Jeremy Meeks - bandzior, który stał się celebrytą

Drobny przestępca z północnej Kalifornii nieoczekiwanie stał się sensacją internetu, gdy jego zdjęcie z policyjnej kartoteki trafiło do sieci. Dziś ma setki tysięcy fanów na całym świecie, a giganci świata mody tylko czekają, aż wyjdzie z więzienia by obsadzić go w pokazach swoich najnowszych kolekcji.

Jeremy Ray Meeks do niedawna był zwykłym drobnym kryminalistą żyjącym na marginesie społeczeństwa. Drobne kradzieże, handel nielegalną bronią, fałszowanie dokumentów - to był dla niego sposób na życie w północnokalifornijskim miasteczku Stockton.

Mówi się, że przez jakiś czas działał w groźnym gangu Northside Gangster Crips. Nawet jeśli, to nie był najsprytniejszym z jego członków. Poczynał sobie na tyle beztrosko, że razem z kilkoma wspólnikami wpadł w ręce policji. Dziś czeka na swój proces, a jego akt oskarżenia zawiera łącznie 11 zarzutów.

O istnieniu Meeksa z pewnością wiedzieliby tylko nieliczni, gdyby nie fakt, że zdjęcie 30-latka zrobione na potrzeby policyjnej kartoteki trafiło do sieci i... zaczęło tam żyć własnym życiem.

Kobiety wręcz oszalały na punkcie niebieskookiego, wytatuowanego rzezimieszka o aparycji modela. Policyjna fotka została udostępniona niezliczoną ilość razy, a Jeremy dosłownie z dnia na dzień stał się internetowym celebrytą.

Fani stworzyli mu oficjalny fanpage na Facebooku, który polubiło już grubo ponad 200 tysięcy osób. Jak grzyby po deszczu zaczęły się także pojawiać przeróbki zdjęć Jeremy'ego, ukazujące, jak wyglądałby w roli profesjonalnego modela.

Reklama

Najwięcej zamieszania zrobiły jednak rozemocjonowane fanki "Zbrodniarza ze Stockton", które w internetowych komentarzach prześcigały się w komplementach pod jego adresem.

 "Co za ciacho! Chciałabym być z nim w jednej celi". "Czy możemy się razem skuć kajdankami?", "Na jakie konto mam wpłacić kaucję?",  "Ożeń się ze mną, gdy wyjdziesz z więzienia" - to tylko niektóre z setek zachwytów i propozycji pod jego adresem. Jednak najciekawsza z propozycji wcale nie była matrymonialna...

Do Jeremy'ego zgłosiła się bowiem agencja modeli z Santa Monica, która zaproponowała mu kontrakt wart 30 tysięcy dolarów miesięcznie. Jej przedstawicielka, była aktorka porno - Gina Rodriguez przekonuje, że są w stanie obsadzić swojego klienta w pokazach najlepszych projektantów, takich jak Armani, czy Versace, a więzienne tatuaże nie stanowią tu żadnego problemu.

Problemem może być jednak wymiar sprawiedliwości. Na sędziach bowiem nie robi wrażenia fakt, że do oskarżonego maślane oczy robią tysiące kobiet z całego świata. Meeks ma postawionych 11 zarzutów, a kaucja za jego wyjście z więzienia to 900 tysięcy dolarów.

Gina Rodriguez próbuje jednak walczyć o swojego klienta, twierdząc, że należy mu się druga szansa. A wyrok to wcale nie najlepszy sposób resocjalizacji.

"Każdy z nas ma swoją historię, ma ją także Jeremy. Jeśli w wyniku jego działalności przestępczej, ktoś by ucierpiał, nie robiłabym tego. Ale to chłopak, który nie używa przemocy. Nie zasługuje na więzienie" - przekonuje.

Rodzina Jeremy'ego zapewnia z kolei, że ten porzucił gangsterskie życie siedem lat temu i oddał swoje serce Bogu. A tatuaż w kształcie łzy pod okiem nie symbolizuje zabicia członka rywalizującego gangu.

Policja odpiera, że Jeremy nie należy do niewiniątek. W kryminalnych aktach znajduje się już od równo dekady. Na koncie ma także dwuletnią odsiadkę. Jaka będzie przyszłość modela zza krat dowiemy się niebawem. 8 lipca Meeks ma po raz kolejny pojawić się na rozprawie sądowej. Tym razem kciuki za łagodny wymiar kary trzymać będzie jednak znacznie więcej osób.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy