Pricasso: Artysta malujący penisem

- Moszna portret? - Prącie bardzo! - tak zapewne wyglądałaby rozmowa z artystą Pricasso, gdyby ten posługiwał się językiem polskim. Ten malarz tworzy swoje dzieła przy użyciu... narządów płciowych.

To nie żart. Tim Patch, bardziej znany jako Pricasso, jako pędzla używa penisa. Może brzmi to śmiesznie lub wręcz niesmacznie, ale ta technika nosi nawet swoją nazwę - penile art.

Sam proces malowania przypomina tradycyjne techniki malarskie, ale są pewne różnice. Po pierwsze, przy malowaniu penisem trzeba sporo ruszać... płótnem. Patch nie używa sztalugi, gdyż jego obrazy powstają "w locie". I to dosłownie. Doszedł on do takiej wprawy, że portret wykonuje on w mniej niż kwadrans. Większe dzieła to robota na około półtorej godziny.

Pamiętajmy, że Pricasso wykorzystuje do ich powstania wyłącznie penisa, specjalne farby i... pośladki. Jak sam podkreśla tymi ostatnimi wyjątkowo szybko maluje się tła. Powiedzmy, że wierzymy mu na słowo.

Skąd pomysł na tak awangardowy sposób wyrażania siebie? Australijczyk od zawsze czuł się artystą i miał smykałkę do malowania, chociaż sam nie skończył żadnej szkoły artystycznej. Natchnienie przyszło w 2005 r., gdy zobaczył pracę swojego rodaka, performera Simona Morleya zatytułowaną "Puppetry of the Penis" (lepiej nie pytajcie nas co ona przedstawia). Patch przeszukał internet - okazało się, że nikt nie maluje obrazów penisem. To nisza, którą postanowił wypełnić.

Początkowo obrazy Pricasso, bo taki to pseudonim przyjął artysta, nie cieszyły się wielką popularnością. Nawet najodważniejsi właściciele galerii sztuki nie chcieli mieć do czynienia z jego twórczością. Z pomocą przyszedł internet. Tim zaczął działać jako substytut... striptizera. Oferował on "występ" w kusym stroju, po którym zostanie także pamiątka w postaci samego obrazu namalowanego prąciem oraz płyta DVD z wideo dokumentującym cały proces.

Reklama

Dla samego Pricasso nagrywanie procesu twórczego jest niezwykle ważne. W ten sposób udowadnia on, że nie poprawia swoich dzieł rękami, a jest to zarzut, który zdarza mu się słyszeć wyjątkowo często.

Tim Patch pozostałby pewnie internetowym dziwakiem, gdyby nie to, że jego pracami zainteresowały się również mainstreamowe media. Pricasso wystąpił między innymi w jednej z edycji niemieckiego "Mam talent" - co ciekawe, udało mu się nawet dostać do drugiego etapu mimo ewidentnego sprzeciwu zasiadającej w jury modelki Sylvii Meis. Podobne występy zaliczył on w hiszpańskiej, japońskiej i meksykańskiej telewizji.

Z malowania penisem Patch uczynił naprawdę sprawnie funkcjonujący interes. Jego kalendarz po brzegi wypchany jest zaproszeniami na imprezy i targi, najczęściej te o charakterze erotycznym. W jednym z wywiadów artysta wspomina, że jako Pricasso odwiedził między innymi kraje Ameryki Południowej i prawie całą Europę. Warto w tym miejscu wspomnieć, że kilka obrazów namalował on także w Polsce.

Kilka z jego prac przedstawia znane osobistości. Co najlepsze, część z nich powstała na zamówienie celebrytów. Jeden z obrazów Pricasso otrzymał Hugh Hefner, założyciel Playboya. Swoje portrety mają też komik Charlie Murphy (brat aktora Eddy'ego Murphy'ego) i znany z występów w filmach dla dorosłych Ron Jeremy.

Chcąc zamówić swój portret na stronie internetowej malarza trzeba liczyć się z niemałym wydatkiem. Ceny, w zależności od stopnia skomplikowania i wielkości dzieła, wahają się od 299 do 1000 dolarów. Chociaż namalowanie jednego portretu zajmuje artyście kwadrans, to na zamówione dzieło czeka się około trzech tygodni. Zamówień na taki niecodzienny prezent naprawdę jest tak dużo!

Nie wszyscy są pod wrażeniem umiejętności Australijczyka. Wiele osób uważa, że jego obrazów nie można nazywać prawdziwą sztuką. Patch zawszem powtarza, że jest tak samo dobry jak inni malarze używający pędzla, ale szybciej uwija się z pracą.

- Mogą na mnie narzekać jeśli chcą, ale jest masa ludzi, którzy kochają to co robię.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: malarz | penis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy