Bożena Dykiel, do niedawna jedna z ambasadorek Fundacji "Twarze depresji" wyleciała z hukiem, wróć, zakończyła za obopólną zgodą współpracę z owąż fundacją za słowa, które padły na antenie Dzień Dobry TVN. Bożena Dykiel znana jest z brawurowych ról nieszczególnie subtelnych, za to wyszczekanych baburów i przy całej sympatii do jej talentu w tym zakresie, tym razem chyba po prostu za bardzo się wczuła we własny stereotyp.
Afera wystartowała z chwilą, gdy Aniołowa niefortunnie zasugerowała, że przy dopadającej człowieka melancholii warto poszukać sobie kumpla do kielicha i że proces leczenia zabójczej choroby startuje, gdy człowiek sobie po prostu chlapnie raz czy drugi. Voilà. Wprawdzie było tam jeszcze potem coś o niedoborach litu w jedzeniu, czyli w tym czymś "co się wpuszcza do pyska", ale generalnie istota wywodu została streszczona.
Wniosek ten, wedle wszelkiej zgromadzonej wiedzy psychomedycznej jest, delikatnie mówiąc, gruby. Środowisko na aktorce rozwiesiło już od soboty girlandy kundli, a ja mimo wszystko pozwolę ich sobie kilka zdjąć. Na takie chlapnięcia na lewo i prawo istnieje stosowne określenie w języku polskim - wylać dziecko z kąpielą. Ale po kolei.