Robert Lewandowski - najlepszy podrywacz z Polski!

Pierwsza zasada z niepisanego dekalogu podrywacza mówi: na wojnie i w podrywaniu wszystkie chwyty są dozwolone. Aby zainteresować dziewczynę i zdobyć jej numer można zgrywać twardziela, wrażliwego romantyka albo jeszcze lepiej - udawać kogoś, kim się naprawdę nie jest.

Ta ostatnia metoda jest co prawda bardzo ryzykowna, ale odpowiednio zastosowana bywa niesamowicie skuteczna. Skuteczna niczym... Robert Lewandowski. Czemu akurat on? Bo to za napastnika reprezentacji Polski i Borussii Dortmund przebrał się jeden z jego amerykańskich sobowtórów z YouTube'owego kanału "Whatever".

Pomysł na wideo był genialny w swojej prostocie. Podstawiony "Lewy" miał paradować w meczowym trykocie Borussii po ulicach pewnego amerykańskiego miasteczka i zaczepiać ludzi. Najpierw wparował na trening jednej z akademickich drużyn, aby udzielić kilku rad trenerowi i zawodnikom.

"Nie strzelicie gola, jeśli nie będziecie strzelać" - rzucił złotą myślą, po czym sam zabrał się za wypracowywanie klarownych sytuacji podbramkowych...

Oczywiście nie chodzi nam o dryblowanie, walkę bark w bark z rywalami, czy też strzały z woleja. O nie! Nasz Lewandowski ruszył w miasto, aby zdobyć kilka numerów telefonów od miejscowych piękności.

Pierwszą popisową akcję rozegrał na piętrowym parkingu samochodowym. Zaczepił dwie atrakcyjne dziewczyny i w jednej akcji ustrzelił dublet! Otrzymał dwa numery telefonów za jednym podejściem. Chyba nie musimy tłumaczyć, że taki wyczyn do najłatwiejszych nie należy...

W kolejnej akcji Robert zapędził się jeszcze głębiej w pole karne. Również zdobył numer telefonu, ale skuteczną akcję zakończył namiętnym pocałunkiem z dopiero co poznaną dziewczyną! Toż to prawdziwa "weltklasse" albo jak ktoś woli "international level"!

Reklama



Będąc na fali "Lewy" nadal brylował w ofensywie, nieustannie napierając na formacje defensywne pięknych pań. Na plaży został złapany na spalonego, ale kolejne trzy wypady zakończyły się strzałami w dziesiątkę! Na swoim bramkowym koncie reprezentant Polski miał już sześć zdobytych numerów.

Siódme trafienie Roberta, to miejscowa zawodniczka piłkarskiego klubu. Wysportowana niewiasta z kucykiem przyznała, że gra w obronie, ale tak naprawdę, to lubi wszystkie pozycje, po czym oczywiście dała snajperowi Borussii swój numer telefonu...

Ósma sytuacja podbramkowa to kolejne trafienie. Sytuacja nie była łatwa, bo na drodze do celnego strzału ustawił się defensywny mur. "Mam chłopaka" - przyznała śliczna brunetka o śnieżnobiałych zębach. "Ale co on ma wspólnego ze mną?" - celnie skontrował nasz bohater i po chwili zapisywał w swoim telefonie kolejny numer.

To jednak było wciąż za mało dla naszego ofensywnie usposobionego łowcy bramek o akcencie Borata. Wkrótce do listy trofeów dopisał także dziewiąty oraz dziesiąty numer telefonu. Oba zdobył z wielką łatwością, zupełnie jak wtedy, gdy ogrywał bezradnych obrońców Realu Madryt. Swój mecz zakończył spektakularnym wyczynem, składając autograf na dekolcie jedenastej niewiasty. Brawo Robert Lewandowski! Ciekawi nas tylko, czy w koszulce reprezentacji Polski byłby równie skuteczny...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Robert Lewandowski | podrywacz | Gwiazda | obrona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy