​Nauru: Bezpowrotnie utracony raj

Nauru było kiedyś rajem na ziemi, w którym pieniądze - i to dosłownie - leżały na ulicy. Co się stało? /East News
Reklama

Pracy właściwie nie ma, podobnie jak niezniszczonych przez przemysł terenów. Zdrowego jedzenia, opieki zdrowotnej i perspektyw na przyszłość brak. Moment, w którym na Nauru rozpoczęło się wydobycie fosforytów spowodował trwającą już 50 lat katastrofę...

W roku 1968, kiedy to Nauru zyskało niepodległość, maleńka pacyficzna republika stała się jednym z najbogatszych państw na Ziemi. Wydobycie najwyżej jakości fosforytów - głównego źródła tego pierwiastka oraz najważniejszego składnika nawozów sztucznych - sprawiło, że gospodarka rozkwitła, a PKB wystrzeliło w górę osiągając wartość, która zarezerwowaną dotychczas dla potęg pokroju Arabii Saudyjskiej. 

Pół wieku później w państewku o powierzchni równej większemu lotnisku nie ma właściwie żadnych śladów po okresie prosperity. Zostały tylko zdewastowane tereny, niespłacone długi i ogólnonarodowa plaga otyłości. Od czasów II wojny światowej Nauru nie spadł żaden pocisk, a mimo to kraj wygląda jak po długotrwałym konflikcie. Jak do tego doszło?

Reklama

Za dużo pieniędzy

Po co pracować skoro wszystko jest za darmo, a pieniądze z "publicznej kasy" nigdy się nie skończą? Naurańczycy szybko przekonali się, że powszechny dobrobyt może być najgorszym, co spotyka krajową gospodarkę. 

Ogromne sumy pozyskiwane z wydobycia fosforytów pozwoliły władzom na fanaberie pokroju utworzenia własnych linii lotniczych, a zwykłym ludziom na zakup własnych samochodów i wielu luksusowych dóbr... bez konieczności codziennej pracy. 

Dobrowolne bezrobocie stało się chlebem powszednim, bo na Nauru nie trzeba było nawet płacić podatków. Nie brakuje też opowieści, że w czasach, kiedy to każdy mieszkaniec był faktycznym bogaczem, dolarów australijskich (obowiązującej na Nauru waluty) używało się nawet w charakterze papieru toaletowego. W końcu było ich tyle, że jeszcze kilka pokoleń Naurańczyków mogło żyć nie robiąc absolutnie nic.

Dobra passa nie trwała jednak wiecznie. Naturalne zasoby wyspy malały z każdym rokiem, a miejsca, w których wykopywano fosforyty zaczęły przypominać krajobraz rodem z Księżyca. O tym, że górnictwo bezpowrotnie zniszczyło Nauru najlepiej świadczy to, że kraj został pozbawiony właściwie całej powierzchni, na której dałoby się cokolwiek uprawiać. Na Nauru zaczęto sprowadzać zagraniczną, przetworzoną żywność. Fast foody szybko stały się podstawową pozycją w menu dziesięciu tysięcy obywateli wyspy. Zaczęli oni rosnąć i to bynajmniej nie w siłę...

Na początku lat 90. ubiegłego wieku władze Nauru zaczęły desperacko szukać innych źródeł zarobku. Do "genialnych" pomysłów polityków należy zaliczyć między innymi inwestycję w... musical o życiu Leonarda da Vinci (Leonardo the Musical: A Portrait of Love). Szacuje się, że dofinansowaniu zmiażdżonego przez krytykę londyńskiego show Nauru straciło równowartość siedmiu milionów dolarów. Za to stuosobowa delegacja za państwowe pieniądze poleciała do Londynu na jego premierę...

"Brudna" kasa

Nie było to jednak najgorsze, co przydarzyło się Nauru na przełomie wieków. Kiedy wyczerpały się złoża fosforytów postanowiono uczynić z wyspy raj podatkowy. Banki zajmujące się prawie że legalnie praniem pieniędzy szybko założyły tu swoje fikcyjne siedziby.

Administracja Nauru chętnie przyznawała też paszporty dyplomatyczne znacznie ułatwiające prowadzenie interesów ludziom, którzy w Stanach Zjednoczonych i Europie mogli mieć z tym problem. Istnieją źródła dowodzące, że swoje środki na Nauru lokowali między rosyjska mafia, Al-Ka'ida.

Szemrane interesy nie spodobały się jednak międzynarodowym organizacjom, które zmusiły władze Nauru do wprowadzenia koniecznych reform. Do 2004 roku z wyspy zniknęły wszystkie mafijne banki. 

Walka z szerzącą się korupcją - w której, o dziwo, nie brakowało sukcesów - nie była jedynym wyzwaniem, przed którym stanęło jedno z najmniejszych państw świata. W 2002 roku kraj ten przestał być wypłacalny. 

Kolejnym pomysłem na ratowanie gospodarki było uczynienie z wyspy miejsca zsyłki uchodźców próbujących dostać się do Australii. Program obozów dla uchodźców realizowano w latach 2001 - 2007 i ponownie od 2012 roku do dzisiaj. 

Prywatna "opieka" nad szukającymi nowego domu przybyszami okazała się skutecznym lekarstwem dla podupadających finansów, ale nie zdołała wyprowadzić Nauru na prostą. Co więcej, sprawiła że o zapomnianej wyspie zaczęło robić się głośno w mediach.

To przez fatalne warunki panujące w obozach dla uchodźców. W najgorszej sytuacji są niestety dzieci emigrantów.

- Zaczynamy zauważać tendencje samobójcze już u ośmiolatków. Sytuacja jest kryzysowa - mówi cytowana przez BBC profesor psychologii Louise Newman z Uniwersytetu w Melbourne.

Obozy nie są zamknięte - uchodźcy mogą poruszać się po terenie całej wyspy. Tyle że życie poza terenami zgrupowania nie różni się zbytnio od tego za kratami. Jest tak samo naznaczone biedą i niepewnością jutra. Na Nauru nie ma już praktycznie miejsc, w które można byłoby się udać, by podziwiać piękno przyrody. Przemysł ciężki i nadmierna eksploatacja naturalnych złóż zabrały Naurańczykom nawet to.

- Chciałbym, żeby nigdy nie znaleziono u nas fosforytów. Kiedy byłem jeszcze małym chłopcem były tu drzewa, było tu zielono. Jadało się świeże kokosy i owoce chlebowca. Na widok tego, co nas spotkało, chce mi się płakać - powiedział stojący na czele naurańskiego kościoła protestanckiego James Aingimea w rozmowie z New York Times.

Tak mała wyspa, tak dużo pogrzebów

W 2018 roku - dokładnie pięćdziesiąt lat po odzyskaniu niepodległości - Nauru prowadzi jedynie w rankingach dotyczących otyłości i cukrzycy. Z tą pierwszą zmaga się ponad 70 proc. mieszkańców pacyficznej wyspy. Z powodu choroby metabolicznej cierpi blisko połowa obywateli.  

Sytuacja powoli zmienia się na lepsze, ale największą przeszkodą są sami Naurańczycy widzący w otyłości... oznakę dobrobytu. Na wyspie realizowane są już programy mające na propagowanie zdrowego stylu życia oraz uświadamianie ludności, że dotykające sporą część społeczeństwa problemy ze wzrokiem lub też konieczność amputacji kończyn jest bezpośrednio związana z ich niezdrowym stylem życia. 

Statystyki nie zostawiają żadnych wątpliwości - o odchudzaniu powinno pomyśleć aż 93 proc. kobiet i 97 proc. mężczyzn. Odwiedzający wyspę lekarze mówią jedno: nigdy nie widzieli tylu pogrzebów.

Rząd Nauru przeznacza ratowanie zdrowia obywateli Nauru spore - jak na tamtejsze warunki - sumy. Pieniędzy jest jednak wciąż za mało. Rybołówstwo będące obecnie główną gałęzią przemysłu nie generuje jednak wystarczająco wysokich przychodów, aby sytuacja zmieniła się na lepsze w najbliższej przyszłości. 

Politycy wiążą nadzieję z kolejnym już biznesem mającym uratować ich kraj - górnictwem podmorskim. Terenami pod wyspą i wokół niej interesują się prywatne firmy zajmujące się wydobyciem niklu, kobaltu, manganu i miedzi. Wyniki przeprowadzonych badań są - jak czytamy w oficjalnych oświadczeniach - "obiecujące". Wydobycie z głębin miałoby rozpocząć się w 2025 roku. Oznacza to jeszcze siedem chudych lat. Oby tylko mieszkańcy wyspy zdołali doczekać okresu ponownej prosperity...

Michał Ostasz

Źródła:

  • "Corruption, incompetence and a musical: Nauru's cursed history", The Guardian
  • "I have seen so many funerals for such a small island": The astonishing story of Nauru, the tiny island nation with the world’s highest rates of type 2 diabetes", Diabetes.co.uk
  • "Nauru refugees: The island where children have given up on life", BBC
  • "Boy bands and musicals: The secret history of Nauru and its lost wealth", ABC.net


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy