Kokainowi turyści - przemytnicy z wyobraźnią

Wczasach PRL-u władze ignorowały problem narkomanii i dystrybucji narkotyków. Uważano, że system komunistyczny chroni obywateli przed tego rodzaju nałogami, typowymi, jak głosiła ówczesna propaganda, wyłącznie dla krajów kapitalistycznych

Jednak w latach 70. ubiegłego wieku pojawiła się w Polsce kontrkultura hipisowska, a wraz z nią moda na środki odurzające. Prawdziwa rewolucja nastąpiła w latach 80., kiedy na rynku pojawił się rodzimy specyfik - wywar z maku, zwany "kompotem". Wtedy stało się jasne, że problem masowego zażywania, zwłaszcza przez młodzież, narkotyków dotyczy również naszego kraju.

Reklama

Pierwszą ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii wprowadzono w styczniu 1985 roku i od tej pory wielokrotnie ją nowelizowano. Początkowo największą wagę przykładano do leczenia i profilaktyki uzależnień. Szybko okazało się, że takie rozwiązanie jest niewystarczające. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w wyniku przemian społeczno-gospodarczych po 1989 roku zaczął kształtować się w Polsce typowy dla krajów Europy Zachodniej czarny rynek narkotyków.

Wraz odzyskaniem wolności nasz kraj zaistniał również na mapie przemytniczych szlaków, stając się ważnym punktem tranzytowym dla międzynarodowych gangów zajmujących się handlem heroiną czy kokainą. Polska lat 90. to także coraz bardziej liczący się producent narkotyków syntetycznych, przede wszystkim amfetaminy, pojawiła się też spora liczba kurierów szmuglujących gorący towar przez kontrole graniczne. 

Połykanie trucizny

Kolumbijscy przemytnicy w latach 70. XX wieku  zaczęli używać zwierząt pociągowych do kontra- bandy marihuany. Wykorzystywali w tym celu muły, ze względu na ich wytrzymałość i niewielkie wymagania. Od tych zwierząt wzięło się określenie, jakiego używa się w stosunku do kurierów, którzy decydują się na przemycenie narkotyków we własnym ciele. Na przykład w żołądku...

Przed zastosowaniem tej drastycznej metody kurier-muł musi przejść odpowiednie szkolenie. Jego żołądek powinien się przygotować do przetransportowania drogocennego towaru, co - jak się okazuje - wymaga wielu poświęceń. Najpierw należy przyzwyczaić przełyk do połykania dużych kawałków pożywienia w całości, bez gryzienia i żucia. Przyszłe muły przez jakiś czas zjadają więc całe marchewki lub kiełbasy, walcząc przy tym z odruchem wymiotnym. Przed wyruszeniem w trasę z towarem przez 2 dni nie wolno jeść nic oprócz rosołu. Wskazane jest również zażycie środków uspokajających oraz tabletek opóźniających działanie kwasów żołądkowych.

Narkotyki, najczęściej kokaina, są pakowane w materiał lateksowy, obwiązywane nicią dentystyczną, a na koniec zanurzane w pszczelim wosku. Tak spreparowane "kapsułki" lądują w żołądku kuriera. Mogą być w nim przechowywane od 24 do 48 godz. Jednorazowo przemytnik może połknąć nawet półtora kilograma "białej śmierci"! Mimo wszystkich środków zaradczych istnieje duże ryzyko, że opakowanie może się rozpuścić. A wtedy "połykacze" umierają.

W samolocie przemytnicy nic nie jedzą. Często chowają serwowane na pokładzie posiłki do plastikowych toreb, aby nie wzbudzać podejrzeń wśród obsługi. Jeśli przeżyją i uda się im przekroczyć granicę, mogą zarobić jednorazowo kilkanaście tysięcy złotych.

Młody muł z polski

Co kusi Polaków, aby zarabiać w tak niebezpieczny sposób? Pod koniec lutego 2009 roku we własnym żołądku chciał przewieźć narkotyki 25-letni Marcin P., mieszkający na stałe w Amsterdamie. Zdołał połknąć 84 kapsułki z kokainą. Jej czarnorynkowa wartość wynosiła 58 tys. euro.

Plan się nie powiódł, mężczyzna wpadł w ręce irlandzkiej policji. I tak miał dużo szczęścia. Po pierwsze: przeżył, a po drugie: dostał stosunkowo niski wyrok. Sąd w Dublinie skazał go na 5 lat pozbawienia wolności. Na rozprawie Marcin P., uprzednio niekarany, przyznał się do winy. Sędzia zawiesił mu wykonanie 2 lat wyroku pod warunkiem, że wyjedzie z Irlandii.

Szczęście nie dopisało innemu Polakowi, którego ciało w 2013 roku odkryła policja w Holandii. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna miał w żołądku 80 foliowych torebek z kokainą. Nieszczęśnik zmarł w wyniku przedawkowania, kiedy pakunki się rozszczelniły...

Koka w kilogramach

Prawdziwymi pogromcami przestępców są psy tropiące. Ich zasługi w udaremnianiu szmuglu są nieocenione. Potencjał zwierząt, nie tylko czworonogów, dostrzegli również przemytnicy...

9 lipca w 2011 roku na lotnisku Heathrow w Wielkiej Brytanii wylądował ładunek z 25 sporymi pojemnikami. Były opatrzone tajemniczym napisem: Żywe, egzotyczne ryby - traktować ze specjalną ostrożnością. Po odbiór przesyłki zgłosił się Norbert J. Załadował ją do swojego samochodu i przewiózł do Nottingham. Nie wiedział, że jest śledzony przez brytyjską policję i straż graniczną, jak również SOCA, międzynarodową agencję zajmującą się przestępczością zorganizowaną. Stróże prawa mieli informację, że w wodzie z rybkami znajduje się coś więcej... dokładnie 17 kg kokainy!

Norbert J., jak i inni Polacy zamieszani w tę sprawę, przyznał się do winy. Przemytnicy usłyszeli wyroki 11 lat pozbawienia wolności. Co z rybkami? Z kilkunastu tysięcy przeżyło zaledwie 26. Przygarnęło je londyńskie zoo.

W 2013 roku kolejni dwaj Polacy musieli odpowiadać przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości. Zostali przyłapani na próbie szmuglerstwa na ogromną skalę. Sprawa ta szerokim echem odbiła się w mediach ze względu na szokująco wysoką wartość zarekwirowanego towaru.

Piotr P. (lat 33) i Tomasz D. (lat 48) we wrześniu 2011 roku wypłynęli z Gdańska w daleki rejs. Rok później, podczas drogi powrotnej z Karaibów, zostali zatrzymani u wybrzeży Anglii. Oficerowie straży granicznej śledzili ich od momentu, gdy wyruszyli z Karaibów w kierunku Wielkiej Brytanii. Do aresztowania doszło na wyspie Wight. Mimo iż przesyłkę ukryto tak, że nawet psy tropiące nie mogły jej znaleźć, kontrabandę udaremniono. Za sztuczną ścianką jachtu, w torbach podróżnych, znaleziono 452 kg kokainy o rynkowej wartości ponad 90 mln funtów. Miała ona trafić na rynek europejski, służąc do odurzenia nawet 8 mln osób.

Tomasz D. przyznał się do winy, jego towarzysz, Piotr P., utrzymywał, że nie był świadomy ukrytego na jachcie Balia nielegalnego ładunku. Sąd skazał żeglarzy na 24 i 18 lat pozbawienia wolności. 

Narkotyki w śledziach

Marzec 2009 roku. Na dworzec autobusowy w Ostrołęce przyszedł z paczką 22-letni Kamil M. Poprosił kierowcę autobusu relacji Białystok - Rzym, by oddał pakunek kobiecie, która zgłosi się po niego we Włoszech. W tym samym czasie 27-letni Marcin D. wykupił bilet i wsiadł do autobusu. Miał dyskretnie nadzorować przesyłkę.

Obaj mężczyźni nie byli świadomi faktu, że od pewnego czasu znajdują się pod baczną obserwacją ostrołęckiej policji. Natychmiast zostali zatrzymani. Paczka, która miała trafić do Rzymu, zawierała różnego rodzaju żywość. Były tam wędliny, konserwy i... kilkanaście śledzi nafaszerowanych amfetaminą w ilości ponad pół kilograma. Czarnorynkowa wartość narkotyku to ok. 25 tys. zł. "Amfę" w paczuszkach włożonych do prezerwatyw ukryto w rybach. Jednak zamiast we Włoszech, znalazła się w policyjnym depozycie.

Kombinują jak mogą

W 2004 roku 30-letnia Jolanta A. oraz 35-letnia Małgorzata W. wsiadły do autobusu rejsowego jadącego do Wiednia. Zabrały ze sobą reklamówki pełne bułek. Miały wilczy apetyt? Jeżeli już, to raczej na pieniądze uzyskane ze sprzedaży owego pieczywa wypełnionego - jak się szybko okazało - kokainą. Panie nie dojechały na miejsce, trafiły do aresztu, a ich zatrzymanie dało początek trwającemu wiele lat śledztwu.

W 2013 roku Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Jolantę A. oraz Małgorzatę W. na kary 2 lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem ich wykonania na okres próby wynoszącym 5 lat oraz kary grzywny. Podczas dochodzenia wyszło na jaw, że kurierki działały w zorganizowanej grupie przestępczej. Najprawdopodobniej odbyły więcej wycieczek "krajoznawczych" z nielegalnym towarem.

Funkcjonariusze CBŚ i Izby Celnej na początku 2014 roku udaremnili przemyt 15 kg heroiny z Iranu do Polski. Zabezpieczone środki odurzające były warte 15 mln zł. Celnicy sami byli zaskoczeni sposobem, w jaki przestępcy usiłowali dokonać kontrabandy.

W trzech perskich dywanach, nadanych z Iranu do naszego kraju, pomysłowi przemytnicy umieścili specjalne plastikowe rurki. Zostały wszyte w strukturę barwnych kobierców. Policyjni technicy mozolnie wyłuskiwali je z materiału i wysypywali ze środka biały proszek.

Przesyłka miała trafić do 44-letniego Andrzeja P. Zatrzymano go i postawiono zarzut przemytu. Niewykluczone, że w całym procederze brało udział więcej osób. Śledztwo w tej sprawie trwa.

Taniec ze śmiercią

Według Centrum Informacji o Narkotykach i Narkomanii oraz Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, co roku z powodu zażywania narkotyków umiera w Europie co najmniej 7-8 tys. osób. Jest to jedna z głównych przyczyn śmierci młodych mieszkańców kontynentu.

Handel środkami odurzającymi jest często źródłem innej przestępczej działalności, m.in. sprzedaży broni, prostytucji czy hazardu. Stanowi ogromny, nielegalny proceder, z rozmiarów którego zwykły śmiertelnik nie zdaje sobie sprawy. Od wielu lat mniej lub bardziej skutecznie walczą z tym zjawiskiem rządy większości państw na świecie. Jednak zatrzymać go - jak na razie - nie udało się jeszcze nikomu.

Jacek Kos

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy