Dźgnął kolegę nożem, bo zdradzał mu zakończenia książek?

Zdradzanie zakończeń bywa niebezpieczne /123RF/PICSEL
Reklama

Kuriozalny wypadek zdarzył się w antarktycznej stacji badawczej w Bellingshausen, na Wyspie Króla Jerzego. Rosyjski naukowiec usiłował zabić kuchennym nożem swojego kolegę. Powód? Ten drugi cały czas zdradzał mu zakończenia książek, które czytali. Za atakiem może kryć się jednak inny powód...

55-letni Siergiej Savitsky i 52-letni Oleg Beloguzov pracowali razem w rosyjskiej stacji rejonie Antarktyki od czterech lat bez większych kłopotów. Jednak jak się okazało, niecały miesiąc temu Savitsky w porywie szału chwycił kuchenny nóż i dźgnął Beloguzova w klatkę piersiową. 

Najprawdopodobniej było to pierwsze w historii usiłowanie morderstwa w Antarktyce. Być może zostanie zapamiętane również jako jedno z najdziwniejszych, bo śledczy dowiedzieli się, że badacz dopuścił się ataku, gdyż kolega "spoilował" mu finały książek. 

Reklama

Według informacji, do których dotarły rosyjskie media obaj panowie są zapalonymi czytelnikami. Będąc w odizolowanej od świata stacji badawczej pochłaniali całe stosy książek. Jeden z nich miał jednak paskudny zwyczaj ujawniana zakończeń historii, które właśnie czytał jego współpracownik. Po kolejnym spoilerze Savitsky nie wytrzymał i zaatakował kolegę.

Na szczęście ofiara krewkiego nożownika została bardzo szybko przetransportowana do szpitala i lekarzom udało się uratować życie Rosjanina. Pomimo że nóż poważnie uszkodził serce Beloguzova, stan mężczyzny jest stabilny i powoli wraca do zdrowia.

Niedoszły morderca tydzień temu oddał się w ręce władz, zaraz po tym, jak wrócił do Rosji. Obecnie znajduje w areszcie domowym oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Przyznał się do dźgnięcia kolegi, ale podkreśla, że nie chciał go zabić.

Śledczy uważają, że ciągłe prowokowanie było tylko jedną z przyczyn wybuchu agresji. Pracujący w stacji badawczej są bowiem odizolowani od świata i społeczeństwa, co jest bardzo dużym obciążeniem dla psychiki. Dodatkowo mają... nieograniczony dostęp do alkoholu, który jest przysyłany do nich z Rosji. Policja komentując sprawę przyznała, że bierze pod uwagę również "udział" procentów w tej historii.



INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama