Gotowi na Apokalipsę

Chris Martenson rzucił pracę, w której dostawał sześciocyfrową pensję, bo uznał, że "niepotrzebnie odciągała go od rzeczy naprawdę ważnych". Miał na myśli przygotowania do końca świata.

Od zewnątrz dom Jerry'ego Erwina w północno-wschodnim Oregonie niczym się nie wyróżnia. Wygląda dokładnie tak samo, jak stojące obok domy sąsiadów. Na pozór to standardowy amerykański dom z pięknie przystrzyżonym trawnikiem i szerokim podjazdem dla wielkich pick-upów. Ale tylko na pozór.

Przygotowani na najgorsze

Z tyłu budynku, przed wzrokiem ciekawskich, ukryte jest to, co zaprząta głowę Erwina od kilku miesięcy - dowody jego przygotowań do Apokalipsy. Czterdziestopięciolatek jest przekonany, że koniec świata nastąpi w ciągu najbliższych lat. A już na pewno przed końcem jego życia.

- Pod dachem mam stos drewna, zbieram deszczówkę do beczek a w pogotowiu trzymam kilka zwojów drutu kolczastego - mówi.

Zamknięci w twierdzy

Jerry Erwin razem z żoną zgromadził w domu zapasy jedzenia wystarczające na przetrwanie około pół roku oraz tysiące sztuk amunicji.

- Wymieniłem wszystkie okna, a całkiem niedawno zamontowałem nowe drzwi wejściowe. Mają w sobie tyle zabezpieczeń, ile tylko mogłem dostać - chełpi się 45-latek. - Teraz zamierzam dodać kilka strukturalnych ulepszeń do nich, tak by praktycznie nie dało się ich wyważyć - zdradza Erwin.

Reklama

Czterdziestopięciolatek z Oregonu jest tylko jednym z wielu tysięcy Amerykanów, którzy uważają, że polityczna zawierucha, kryzys gospodarczy i katastrofy ekologiczne są symptomem rychło nadciągającego końca naszej cywilizacji.

- Jesteśmy świadkami dokładnie takich wydarzeń, jakie doprowadziły inne mocarstwa do kryzysu a nawet upadku: wyczerpanie zasobów surowców mineralnych, skażenie środowiska czy zmiany klimatyczne - uważa Erwin.

Dla niego klęska jest nieunikniona i "najlepszym rozwiązaniem jest przygotować się na najgorsze". Dokładnie tak, jak Jerry może myśleć nawet i kilkaset tysięcy Amerykanów.

Nie zastanawiają się czy, ale kiedy

Pesymizm, jaki bije z wypowiedzi Jerry'ego Erwina, jest podzielany przez wiele grup społecznych. Od lewicowych ekologów, którzy wierzą, że zmiany klimatyczne i chciwość kapitalistów zniszczą naszą cywilizację, do radykalnych ugrupowań chrześcijańskich uważających, iż to samo stanie się za sprawą ludzkich grzechów.

Ludzie ci określają się sami mianem: "fatalistów", "przepowiadaczy", czy "ocalonych" i przy pomocy wielu różnych metod próbują znaleźć odpowiedź na jedno pytanie: Jak najlepiej przygotować się na nadejście Apokalipsy?

Zamieszkaj w średniowiecznym zamku

Jim Rawles, którego Jerry Erwin nazywa "patronem świętego ocalenia" jest zwolennikiem podejścia izolacjonistycznego, inspirowanego przez ruchy chrześcijańskie. Nie posłał on swoich dzieci do szkoły, tylko uczył jej osobiście w domu. Nie chce zdradzić adresu zamieszkania, a czytelnikom swojego bloga - survivalblog.com - radzi, by "przenieśli się w bezpieczniejsze miejsce i nie ruszali się stamtąd przez cały rok".

"Planując dom na uboczu pomyśl: średniowieczny zamek" - pisze na blogu wychwalając jednocześnie zalety wykorzystania worków z piaskiem w celu obrony każdego budynku.

Rawles, tak jak wielu z najbardziej konserwatywnego skrzydła "fatalistów", jest zwolennikiem szerszego dostępu do broni, przeciwnikiem powszechnego opodatkowania i podejrzanie podchodzi do wszystkiego, co choćby trąci socjalizmem. Po przeciwnej stronie są natomiast lewicowi aktywiści, którzy nigdy w życiu nie mieli broni w ręce i poświęcają się uprawie ziemi.

Gdzieś pomiędzy plasują się ludzie pokroju Chrisa Martensona. Rzucił on pracę, w której dostawał sześciocyfrową pensję, bo "niepotrzebnie odciągała go od rzeczy naprawdę ważnych". Miał na myśli przygotowania do końca świata.

Przygotowania nie przeszkadzają robić biznesu

Martenson zaczął uprawiać ziemię na własny użytek oraz opracował kurs, który ma pomóc ludziom przygotować się do skutków społecznej niestabilności. Jednocześnie przejął kontrole nad swoimi inwestycjami i... w ostatnim roku pomnożył swoje oszczędności o 166 proc.

Brać sprawy w swoje ręce

Chwilą, kiedy Martenson ocknął się i postanowił przewartościować całe swoje życie był 11 września 2001 r. Gdy zobaczył wbijające się w bliźniacze wieżę WTC samoloty czuł się całkowicie bezsilny i zupełnie nieprzygotowany na to, co przyniesie przyszłość.

Natomiast Erwina, który od zawsze uważał, że społeczeństwo w końcu się rozpadnie, poruszyło spustoszenie, jakie spowodował w 2005 r. huragan Katrina. A chaotyczne, nieskoordynowane i nieskuteczne działania służb ratunkowych tylko utwierdziły go w przekonaniu, że trzeba działać na własną rękę.

- Pomyślałem, że sprawy na pewno się nie poprawią... Być może nasze społeczeństwo, nasza cywilizacja, amerykańskie imperium rozpadnie się jeszcze w ciągu mojego życia - wspomina Jerry Erwin.

Wieść życie przodków

Zupełnie inaczej miało to miejsce w przypadku Johna Milandreda. To nie żaden z dramatycznych momentów przesądził o tym, że sprzedał dom na przedmieściach dużego miasta i wyniósł się z rodziną na farmę w Oklahomie.

- Po prostu mieliśmy dość tego, że musimy ciągle pracować, by płacić rachunki. Przez całe życie nic nie osiągnęliśmy tylko spłaciliśmy kolejne kredyty - wyjaśnia Milandred. Wraz ze swoją żoną mają zamiar "uprawiać ziemię, być samowystarczalni i wieść życie pionierów, dokładnie tak jak ich prapradziadkowie".

Kto przetrwa, a kto nie

Nie wiadomo, ilu ludzi zmieniło zupełnie swoje życie w obawie przed - jak twierdzą - nadciągającą Apokalipsą. Jednakże setki stron www zawierających rady, jak przygotować się do końca świata - w tym witryna Erwina: www.suburban-self-reliance.com - notują miesięcznie miliony odwiedzających.

- Światowy kryzys gospodarczy tylko zwiększył zainteresowanie ruchami "fatalistów" - mówi Erwin. Jednocześnie jest mu żal spóźnialskich.

- Pomożemy im tak, jak tylko będziemy mogli - zapewnia. - Ale zbyt dużo ludzi wchodzi na tę "szalupę ratunkową" w ostatniej chwili i z pewnością będzie im bardzo ciężko przetrwać - prognozuje.

MW, na podst. AFP

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy