Niezwykłe przestępstwa: To nie ja, to mój brat!

Z miłości do latania

Podczas II wojny światowej służyli w lotnictwie USA. George Finn był instruktorem latania, a jego brat bliźniak Charles - pilotem ciężkiego bombowca B-17. 

W 1952 roku za 21 tys. dolarów kupili od szkoły w Bakersfield dwusilnikowy transportowiec C-46. Chcieli go przebudować, by maszyna dała początek liniom lotniczym "The Flying Finn Twins Airline Inc." Wszystko szło po ich myśli, ale władze federalne uznały, że szkoła nie miała prawa sprzedać im samolotu. 

Bracia jednak nie zamierzali go zwrócić. Jeden z nich usiadł za jego sterami, wzbił się w powietrze, a potem wylądował na pustyni w Nevadzie i tam ukrył maszynę. Agenci FBI szybko znaleźli zgubę i bracia trafili za kraty. O tym wydarzeniu bębniła światowa prasa. Wydawało się, że dostaną surowy wyrok, ale federalna ława przysięgłych uwolniła ich, bo... świadkowie nie potrafili określić, który z nich "porwał" samolot. A ponieważ bliźniacy nie chcieli wskazać winnego, obu zwolniono. 

Reklama

To nie koniec historii. W odwecie za to, jak ich potraktowano, bracia Finn w 1954 roku dokonali "obywatelskiego aresztowania" prokuratora Laughlina Watersa. Za naruszenie nietykalności urzędnika (skuli go kajdankami) dostali rok więzienia. Pobyt w zakładzie karnym w Springfield w Montanie zaczęli od głodówki. Nie przyjmowali posiłków przez 71 dni i znów było o nich głośno. Po 115 dniach wyszli na wolność dzięki wstawiennictwu senatora Williama Langera z Północnej Dakoty. 

A sporna maszyna? W 1957 roku szeryf wystawił ją na aukcję. Potem zniknęła - mówiono, że trafiła do któregoś z krajów afrykańskich. 

Skok w filmowym stylu

To był napad jak z najlepszego filmu sensacyjnego i to w najbardziej prestiżowym domu handlowym Berlina! Niedziela 25 stycznia 2009 roku: zamaskowani rabusie wdrapują się na drugie piętro domu handlowego Kaufhaus des Westens (KaDeWe). 

Po sforsowaniu szyby zgarniają łup: wyroby jubilerskie i zegarki warte w przeliczeniu ponad 20 milionów złotych. Nie wiadomo, jak pokonali zabezpieczenia, w tym czujniki reagujące na najmniejszy ruch. Kamery uchwyciły jednak sylwetki trzech zamaskowanych mężczyzn, którzy zostawili drabinkę sznurową i... rękawiczkę. 

To niezwykle ważne znalezisko, gdyż zawierało złuszczony naskórek, a więc i materiał DNA noszącego je człowieka. I kiedy wydawało się, że śledczy mogą odtrąbić sukces, ustalając personalia przynajmniej jednego włamywacza, natknęli się na mur nie do pokonania. Okazało się, że materiał genetyczny należy do pochodzącego z Libanu Abbasa Osmana. Albo... jego brata bliźniaka! 

Obu aresztowano pięć tygodni po ostatniej kradzieży, jakiej dokonali tym razem w Dolnej Saksonii. Policja była przekonana, że jeden z nich brał udział w napadzie. Tylko który? Mieli identyczne DNA, a niemieckie prawo zabrania używać zaawansowanych testów genetycznych do ustalania różnic między bliźniakami jednojajowymi.

- To był "unikalny przypadek w kryminalnej historii Berlina" - powiedział rzecznik policji Michael Grunwald i dodał:

- Ponieważ bracia obciążali się nawzajem, że brali udział w napadzie i nie można było udowodnić, który kłamie, musieliśmy ich puścić wolno.

Był zabity, nie było winnego

Tej nocy 12 lutego 2011 roku przed nocnym klubem w Arizonie wywiązała się bójka. Nieznane były jej powody, za to skutki okazały się tragiczne. Padły strzały, kule trafiły 19-letniego Xaviera Brooksa. Przybyły na miejsce lekarz mógł tylko stwierdzić zgon. Ekipa policyjna ruszyła do pracy i miesiąc później zatrzymano pod zarzutem morderstwa Orlando Nembharda. 

Sprawa szybko jednak przybrała niekorzystny dla śledczych obrót - okazało się, że Orlando ma brata bliźniaka: Brandona. Dochodzeniowcy nie mieli śladów DNA z miejsca przestępstwa, nie było narzędzia zbrodni, czyli pistoletu, z którego padły śmiertelne strzały, nie znaleziono też odcisków palców zabójcy. 

Identyfikacja mordercy szła jak po grudzie. W chwili zdarzenia było ciemno, nerwowo, świadkowie byli podpici. Gdy okazywano im fotografie braci, składali sprzeczne zeznania. Jedni przysięgali, że strzelał Orlando, inni -  że Brandon. Kolejni zaś nie chcieli wcale zeznawać. Sytuacja stała się na tyle niejasna, że obrona zażądała odstąpienia od oskarżenia. 

Skoro żaden z braci się nie przyznawał, nie było śladów DNA ani odcisków palców zabójcy, należało ich uwolnić. Sąd, który początkowo wyznaczył za wolność Orlando pół miliona dolarów, obniżył kaucję do 10 tys. - i mężczyzna był wolny. Morderca pozostał nieznany. Ponieważ Brandon miał czyste konto, śledczy zostawili go w spokoju. Orlando zaś trafił na krótko do aresztu za posiadanie narkotyków i włamanie.

Pijani bliźniacy i martwa 18-latka

Podobny ból głowy mają też polscy prokuratorzy z rejonu Nowego Sącza, którzy dostali do rozwiązania najtrudniejszą w ich karierze sprawę. 

Był poniedziałkowy letni ranek 2018 roku. Przez miejscowość Krużlowa Niżna o piątej rano jadą audi dwaj 19-letni bliźniacy: Karol i Kamil oraz 18-letnia Angelika. Nagle samochód zjeżdża z wąskiej drogi, dachuje i zatrzymuje się na polu. Dziewczyny nie udaje się uratować. 

Obrażenia były tak poważne, że mimo reanimacji zmarła na miejscu. Jeden z bliźniaków uciekł z miejsca wypadku, ale policjanci szybko go namierzyli i zatrzymali. 

Obaj bracia byli pijani. Jeden z nich prowadził samochód. Tylko który? Żaden nie przyznaje się do winy. Są bliźniakami jednojajowymi i mają ten sam kod genetyczny. Obaj wyszli już z aresztu i przebywają na wolności. 

Jeśli śledczy nie znajdą dowodów przeciwko jednemu z nich, to postępowanie zostanie umorzone. Kiedy? Zdecyduje o tym prokurator prowadzący sprawę.


Świat Tajemnic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy