​Dumny syn Samotnej Gwiazdy: "Zrodzony we Włoszech, ale na teksańskiej ziemi"

Przywiązanie do symboliki czy przesadza zakrawająca o śmieszność? Tony Traconi, amerykański żołnierz ze stanu Teksas stacjonujący w we Włoszech, chciał, aby jego syn za wszelką cenę urodził się na teksańskiej ziemi. Nie mogli udać się wraz z żoną w rodzinne strony w terminie porodu, więc... sprowadzili Teksas do siebie.

Dla niektórych tylko kupka piasku i kamyków, dla innych transcendentalny most do domu i symbolika pokonująca barierę przestrzeni. Kiedy amerykański spadochroniarz, Tony Traconi, służący we Włoskiej prowincji Padova, dowiedział się o tym, że jego żona jest w ciąży, zapragnął, by ich dziecko urodziło się nie w Italii, a w Stanach Zjednoczonych. Konkretnie w jego ukochanym, rodzinnym stanie Teksas.

Pomimo tego, że Stany Zjednoczone uznają prawo ziemi jako system nabywania obywatelstwa, w tym wypadku to nie paszport USA był celem międzynarodowej operacji. Nawet zrodzony na terenie Europy, potomek dwójki Amerykanów uzyskałby z miejsca obywatelstwo USA. Chodziło tylko o to, aby dziecko (jak się później okazało syn) Traconiego narodził się na teksańskiej ziemi.

Reklama

Młode małżeństwo nie mogło niestety udać się w rodzinne strony. Południowy patriota wymyślił więc plan B. Poprosił swoich rodziców, aby napakowali mu gleby z ogródka do hermetycznie zamkniętego pojemnika i wysłali za ocean.

- Plan był taki, żeby w ukryciu podsypać nieco ziemi pod szpitalne łóżko, kiedy moja żona będzie rodzić - tłumaczył żołnierz na swoim Twitterze. - Wydałem 200 dolarów na przesłanie pojemnika. Mój syn ma urodzić się w Teksasie.

Idea niezbyt higieniczna, ale udało się umieścić tajną przesyłkę tak, aby obsługa szpitala tego nie zauważyła.

Znajomi dowiedzieli się o niecodziennym pomyśle Amerykanina, kiedy ten pewnego dnia opublikował post ze zdjęciem nowonarodzonego dziecka ze szpitala z podpisem: "Urodzony we włoskim szpitalu, ale w Teksasie, w Narodowy Dzień Sił Powietrznych".

To jednak nie był koniec pomysłów Amerykanina. Traconi nie wyrzucił teksańskiej ziemi po porodzie. Zachował ją do czasu, aż żona z synem wyjdą ze szpitala. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po ich powrocie do domu było rozłożenie flagi Teksasu, rozsypanie na niej kupki ziemi w kształt granic stanu i dotknięcie jej stopami syna.

- Pierwsza ziemia, jakiej kiedykolwiek dotknęły stopy mojego syna to Teksas - pisał w mediach społecznościowych. Po tym, jak historia obiegła internet, Traconi musiał już kilka razy odpowiadać na pytania o cel tego karkołomnego przedsięwzięcia. - Nie chodzi o to, że nie lubię Włoch - tłumaczy. - Ja po prostu kocham Teksas.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy