Chodząca lalka bez mózgu - chce zostać żywą Barbie

Ma 38 lat, za sobą liczne operacje plastyczne, a w życiu jeden podstawowy cel - stać się żywą lalką Barbie. Jednak, aby przemiana nastąpiła na wszelkich możliwych polach, oprócz powiększania piersi i wstrzykiwania botoksu, zafundowała sobie zabiegi, które mają ją totalnie... ogłupić.

Kobieta-Barbie, to Blondie Bennett. Ma 38 lat i mieszka w Kalifornii. Aktualnie startuje w bardzo wymagającym wyścigu. Będąc człowiekiem z krwi i kości, chce upodobnić się do plastikowej lalki tak bardzo, jak to tylko możliwe.

Blondynka swoistą "operację tuning" przeprowadza już od dłuższego czasu. Jak na razie zafundowała sobie powiększenie piersi, wstrzyknięcie botoksu w usta, liposukcję podbródka i serię zabiegów w solarium. To jednak było jej mało. Doszła do wniosku, że aby w swojej roli być autentyczną, musi pozbawić się... mózgu.

"Chcę być najlepszą Barbie, jaka chodzi po tej ziemi. A że prawdziwa Barbie nie ma mózgu, ja też nie chcę go mieć. Chcę, żeby ludzie widzieli we mnie plastikową sekslalkę, a bycie odmóżdżoną jest przecież częścią tej roli" - przyznaje z rozbrajającą szczerością 38-latka.

Aby pokonać ostatnią barierę, umożliwiającą jej całkowitą metamorfozę zasięgnęła rady specjalistów. Ci polecili jej cykl kuracji hipnozą, które rzekomo mają obniżyć jej współczynnik inteligencji.

"To działa! Po kilku sesjach nie potrafiłam trafić do domu rodziców, w dzielnicy w której się wychowałam, a gdy odbierałam przyjaciółkę z lotniska, zapomniałam, czym róznią się przyloty od odlotów" - cieszy się Blondie. Jak do tej pory przeszła 20 cykli hipnozy, po których jest otępiała i zagubiona.

Reklama


Bycie lalką od dawna jej imponowało. Jak sama tłumaczy, nie ma lepszego sposobu na życie. Już jako nastolatka farbowała włosy, ubierała się w różowe sukienki i podobnie jak Barbie jeździła Chevroletem Corvette. Inne dziewczyny nienawidziły jej, widząc jak chłopcy za nią szaleją.

 "Gdy ludzie pytają mnie, czemu chcę zostać Barbie, odpowiadam: A kto by nie chciał nią zostać? Ona ma przecież najlepsze życie. Nie musi się o nic martwić. Cały czas tylko chodzi na zakupy i dba o to, by dobrze wyglądać" - tłumaczy.

Blondie faktycznie nie ma "normalnej" pracy. Z zawodu jest po prostu żywą lalką. Oficjalnie przyznaje, że utrzymuje się z pieniędzy podarowanych jej przez jej hojnych sponsorów. Niektórych zna osobiście, inni płacą jej tylko za przesyłane im zdjęcia.

"Mam jednego specjalnego przyjaciela. On płaci za mnie rachunki, często razem wychodzimy. Właściwie to jestem jego laleczką do zabawy. Ale są też inni dżentelmeni, którzy lubią botoks i te sprawy. Kręce dla nich prywatne filmy wideo" - opowiada plastikowa piękność.

W całej tej radykalnej metamorfozie najsmutniejsze dla nas jest to, że żywa Barbie ma się za chodzącą odpowiedź na marzenia i oczekiwania mężczyzn. Nie wiemy jakich facetów spotyka na swojej drodze Blondie Bennett, ale my postawimy sprawę jasno - o takiej cukierkowej lali na pewno nie marzymy...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: barbie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy