​Han Solo: Gwiezdne wojny, których nie widziałeś [recenzja Blu-Ray]

Han Solo jest już dostępny na nośnikach DVD, Blu-Ray i Blu-Ray 3D /materiały prasowe
Reklama

Jest spora szansa, że "Hana Solo" nie widziałeś na wielkim ekranie. Na szczęście wiecznie pakujący się w tarapaty awanturnik przybył do nie tak odległej galaktyki działu z kulturą twojego najbliższego hipermarketu.

Renesans gwiezdnej sagi, który rozpoczęło "Przebudzenie mocy" trwa w najlepsze. Poza głównymi "epizodami" Disney karmi miłośników serii także historiami pobocznymi. Najnowsza z nich, traktująca o przygodach młodego Harrisona Forda... to znaczy młodego Hana Solo, właśnie trafiła na "niebieską płytę". To świetna okazja, by przypomnieć sobie - lub zapoznać się - z takimi Gwiezdnymi Wojnami, w których nie pada nawet słowo "moc". 

Czy ktoś w ogóle prosił się o "genezę" tej kultowej postaci? Nie, ale to, co dostaliśmy jest bardziej niż przyzwoite. Ron Howard, reżyser filmu, przejął projekt, który po wielu zakulisowych "pożarach" był skazany na porażkę i przekuł go solidne kino przygodowe. Co najlepsze - jest to zupełnie inny film od "Ostatniego Jedi", więc jeśli ten ostatni nie przypadł ci do gustu, to "Han Solo" może okazać się właściwym impulsem do "przeproszenia się" z gwiezdną sagą. 

Co zagrało? Z całą pewnością elementy "heist movie", czyli napady i ucieczki, których w "Hanie Solo" nie brakuje Momenty przepełnione akcją są ciekawie sfilmowane i faktycznie powodują szybsze bicie serca. Chwalę tu zwłaszcza bardzo "żywiołową", ale nie chaotyczną, pracę kamery oraz efekty specjalne należące do ścisłej czołówki wśród tegorocznych blockbusterów. Do tego dochodzi wachlarz barwnych postaci drugoplanowych i klimatyczny finał, przez który dość przewidywalnej całości wybacza się mniejsze i większe grzeszki.

Reklama

Celowo nie wspominałem jeszcze o Aldenie Ehrenreichu, odtwórcy tytułowej roli. Zagranie postaci kojarzonej wyłącznie z jednym aktorem nie było łatwym zadaniem, ale młoda gwiazda z patowej wręcz sytuacji wyszła obronną ręką. 

Nie jest to występ, przez który zapomnicie o kreacji Forda, ale "nieopierzonego" Hana w jego interpretacji da się łatwo polubić. W czasie seansu nie przychodzą do głowy myśli "mogli wybrać kogoś innego", co samo w sobie jest ogromnym sukcesem. 

Sęk w tym, że "origin" Solo nie jest zaskakującą co scenę historią, która aż prosiła się o opowiedzenie jej na wielkim ekranie przy budżecie wynoszącym 200 milionów dolarów. Nie oznacza to, że film jest zły. Jest po prostu tak "okay", że... zapomniałem, że widziałem go w kinie. Dopiero po drugim seansie, tym na płycie Blu-Ray w domowym zaciszu, polubiłem całość trochę bardziej. 

W dziesięciostopniowej skali ocen przyznaję jej mocną szóstkę. "Han Solo" jest odrobinę zbyt bezpieczny, jak na skłonnego do podejmowania ryzyka tytułowego bohatera. Gdyby ta produkcja pojawiła się w kinach w latach 90., zamiast nieszczęsnego "Mrocznego widma", mielibyśmy do czynienia z prawdziwą petardą. Tymczasem fajerwerk jest tylko satysfakcjonujący.

Wydanie Blu-Ray

Zacznę "jasnej strony mocy". Cieszy kilkadziesiąt minut dodatków, które upchano na drugą płytę wydania Blu-Ray. Materiały wideo o realizacji widowiska są obszerne i opowiadają o właściwie każdym jej aspekcie. Kulisy powstawania najbardziej widowiskowych scen? Są. Wywiady z aktorami? Więcej niż kilka. Tajniki zastosowanego w filmie CGI? Graficy nie mają przed nami tajemnic. Gorzej z producentami i reżyserem, od których nie dowiemy się, co naprawdę działo się na planie filmu. W dodatkach nie ma ani słowa o zamianie duetu Chris Miller & Phil Lord na Rona Howarda oraz dokrętkach, o których plotkowała cała branża. 

Zarzutów nie można mieć do jakości obrazu i dźwięku. Niepocieszeni będą zwolennicy oglądania filmów z lektorem - na krążku z Hanem Solo zawarto tylko ścieżkę oryginalną i tę z polskim dubbingiem. Pozostają napisy oraz... podkręcenie poziomu jasności telewizora. Nie jest to zarzut w stronę wydania Blu-Ray, ale odpowiedzialnego za zdjęcia Bradforda Younga. Operator uczynił tę produkcję... przesadnie ciemną. Siedząc w kinowym fotelu myślałem, że to wina wysłużonego projektora, ale odpalając film na telewizorze przekonałem się, że problem leży gdzie indziej. Wspominam o tym, byście nie sądzili, że coś nie tak jest z Waszą płytą. W części scen niestety naprawdę mało co widać...

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy