​Wartości rodzinne: Wciąż śmieszne, przerażająco aktualne [recenzja]

Wartości rodzinne w formie albumu ukazały się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu /INTERIA.PL
Reklama

Spotkanie z państwem Król po ponad dekadzie przebiegło wzorowo. Po wymianie uprzejmości i blisko dwóch godzinach śmiechu i dobrej zabawy okazało się, że... niewiele się zmieniło. To dobra i zła wiadomość, której nie można zbagatelizować.

"Wartości rodzinne" to trochę zapomniany komiks autorstwa Michała "Śledzia" Śledzińskiego, autora kojarzonego głównie z kultowej - to zasłużone określenie - serii "Osiedle Swoboda" i legendarnych - też bez krzty przesady - komiksowych pasków i krótkich historyjek obrazkowych na łamach czasopism o grach wideo. 

Cykl, którego wznowienie trafiło do sprzedaży nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu, pierwotnie ukazywał się w odcinkach w latach 2008 - 2010. Informacja ta jest istotna z dwóch względów. Po pierwsze, "Wartości rodzinne" zasługiwały naprawdę odświeżenie. Po drugie, mimo że od premiery minęło ponad 10 lat, to komiks pozostaje zadziwiająco aktualny.

Reklama

Już sama bardzo charakterystyczna kreska "Śledzia" każe czytelnikowi podejrzewać, że mimo podniosłego tytułu całość nie będzie śmiertelnie poważną analizą podstawowej komórki społecznej. 

Problemy, z którymi borykają się państwo Król to mozaika przypadłości, z którymi mierzy się wiele polskich rodzin. Kłótnie małżeńskie? Obowiązkowo. Kłopoty w pracy? Są. Dzieciaki w najtrudniejszym, bo nastoletnim, wieku? Również. 

Tyle, że u Śledzia sprawy komplikują jeszcze mutanci, nie dające się racjonalnie wytłumaczyć zjawiska i intrygująca postać Pana J., który do złudzenia przypomina Zbawiciela Narodów. A może jest nim w rzeczywistości? 

O czym de facto traktują "Wartości rodzinne"? Spod sterty gagów, wizualnych żartów i wyrwanych z innej bajki retrospekcji czytelnik może wyłuskać kilka prostych, ale z całą pewnością ciekawych wątków, których spoiwem - nie chce być inaczej - jest tytuł albumu. Nie myślcie jednak, że Śledziu będzie próbował bawić się w moralizatora...

Gdyby tego było mało "Wartości rodzinne" jako całość są też doskonałym pastiszem wielu produkcji telewizyjnych i często odwołują się do innych dzieł kultury - i to niekoniecznie z rodzimego podwórka. To również aspekt, który paradoksalnie unieśmiertelnił tę serię. 

Żarty z celebryckich widowisk, których tu nie brakuje, pozostają zadziwiająco aktualne, co każe postawić pytanie: czy mamy do czynienia z czystym wizjonerstwem autora czy też sama popkultura stoi w miejscu od co najmniej dziesięciu lat? Podobne myśli przywodzą karykaturalne gęby polityków, które widzimy na ekranach telewizorów oglądanych przez głównych bohaterów. 

Przez chwilę zrobiło się aż zbyt poważnie, ale możecie być spokojni, że podobne zmiany nastroju nie będą wam towarzyszyły w trakcie lektury. Zadba o to między innymi ekipa telewizyjnego - przynajmniej w świecie komiksu - Tucholskiego Patrolu. Jestem przekonany, że nie tylko ja wskazałbym na kadry z grupą tych pokręconych jegomościów za swoje ulubione. Śledziu, jeśli to czytasz, to wiedz, że Mim Poroż i reszta ekipy zasługuje na coś więcej, niż osobny akapit w recenzji!

Chaotyczne, absurdalne, ale przede wszystkim naprawdę śmieszne. Takie są "Wartości rodzinne". Komiksu nie mogę nazwać "obowiązkową pozycją", ale grzechem - myślę, że Pan J. by się ze mną zgodził - byłoby nie pozwolić sobie na przyjemność jego czytania!

Michał Ostasz


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy