Pożary zombie. Naukowcy alarmują, to poważne zagrożenie
Pożary lasów nie zawsze kończą się wraz z nadejściem znacznego ochłodzenia. Dobrze o tym wiedzą m.in. mieszkańcy Kanady, którzy w tym roku odnotowali nie tylko rekordową liczbę pożarów lasów, ale teraz mierzą się także z wyjątkowo dużą liczbą tzw. pożarów zombie. Aktualna sytuacja w Kanadzie jest bardzo alarmująca - naukowcy mówią o dużym problemie. Także w Polsce w ostatnich latach zwiększyło się zagrożenie pożarowe. W tym przypadku warto korzystać z mapy online, aby sprawdzić, gdzie może być niebezpiecznie.
Nawet podczas kanadyjskiej zimy wciąż tli się żar, który jest pokłosiem zeszłorocznego rekordowego sezonu pożarów. Tak zwane pożary zombie płoną tu obecnie nawet pod grubymi warstwami śniegu, rozprzestrzeniając się i tworząc nowe zagrożenie. Naukowcy alarmują, że aktualny stan budzi poważne obawy o to, co może przynieść nadchodzące lato.
Zeszłoroczne rekordowe pożary w Kanadzie wciąż dają o sobie znać. Na przykład kierowcy poruszający się zimą po drogach kanadyjskiej prowincji - Kolumbii Brytyjskiej, doświadczają nieprzyjemnych widoków i zapachów. Wokół unoszą się kłęby niebieskawo-szarego dymu, a w powietrzu czuć spaleniznę.
Wspomnieniem o jednej z takich podróży podzieliła się m.in. Sonja Leverkus, mieszkanka tamtych rejonów. Kobieta, która pracuje zarówno jako strażak, jak i badaczka, opisała BBC przejazd trasą, która położona była w bliskiej okolicy pożarów zombie.
- Nigdy nie doświadczyłam burzy śnieżnej, która pachniałaby dymem - skwitowała kobieta, dodając, że unoszący się śnieg oraz dym były niebiesko-szare, a smugi te widoczne są nawet w bardzo mroźne dni, kiedy temperatura spada poniżej -40 stopni Celsjusza.
Pożar zombie zwany jest także pożarem zimowym. Niekiedy eksperci obserwują, że w okolicach minionego pożaru, zaczyna się nowy pożar. Naukowcy starali się wyjaśnić, skąd bierze się takie nagłe ponowne podpalenie, jeśli wykluczono błąd ludzki, czy np. uderzenie pioruna.
Porównując zdjęcia satelitarne, oraz doniesienia strażaków i postronnych obserwatorów, uczeni ustalili, że niekiedy pożar "hibernuje" w torfowisku. Dzięki składnikom torfu cały czas się tli, do tego paradoksalnie grube warstwy śniegu izolują pożar zombie od silnego wiatru i mrozu. Pożar taki może więc tym sposobem przeczekać niekiedy nawet całą zimę, by na wiosnę ogień wybuchł ponownie z wielką siłą.
To właśnie są pożary zombie - taki ogień podczas "hibernacji" przesuwa się powoli, ale systematycznie i tli się nawet pod śniegiem, a po ociepleniu pożary mogą zająć nowe tereny.
Pożary zombie nie są niczym niezwykłym, bo naukowcy wiedzą o nich już od dłuższego czasu - zdarzają się regularnie nie tylko w Kanadzie, ale i np. w Arktyce, czy na Syberii. Eksperci twierdzą, że w ciągu ostatnich 10 lat sama tylko Kolumbia Brytyjska odnotowywała średnio pięć lub sześć pożarów, które nadal płonęły w zimnych miesiącach - co nie było znaczącym wynikiem.
Jednak w bieżącym roku to się zmieniło. Wyłącznie w styczniu prowincja odnotowała bezprecedensowy szczyt 106 aktywnych pożarów zombie. Do tego dodać trzeba pozostałe punkty na mapie Kanady oraz innych krajów. Eksperci specjalizujących się w tematyce związanej z pożarami obawiają się o to, że te tlące się punkty szybko zmienią się w katastrofę z nadchodzącym sezonie.