Zabij albo zgiń, Paper Girls, Giant Days: Święta trójca Non Stop Comics

Najlepsze z najlepszych - Zabij albo zgiń, Giant Days, Paper Girls /INTERIA.PL
Reklama

​Wydawnictwo Non Stop Comics dosłownie zalewa rodzimy rynek świetnymi tytułami. Wybór "najlepszych z najlepszych" jest najtrudniejszym z możliwych, ale samo posiadanie takiego dylematu to czysta przyjemność!

Czytelnikom Menwaya stale zaglądającym do zakładki "Popkultura" z pewnością nieobce są tytuły "Paper Girls, Giant Days i Zabij albo zgiń. Przy każdej recenzji kolejnych albumów z tych serii nie mogłem nachwalić się, jak bardzo te wydawnictwa przypadły mi do gustu. Krwawy thriller, pokręcone science-fiction i - tylko z pozoru - "babska" opowiastka o życiu na uniwersytecie. Wspólny mianownik: jakość. Nie inaczej jest w przypadku tomów czwartego, piątego i szóstego. Z jednym cyklem musimy się pożegnać, pozostałe zbliżają się do swoich finałów.

Zabij albo zgiń - tom 4

Historia Dylana, "sprzątacza" złych ludzi, dobiegła końca. Na pewno znacie niejeden przypadek filmu, serialu, książki lub innego komiksu, które świetnie się oglądało lub czytało aż do... beznadziejnego finału. Ed Brubaker, scenarzysta Zabij albo zgiń, zrobił wszystko, by uniknąć tej klątwy. Czy się udało? I to jak! Czwarty album z serii jest czymś więcej niż satysfakcjonującym finałem.

Reklama

To pełnoprawne, sycące, ale pozostawiające miejsce na więcej, danie. I kiedy do waszej głowy zaczyna dochodzić, że to "już koniec, nie ma już nic" autor serwuje jeszcze jeden mały twist. Swoistą kropkę nad i. Albo nawet więcej - wykrzyknik przy zdaniu "Wiem, że napisałem coś zajebistego!". I jest to coś, do czego nie trzeba dopisywać już nic więcej. 

Zabij albo zgiń to jeden z tych komiksów, w których zakochają się zarówno koneserzy historii obrazkowych (tylko ci pełnoletni, bo strony dosłownie zalewają hektolitry krwi, przekleństwa i nagość), jak i ci, dla których będzie to pierwszy kontakt z tym medium.

Historia Dylana, młodego mężczyzny, który w zamian za uratowanie przed śmiercią zawiera z demonem układ, na mocy którego musi zabić miesięcznie przynajmniej jedną osobę, czyta się jak... świetny film.

Wrażenia potęgują świetna - realistyczna, ale pozwalająca sobie na wizualne odjazdy  - kreska Seana Philipsa, zabawy narracyjne Brubakera i ciężki klimat będący wypadkową talentu obu panów. Napisałbym, że to najlepsza pozycja w katalogu Non Stop Comics, gdyby nie fakt, że wydają oni również opisane poniżej albumy...

Paper Girls - tom 5

Serię Briana K. Vaughana zwykło się porównywać do Stranger Things. Lata 80., nastolatki będące głównymi bohaterkami, małe, amerykańskie miasteczko służące za miejsce akcji i elementy science-fiction rodem z Kina Nowej Przygody. "Problem" w tym, że tak wyglądał tylko pierwszy tom przygód dostarczycielek codziennej prasy. Kilka albumów później autor takich hitów jak "Ex Machina", "Y - Ostatni z mężczyzn", czy "Runaways" odleciał w takie rejony, do których wspomniany hit Netfliksa nigdy się nie zbliży.

Szalona czasoprzestrzenna przygoda czwórki nastolatek zbliża się ku końcowi. Po trzymających w napięciu, ale też mocno zagmatwanych (celowo!) albumach, przyszedł czas na odpowiedzi. Vaughan uchyla rąbka tajemnicy, ale nie robi z czytelnika wszechwiedzącego bytu. Czytając Paper Girls wiemy tyle, ile śledzone na kolejnych stronach bohaterki. Kto jest przeciwnikiem, a kto sprzymierzeńcem? Zgadywanek nie ułatwiają motywy związane z podróżami w czasie. Rodzące się w głowie pytania "gdzie one są?" trzeba zamieniać na "kiedy to się właściwie dzieje"?

Oznaczony cyfrą 5 można potraktować jak rozgrzewkę przed finałem. Po lekturze nie mogę się już doczekać, kiedy ta pojawi się na polskim rynku. I już wiem, że całość przeczytam przynajmniej jeszcze raz. Nie znacie bandy Mac i jej przyjaciółek? Dorwijcie pierwszy album.  Gwarantuję, że kolejne dosłownie pochłoniecie jeszcze przed ukazaniem się "szóstki"!

Giant Days - tom 6

Scenarzyści i reżyserzy często powtarzają, że łatwiej jest kogoś przestraszyć i rozśmieszyć. John Allison podejmuje się tylko tego drugiego, ale ze stuprocentową skutecznością. Giant Days już po raz szósty udowadnia, że jego komedia obyczajowa w formie komiksu sprawdza się lepiej, niż jako telewizyjny sitcom. Tematem najnowszego tomu jest przeprowadzka głównych bohaterek do nowego lokum. Jak nietrudno się domyślić, okazje do śmiechu i małe dramaty pojawiają się na właściwie każdej stronie.

Allison nie tylko doprowadza nas do łez. Wie, że trzeba też wzruszyć i może trochę "pomoralizować". Jednak igła jego kompasu śmieszności zawsze stara się pokazywać północ.

Giant Days nie łapie zadyszki. Tom "Nie wariuj, Daisy" trzyma wysoki poziom, do którego przyzwyczaiła nas seria. Autor nie stara się wymyślać koła na nowo i nie udaje, że lektura jego komiksu będzie doświadczeniem, które zmieni wasze życie. Ale z całą pewnością uczyni je przyjemniejszym. I za to go bardzo szanuję...

Michał Ostasz


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy