Dlaczego jedzenie w samolotach smakuje tak beznadziejnie?

Pasażerowie klas ekonomicznych w samolotach często narzekają na jakość posiłków serwowanych na pokładzie. Te często składają się z bardzo specyficznych kompozycji, z reguły nie powalając smakiem ani nawet zapachem. Dlaczego jedzenie w samolocie smakuje tak źle?

Jedzenie w samolocie. Co tym razem?

Posiłki serwowane w samolotach nie zachwycają - i to lekko mówiąc, bo mało kto cieszy się na myśl o porcji pływających ziemniaków zalanych sosem z symbolicznym dodatkiem kurczaka lub innego mięsa. Jasne, ciepły posiłek podczas długiej podróży (i w cenie biletu) jest w porządku, jednak jego jakość znacząco odbiega od tego, co zjedlibyśmy na ziemi. Dlaczego tak jest?

Całą dyskusję moglibyśmy w zasadzie sprowadzić do tego, że na pokładzie samolotu wszystko jest kilkukrotnie trudniejsze, niż na lądzie. Ot, nawet toalety w samolotach działają zupełnie inaczej, wykorzystując różnice ciśnień i teflonową powłokę muszli klozetowych. Tak banalna rzecz musiała zostać zaprojektowana inaczej, by skutecznie mierzyć się z przeciwnościami losu na 10 tysiącach metrów ponad poziomem morza. Nie inaczej jest w przypadku jedzenia serwowanego pasażerom podczas lotu.

Reklama

Szybciej niż fast-food

Jedzenie podawane podczas lotu nie powstaje w samolocie. To oczywiste, w końcu maszyna napakowana jest pasażerami i zwyczajnie nie ma w niej miejsca na przygotowywanie posiłków. Za dania odpowiada firma, która przygotowuje poszczególne porcje nawet na kilka godzin przed startem. Jedzenie jest później mrożone i transportowane na pokład. Dopiero obsługa, czyli stewardzi i stewardessy podgrzewają je do odpowiedniej temperatury i dystrybuują posiłki wśród pasażerów.

Sam proces odgrzewania mrożonego i przygotowywanego na masową skalę jedzenia nie wzmacnia jego smaku - wręcz przeciwnie, negatywnie wpływa na nasze kulinarne doznania. Dodajmy do tego fakt, że w samolotach podgrzewacze... Cóż, odbiegają od tego, co zaserwowalibyśmy sobie we własnej kuchni. Cała procedura przypomina piekielny fast-food:

Mając ponad 200 pasażerów na pokładzie, kilku pracowników obsługi musi dostarczyć im posiłki w mniej więcej podobnym czasie. Oznacza to szybkie i masowe odgrzewanie porcji, które później na tackach wraz z dodatkami lądują na poszczególnych miejscach. Nie jest to proces łatwy, dodatkowo sprawę utrudniają wąskie alejki pomiędzy rzędami siedzeń i wydajność pokładowych podgrzewaczy. Musi być szybko, ciepło - nie zawsze jest jednak smacznie. A to nie jedyny problem, jaki ma jedzenie w samolocie.

Fizyka psuje smak

Ogromny wpływ na smak jedzenia w samolotach mają warunki panujące w maszynie. Podczas lotu na pokładzie mamy niskie ciśnienie, a powietrze jest bardzo suche. Dookoła podczas "pory obiadowej" panuje gwar, nie pomagają też pracujące silniki maszyny. To wszystko sprawia, że nasze zmysły węchu i smaku działają słabiej. Najbardziej "dostajemy po nosie", czyli węchu. To kluczowy zmysł, który pomaga nam smakować jedzenie i wpływa na odbiór danego smaku. W samolocie węch działa gorzej, nasze śluzówki są przesuszone i nie czujemy pełnego smaku potrawy. 

Co ciekawe, próbowano znaleźć na to sposób - niestety niezbyt zdrowy. Niektóre linie lotnicze postanowiły zwiększać zawartość soli i cukru w serwowanych posiłkach, nawet o 30%. Wszystko po to, aby pasażerowie poczuli smak potrawy i nie sądzili, że jedzenie jest mdłe i niedobre. Nadmiar soli i cukru zdrowy nie jest, ale na to akurat nikt w samolocie narzekać nie będzie - a na brak smaku i owszem.

Naukowcy odkryli jednak, że pewien smak "wzmacnia" się podczas lotu. To umami, czyli smak występujący np. w mocnych serach, pomidorach czy pokarmach wysokobiałkowych. Odpowiada za niego kwas glutaminowy. Linie lotnicze skorzystały z tej wiedzy, dostosowując swoją ofertę jedzenia na pokładzie. Nie bez powodu posiłki serwowane w samolocie często zawierają kurczaka, pomidory, makarony i przede wszystkim sosy. No właśnie - sosy to kolejna cecha jedzenia w samolocie.

Zalej wszystko sosem

Niezależnie od tego, ile razy mieliście okazję jeść posiłek podawany w klasie ekonomicznej, stawiam dolary przeciwko orzechom, że za każdym razem jedną z opcji było danie z sosem. A nawet w obydwu znajdował się sos, na przykład jako wariant z makaronem lub warzywami. Ostatecznie ten gęsty płyn stanowi próbę poradzenia sobie ze wszystkimi trudnościami podczas serwowania posiłków na pokładzie.

Danie składające się z sosu i np. makaronu, ryżu czy kurczaka zdecydowanie prościej przygotować i zamknąć w obrębie jednego pudełka. To ułatwia odgrzewanie. Sam sos (często pomidorowy) doskonale współgra z nieco upośledzonymi zmysłami węchu podczas lotu i stanowi bezpieczną, dość smaczną opcję posiłku. Jest jeszcze jedna, bodaj najważniejsza sprawa.

Sos sprawia, że posiłek nie jest suchy - a że w samolocie wszystko dookoła jest przesuszone na czele z powietrzem, to płyn w jedzeniu ratuje go przed zostaniem kulinarną katastrofą. Podgrzanie posiłku w połączeniu z warunkami panującymi na pokładzie oznaczałoby suchą katorgę dla naszego podniebienia. Sos ratuje sytuację.

Klasa biznes? To jest życie

Oczywiście proste dania zalane sosem to nie jedyny sposób na podanie jedzenia w samolocie. Zdecydowanie lepiej jest w klasie biznes. Niektóre linie lotnicze serwują swoim prestiżowym klientom prawdziwy festiwal smaku. Zdarzają się homary, wykwintne sery i mięsa znacznie przewyższające walorami smakowymi kurczaka czy wieprzowinę. Jak to mawiał klasyk, inny świat, inni ludzie.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jedzenie | samolot
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy