Sarkazm zakazany! Korea Północna pogrąża się w absurdzie

​Gdy mogło się wydawać, że jego przodkowie wymyślili już każdy możliwy absurd, on wzniósł się na wyżyny. Koreański przywódca, Kim Dzong Un właśnie oficjalnie zakazał używania w kraju... sarkazmu.

Dokładniej rzecz biorąc chodzi o sarkazm i drwiny, których obywatele używają komentując decyzje wodza i bieżącą sytuację polityczno-gospodarczą w kraju.

Oficjalna krytyka reżimu była zakazana od dawna, teraz postanowiono ostatecznie rozprawić się z wrogami narodu, którzy podkopywali autorytet Kima robiąc sobie z niego żarty.

Jak doniosło radio "Wolna Azja" w całej Korei Północnej odbyły się spotkania funkcjonariuszy z obywatelami, podczas których ogłoszono wprowadzenie najnowszych regulacji. Oficjalnie ostrzeżono przed niebezpośrednią krytyką, która ma być odtąd bardzo niemile widziana.

"Służby bezpieczeństwa na apelach do mieszkańców zaalarmowały, że te potencjalnie wrogie działania będą traktowane jako działalność zbuntowanego elementu. Mówiąc w skrócie, głównym przesłaniem było: Trzymajcie gęby na kłódkę" - powiedział informator radiostacji.

Reklama

Padły również przykłady sarkastycznych określeń, które mają zostać natychmiast wyeliminowane. Wśród nich znalazło się bardzo popularne w Korei Północnej stwierdzenie: "To wszystko wina Ameryki".

Władze nie były w stanie kontrolować intencji z jaką obywatele wypowiadają te słowa, więc na wszelki wypadek wpisały je do indeksu fraz zakazanych. Obarczanie winą za złą sytuację w kraju amerykańskich imperialistów od lat było wymówką władzy, ale okazało się, że niektórym ta wymówka się przejadła.

Inną zakazaną frazą jest "Głupiec, który nie widzi świata zewnętrznego" - tak często krytykuje się ostatnio kontynuującego izolacjonizm swoich poprzedników Kim Dzong Una. Fraza ta zyskała na znaczeniu, gdy dyktator odmówił uczestnictwa w obchodach rocznicy zakończenia II wojny światowej w Rosji i Chinach.

Lokalne media donoszą, że zaufanie do władzy w Korei Północnej znacznie osłabło w tym roku. Tylko w ciągu ostatnich dwóch tygodni w kraju pojawiły się dwa graffiti ośmieszające Kim Dzong Una i jego politykę. W sąsiedniej Korei Południowej już wcześniej dochodziło do masowych demonstracji, podczas których palono kukły 32-letniego dyktatora.

Nerwowe ruchy w Korei trafnie spuentował jeden z amerykańskich publicystów, twierdząc, że "Kim zakazał sarkazmu z obawy o to, że jego lud zgadza się z nim tylko ironicznie".

***Zobacz inne materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy