Tobiasz Piątkowski: Trzeba wlać polskie paliwo w popkulturowy silnik

Kazimierz Leski ps. Bradl to główny bohater komiksu, którego scenarzystą jest Tobiasz Piątkowski /materiały prasowe
Reklama

- Nie umiem inaczej - powiedział mi Tobiasz Piątkowski, scenarzysta komiksu "Bradl". Dzieło, które stworzył wraz z rysownikiem Markiem Oleksickim to najlepszy przykład tego, jak we współczesny sposób składać hołd polskim bohaterom.

Kazimierz Leski ps. "Bradl" to nie tylko jeden z najbardziej zasłużonych, ale i najbardziej intrygujący polski bohater z czasów II wojny światowej. Trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Virtuti Militari Leski był przed wojną konstruktorem okrętów podwodnych. Kiedy Polska znalazła się pod niemiecką okupacją dołączył do tajemniczej organizacji wywiadowczej Muszkieterzy. Działał także w Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Dał się poznać jako świetny szpieg. Jednym z jego najbardziej imponujących wyczynów było wykradzenie nazistom planów Wału Atlantyckiego. Dokonał tego... podając się za generała Wehrmachtu!

To tylko niektóre z elementów barwnego życiorysu Kazimierza Leskiego, który pośmiertnie doczekał się komiksu traktującego o jego przygodach. Pierwszy album z serii "Bradl" ukazał się w styczniu 2017 r. (przeczytaj recenzję: Bradl - bohater, którego wypada znać) nakładem wydawnictwa Egmont. Nie było to łatwe (komiksiarze to bardzo zajęci ludzie), ale udało mi się porozmawiać z jednym z jego twórców, Tobiaszem Piątkowskim.

Reklama

Michał Ostasz, FACET.interia: Chociaż sporo czytelników może kojarzyć cię z lżejszymi gatunkowo dziełami, to komiks “historyczny" nie jest dla ciebie czymś obcym.  Byłeś, wraz z Markiem Oleksickim, jednym z autorów wydanego w 2008 r. albumu “44" - antologii poświęconej Powstaniu Warszawskiemu. Czyją inicjatywą był “Bradl" i jak wylądowaliście przy tym projekcie?

Tobiasz Piątkowski: Inicjatywa wyszła od Muzeum Powstania Warszawskiego. Ciekawe czy spodziewali się akurat takiego efektu? Dyrektor Jan Ołdakowski chciał “wziąć na warsztat" kolejne postacie związane z Powstaniem, włączyć je do popkultury. Muzeum inicjatywy komiksowe realizuje od dłuższego czasu, ale tym razem miało stworzyć samodzielny “produkt", nie antologię historii czy konkurs.

- Trzeba było wybrać bohatera i tu zaczęły się schody. Wielkich nazwisk jest dużo, a ich historie niekiedy niesamowite, ale w dużej części stoją one sobie już wygodnie na piedestałach. Owszem, można takiemu bohaterowi “doprojektować" kolumienkę czy ozdobny gzymsik na cokole, tyle że dla autora komiksowego to mniej pociągające.

- I wtedy dyrektor Jan sięgnął na półkę i z szelmowskim uśmiechem wyciągnął “Życie niewłaściwie urozmaicone" Kazimierza Leskiego. Dopiero wtedy obaj się rozpędziliśmy - Jan rzucał historię za historią, coraz bardziej zuchwałe akcje, fałszywe dokumenty, skrytki... Idealny materiał na komiksowego bohatera! I od razu miałem obraz w głowie - amerykańskiego zeszytu, odcinkowej historii, mrocznych zaułków i facetów w kapeluszach i płaszczach. A że Marek Oleksicki (autor rysunków w komiksie “Bradl" - red.) jest specjalistą w temacie i zawsze chciałem coś z nim zrobić, to kropki połączyły się błyskawicznie.

Skąd pomysł na to, aby losy Kazimierza Leskiego przedstawić właśnie w taki “amerykański" sposób? Nie baliście się, że bardziej rozrywkowe podejście do historii około wojennych/powstańczych, o których w Polsce wciąż mówi się z trudem, może okazać się kontrowersyjne?

- Po pierwsze, nie umiem inaczej. Po drugie - i jest to element szerszej dyskusji - wierzę głęboko, że czas nadrabiania zaległości w pokazywaniu rodzimych historii, motywów, bohaterów minął. Współczesny odbiorca nie zapomni, że oglądał “Grę o tron" tylko dlatego, żeby dać taryfę ulgową “Starej Baśni". Nie wymażemy z pamięci fantastycznych kadrów “Taboo" oglądając “Belle Epoque". Zdać sprawę, opowiedzieć, zrobić “Pierwszy raz w Polsce..."  to już za mało. Czas przetwarzać, budować nowe konteksty, wlać polskie paliwo w popkulturowy silnik i zobaczyć dokąd dojedziemy.

- W przypadku “Bradla" to wbrew pozorom dobry trop -  prawda historyczna jest w źródłach, Muzeum Powstania Warszawskiego i opracowaniach. W komiksie jest granat, który ma zrobić dziurę w apatii poznawczej odbiorcy. Przez tę dziurę wejdą fakty, analizy, dalsze dociekania, kontrowersje. Tak samo myślałem robiąc “Pierwszą Brygadę", w której to młody Piłsudski spotkał Stasia Tarkowskiego przy wraku machiny latającej.

“Bradl" jest inspirowany losami prawdziwego bohatera, ale jako komiksowi twórcy  dokładacie do prezentowanej historii sporo od siebie. Jak radzicie sobie z konfliktem pomiędzy tym, co i w jaki sposób chcecie pokazać, a tym “jak było naprawdę"? Macie jakieś sztywno wyznaczone granice?

- To trochę krępująca sprawa, bo granice się przesuwają. Głównie pod wpływem postaci. Nawet tym prawdziwym - znanym i nieznanym bohaterom - nadajemy wygląd, wprowadzamy w wykreowany świat, uruchamiamy interakcje. I to czasem ponosi... Mój ulubiony towarzysz Leskiego - Wujo - jest oparty na prawdziwym konspiratorze, o barwnym życiorysie, nietuzinkowych pasjach. Ale kiedy Marek narysował go w komiksie szybko “wymyśliło się" mnóstwo nowych historii - przedwojenna burzliwa przeszłość, tatuaż bazyliszka... Tak jak wejście aktora na plan filmowy może sporo wnieść w historię i wzbogacić odgrywanego bohatera, tak zobaczenie swoich postaci na planszy komiksu może zaowocować serią pomysłów i “odchyleń od prawdy".

- Z głównym bohaterem powinniśmy obchodzić się szczególnie ostrożnie. Tyle, że błyskawicznie ujawnia się niedostatek kobiet w konspiracyjnych początkach Bradla. Powstaje zatem uzupełnienie - postać Barbary. Zgodnie z kanonem opowieści noir - piękna piosenkarka poszukująca zaginionego ukochanego. I oczywiście zwiastuje to wyłącznie kłopoty. Historia płynie sama dalej...

Mieliście okazję pokazać swój komiks komuś, kto pamięta czasy okupacji?

- Komiks czytał syn naszego tytułowego bohatera i był zadowolony, mimo zmian i “naciągania". To chyba najważniejsze. Osoby ze starszego pokolenia, które zetknęły się z naszym albumem traktują go pobłażliwie - dystans do formy jest zauważalny, ale komiks jeszcze przez jakiś czas taki dystans będzie generował. Budujące były dla mnie reakcje spotkanych podczas promocji osób z mediów - realizatorów z radia czy operatorów z telewizji. Ci ludzie - w wieku moich rodziców mniej więcej - byli żywo zainteresowani publikacją, mieli jakieś doświadczenia, wiedzę o Leskim i cieszyli się, że ktoś po nią sięga. Powtarzali też: “Nareszcie, nie tylko Kloss!".

"Bradl" - przynajmniej w mojej opinii - odżegnuje się od bezkrytycznego patriotyzmu, ale ukazuje się w gorącym okresie, kiedy to w rodzimej kulturze coraz częściej pojawiają się dzieła o charakterze patriotycznym lub wręcz narodowym traktujące o polskich bohaterach. Co sądzisz o tej “modzie"? Czy ta koniunktura bardziej pomaga, czy przeszkadza takim projektom jak wasz?

- Wszystko co buduje zainteresowanie rodzimymi bohaterami, produkcjami, projektami cieszy i pomaga. Ale mogę jedynie powtórzyć: czas przetwarzać, czerpać inspiracje z rodzinnego podwórka i nadawać im nowe konteksty, a nie rekompensować sobie braki.

- Osobiście czekam - i w miarę możliwości pracuję w tym kierunku - aż polska popkultura przestanie mieć twarz gangstera z butelką wódki, czy wykolejonego policjanta. Czekam na przeboje kasowe bez nazwy rasy psów w tytule albo słowa “kocham". Czekam, aż polski niskobudżetowy film stanie się hitem, choćby europejskim, na miarę “Sierocińca". Pewnie potrzeba czasu na nadrobienie zaległości i dopiero potem objawią się nowe horyzonty. Oby decydujący o funduszach mieli śmiałość w promowaniu projektów wychodzących poza patriotyczny standard w kierunku współczesnego, międzynarodowego widza.

Jak “od kuchni" wygląda praca nad komiksem, którego scenarzystą i rysownikiem nie jest jedna osoba?

- Akurat u nas “pipeline" (proces twórczy - red.) był sprawny i bez zatykania się. Treatment (rozwinięty konspekt zawierający opis dzieła - red.) dla Muzeum, scenariusz odcinka z prostym storybordem, czyli scenorysem plansz, szczegółowy szkic, gotowe plansze i okładki. Obaj jesteśmy raczej profesjonalni i nie musimy wymieniać odezw na łamach niszowych czasopism zarzucając sobie nawzajem niszczenie artystycznej wizji.

- Bardzo chciałbym, żeby pojemność rynku pozwalała na zawodowe zajmowanie się komiksem - regularne, dobrze płatne, z dobrą promocją. Trochę nam jednak do tego brakuje. Oczywiście nie ma to znaczenia kiedy pracuje się nad autorskim dziełem. Masz wtedy cały czas tego świata i ani termin, ani objętość albumu nie stanowią ograniczenia. Powraca tylko odwieczna trójca: Szybko, Tanio, Dobrze. Wybierz z nich dwa...

Skoro tworzenie komiksów to praca “po godzinach", to czym “normalnie" zajmuje się uznany komiksiarz w naszym kraju?

- Pracuję w Platige Image (twórcy uznanej serii filmów krótkometrażowych “Legendy Polskie" - red.), w dziale projektów specjalnych. Może jednym z nich będzie niedługo jakiś mój komiks. Zobaczymy.

Miałem przyjemność rozmawiać z braćmi Minkiewiczami, autorami komiksu “WILQ", którzy choć sami tworzą dzieło wyłącznie dla dorosłych czytelników, to są zdania, że komiks jako medium w Polsce nigdy nie pozbędzie się łatki czegoś niszowego i w dodatku “tylko dla dzieci" (przeczytaj: Bracia Minkiewiczowie: W WILQ nigdy nie przesadziliśmy). Jesteś podobnego zdania?

- To ciekawy paradoks - z jednej strony łatka “Kaczorów Donaldów" jako sufitu możliwości gatunku, a z drugiej artystyczne albumy za 90 złotych i “kontekstualne antologie dekonstruujące transgresje". No dobra, wyzłośliwiam się. Może teraz, wraz z inwazją Marvela również na półki księgarń, komiksy wrócą do swojej podstawowej funkcji - codziennej rozrywki dla ludzi w każdym wieku, takiej samej jaką oferuje telewizja czy kino.

- Z doświadczenia reklamowego wyciągam smutny wniosek, że wymagałoby to konsekwentnego i zasilanego solidnymi funduszami działania promocyjnego. Uważam się za komercyjnego rzemieślnika. Dobrze czuję się jako dostawca rozrywki, czasami zahaczającej o poważniejsze tematy. Pamiętam jak brałem do ręki kolejne zeszyty “Produktu" Michała “Śledzia" Śledzińskiego i spółki myśląc: Tędy droga, dalej! Tego chcę dla swoich dzieciaków - polskich treści, o polskich problemach i tematach, dobrze narysowanych, dostępnych za kieszonkowe. Tędy droga, dalej!

Czy wyobrażasz sobie, że "Bradl" pewnego dnia opuści karty komiksu i stanie się bohaterem filmu lub serialu? Przecież wasze dzieło to właściwie gotowy scenariusz ze scenorysami...

- Od początku Bradl był tak pomyślany. Struktura, bohaterowie, rozwój wątków, dekoracje i tak dalej. Pewnie brakuje mu prowokacji - “efektu HBO" - by sprostać współczesnemu stępieniu wrażliwości odbiorcy i... zamawiającego. Mam nadzieję, że jeszcze są widzowie i twórcy, którzy nie potrzebują takich atrakcji. Rezygnując z tanich sensacyjek, czy modnych wytrychów tematycznych z telewizji śniadaniowych mogą tylko zyskać. Leski był twardszy od sterydowych kulturystów i bystrzejszy od mądrali z talkshows. Zasługuje na lekką, ale trzymającą w napięciu ekranizację. Zasługuje na twarz, która stanie się dla naszego pokolenia równie atrakcyjna jak Mikulski w "Stawce większej niż życie". Bo, skubany, wyglądał świetnie!

To kiedy "Bradl" #2?

- Mówiąc enigmatycznie - po wakacjach. Zobaczymy, gdzie wylądujemy w kalendarzu wydawniczym Egmontu. Dla mnie ważne jest teraz kiedy będzie "Bradl" #3!

Z Tobiaszem Piątkowskim rozmawiał Michał Ostasz

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy