Wystarczy tylko słowo. Jak koronawirus wędruje podczas zwykłej rozmowy?

Zdaniem japońskich naukowców nie trzeba kaszleć ani kichać, żeby roznosić wirusa /123RF/PICSEL
Reklama

Ani kichnięcie, ani nawet kaszel nie są konieczne do tego, aby osoba z COVID-19 mogła zarazić innych, przebywających w jej otoczeniu. Cząsteczki wirusa mogą bowiem podróżować z powietrzem wydychanym nawet z mniejszą siłą. Zdaniem japońskich naukowców wystarczy zwykła rozmowa.

Jeszcze rok z okładem temu wydawane przez Amerykański Instytu Fizyki czasopismo "Physics of Fluids" czytywane było głównie przez ludzi nauki, a dość specyficzna tematyka periodyku - zachowanie się wszelakiej maści płynów - nie wydawała się specjalnie atrakcyjna. 

Jednak pandemia koronawirusa sprawiła, że setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzi na całym świecie, zaczęły śledzić najnowsze doniesienia publikowane na łamach magazynu.

Nie inaczej jest w przypadku najnowszego raportu japońskich naukowców, którzy twierdzą, iż zwyczajna rozmowa prowadzona z osobą z COVID-19 to wszystko, czego potrzeba do zarażenia się.

Reklama

Aby prześledzić roznoszenie się cząsteczek koronawirusa w powietrzu, naukowcy wykorzystali dym z... e-papierosów. Mgiełka z gliceryny i glikolu propylenowego ułatwiła śledzenie przepływu strumieni powietrza i transportu kropelek płynów wyrzucanych z ust podczas mówienia.

- Przeanalizowaliśmy charakterystykę dyfuzji cząsteczek, jaka następuje podczas oddychania u osób z maską, jak i bez maski - tłumaczy Keiko Ishii, autor badań. - Zbadaliśmy zachowanie się wydychanego powietrza w różnych pozycjach osoby badanej: pozycji stojącej, siedzącej, z twarzą skierowaną ku dołowi, a także leżącej na wznak.

Eksperyment odbył się w tokijskim salonie fryzjerskim, a uczestnicy poproszeni byli o wypowiadanie standardowo używanych podczas powitania słów tak, aby zasymulować rzeczywistą rozmowę w rzeczywistym miejscu.

- Takie kontakty w niewielkiej odległości, łącznie z dotykaniem czyjejś twarzy, zaobserwować możemy nie tylko w branży fryzjerskiej, ale także kosmetycznej czy chociażby w służbie zdrowia - tłumaczy Ishii.

Eksperyment wykazał, iż wydychane cząsteczki opadają za sprawą grawitacji, ale zanim się to stanie, przebywają sporą odległość, przez co samo powitanie może już doprowadzić do dystrybucji wirusa, jeśli rozmówcy stoją blisko siebie. 

Dodatkowo zaobserwowano, iż powietrze wydychane przez osoby bez maski, udające fryzjerów, czyli stojące nad swoim rozmówcą siedzącym w fotelu, opadało wprost na "klienta". To potwierdziło tezę badaczy o zgubnych skutkach rozmowy z osobą zakażoną w niektórych sytuacjach.

Gdy "fryzjer" ubierał maseczkę, wydmuchiwane w czasie mówienia cząsteczki były zatrzymywane przez barierę na twarzy, ale przyczepiały się także do jego ciała. Przez to, gdy pochylał się nad osobą siedzącą w fotelu mogły one, ujmując to bardzo prosty i mało naukowy sposób, "spaść" na siedzącego.

Omawiając wyniki eksperymentu, autorzy badań zasugerowali, że noszenie maseczki jest niezbędne w czasie świadczenia wszelakich usług wymagających bliskiego kontaktu. Najlepiej jednak stosować podwójną osłonę.

- Zakładanie zarówno maseczki, jak i przyłbicy to najskuteczniejszy sposób na zatrzymanie ewentualnego roznoszenia się wirusa - podsumowuje Ishii. - Gdy przebywamy w zamkniętym pomieszczeniu, należy pamiętać o tym, jak cząsteczki podróżują w powietrzu, nawet gdy nie kichamy i nie kaszlemy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: koronawirus | badania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy