny w głowie


W czasie II wojny światowej metale stanowiły cenną grupę surowców. Gdy alianci zaczęli tracić ogromne ilości statków transportowych i lotniskowców w wyniku działalności łodzi podwodnych nazistów, rząd brytyjski wymyślił plan HMS Habakkuk (rok 1943).

Projekt zakładał konstrukcję lotniskowca, którego podstawowym materiałem konstrukcyjnym miał być tzw. pykret (od wynalazcy Geoffreya Pyke’a), mieszanina lodu (86%) i miazgi drzewnej lub trocin (14%). Okręt miał mieć 600 m długości, 90 m szerokości, system ciągłego chłodzenia i możliwość przyjęcia 300 samolotów pokładowych.

Obawy co do niezawodności systemu chłodzenia i sprzeciw brytyjskiego premiera Winstona Churchilla spowodowały ostatecznie wstrzymanie prac nad Habbakukiem.

Zabójcza pralka i wyżymaczka



Po drugiej stronie frontu, w Niemczech, uczone głowy technologów również przestawały myśleć logicznie. Dość osobliwe miejsce w historii badań zajmują działa akustyczne i wiatrowe, projekty austriackiego wynalazcy dr Zippermayera. Pierwsze zakładało wytworzenie poprzez eksplozje metanu serii fal dźwiękowych, mających się na siebie nałożyć w odpowiednio wyliczonym miejscu. Efektem takiego spotkania miał być morderczy dźwięk wysokiej częstotliwości, zabijający wszystkich w pobliżu.

Ustalono, że konstrukcja taka jest rzeczywiście skuteczna z bliskich odległości, ludzie oddaleni o 300 metrów odczuwali silny ból głowy. Druga konstrukcja, zwana Windkanone, również opierała się na serii detonacji - cel miały niszczyć fale uderzeniowe kierowane przez specjalnie wyprofilowane dysze. Na poligonie łamano dziesięciocentymetrowe deski z odległości 50-200 metrów. Pełnorozmiarowy prototyp niestety nie działał na dużych wysokościach (nie był w stanie zniszczyć lecących nisko samolotów) i ogromne działo wiatrowe odeszło w niepamięć...



Krzysztof Pochwicki

 

21 wiek
Dowiedz się więcej na temat: Bomba | nietoperz | działo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy