Wilki: Czy w Polsce jest ich za dużo? Co powinniśmy zrobić?

Wielu z nas podświadomie boi się wilków. Czy w Polsce faktycznie mamy problem z tymi zwierzętami? /Adrian Slazok/REPORTER /East News
Reklama

Mnożą się spotkania ludzi z wilkami w Polsce, co kiedyś stanowiło rzadkość. Myśliwi twierdzą, że zwierząt jest za dużo i domagają się zgody na odstrzał. Naukowcy protestują. – Pojawianie się wilków w bliskości naszych domów to wyłącznie nasza wina. A wpływ polowań na wzrost szkód powodowanych przez wilki jest ogromny, drastycznie je zwiększa – mówi prof. Krzysztof Schmidt z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk.

Radosław Nawrot: Czy wilk zagraża ludziom?

Prof. Krzysztof Schmidt, z-ca dyrektora IBS* PAN ds. naukowych: To zależy, o co pan pyta. Czy o samo istnienie wilka, czy jest ono groźne dla ludzi? Otóż nie. Jeżeli pan natomiast pyta o to, czy wilk może w jakimś momencie zaatakować człowieka, to odpowiedź brzmi: tak. Jasne, że może.

To duży drapieżnik, który z uwagi na swoje gabaryty może potencjalnie człowieka nawet zabić. Ale trzeba sobie postawić pytanie, na ile prawdopodobne jest, że dojdzie do takiej sytuacji.

No właśnie - na ile?

- Kilkadziesiąt lat obserwacji wilków w Europie wskazuje na to, że chociaż zwierzęta te żyją w bardzo wielu krajach kontynentu, to do takich sytuacji nie dochodzi albo dochodzi niezwykle rzadko. Od czasów drugiej wojny światowej mamy tylko cztery przypadki, by wilk zabił człowieka. Wszystkie te przypadki miały miejsce w Hiszpanii, gdzie wilki żyły w środowisku bardzo zniekształconym przez człowieka. Odżywiały się odpadkami, nie miały naturalnych ofiar, a dzieci na tych terenach były pozostawiane bez opieki. I to te dzieci padły ofiarami zwierząt.

Reklama

A zatem wilki, które żyją w nienaturalnym środowisku, w którym nie ma naturalnych dla nich ofiar, wilki przyzwyczajone do dokarmiania przez człowieka plus brak opieki nad małymi dziećmi - ta kumulacja może sprawić, że nastąpi nieszczęście. Podobne nieszczęście, jakie może się wydarzyć np. wtedy, gdy dziecko zaatakuje pies.

A to zdarza się częściej niż w wypadku wilków?

- Nieporównywalnie częściej. Mamy cztery przypadki wilczych ataków w Europie na przestrzeni 70 lat, podczas gdy z psami mamy do czynienia na co dzień. To setki, tysiące pogryzień, także śmiertelnych.

Dlaczego więc psy nie powodują takiej psychozy?

- To pytanie retoryczne. Pies jest przyjacielem człowieka, który go wyhodował i chciał mieć przy sobie. Jest jego projektem i tworem. Natomiast wilk to dzieło przyrody, na które patrzymy jak na coś obcego. Chyba nikt nie chce mieć wilka pod ręką, obok siebie, lepiej żeby go w pobliżu nie było, prawda?

Przykra sprawa, bo przecież pies, prawdopodobnie potomek wilka, to najstarsze zwierzę udomowione przez człowieka. Pierwsze, które zaczęło nam trwale towarzyszyć. I tak nam się drogi rozeszły?

- Powinniśmy być wdzięczni wilkowi, że dał nam psa. Taki jest już człowiek, tak traktuje przyrodę, wydaje mu się, że wie lepiej od niej, jak świat powinien być urządzony. I sam powinien o wszystkim decydować.

Z ludzkiego, a nie przyrodniczego punktu widzenia wilk jest zbędny?

- Tak możemy powiedzieć. Rzeczywiście, cywilizacja człowieka od lat zmierzała w tę stronę, by się uniezależnić od przyrody i środowiska naturalnego. Odciąć. Ludzie zaczęli hodować własne zwierzęta, więc nie chcieli by ktoś im w tym przeszkadzał. A wilk może zabić i porwać psa, owcę, krowę, konia. Nikt nie chce tracić zwierząt, swej własności, ludzie są wygodni i pragną żyć bezproblemowo, a przychodząca do nich przyroda to problem.

Tymczasem wilk istnieje, czy nam się to podoba czy nie. Co więcej, wszelkie badania naukowe wskazują na to, jak bardzo jest ważnym elementem ekosystemu. A zatem także musi istnieć. A my musimy się do tego przyzwyczaić.

Przyzwyczajenie zniknęło, bo przez lata wilki były rzadkie na wielu obszarach Polski, niemal wytępione. Ludzie odwykli od nich.

No właśnie, gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych powstawała ustawa o ochronie gatunkowej wilka, zwierzę było na krawędzi wytępienia. Mówiło się, że w 1995 roku mieliśmy ich ledwie 200.

- No, powiedzmy, że 500, nawet 600.

A na ile szacujemy dzisiejszą populację wilków w Polsce?

- Na około 2 tysiące sztuk, czterokrotnie więcej. Nic dziwnego, że wielu ludzi po raz pierwszy widzi wilka na własne oczy, ma w ogóle taką okazję. Przekonuje się, że istnieje naprawdę, nie tylko w bajkach i na filmach.

Czy wraz z tym wrócą dawne lęki przed wilkiem?

- Lęk to już kwestia psychologii człowieka. Ludzie lękają się wielu rzeczy, niekoniecznie realnych rzeczy. W wypadku wilka jest czego się bać, bo stanowi jednak potencjalne zagrożenie, ale powinniśmy jednak patrzeć na niego rozumnie. I świadomie, realnie szacować ryzyko.

Nie mówię, aby się wilków w ogóle nie bać. Chodzi o to, by się zachowywać rozsądnie. Na przykład pójście do lasu z małym dzieckiem i pozostawieniem go bez opieki nie będzie w kontekście wilków rozsądne. Na ruchliwą autostradę przecież też go nie wypuścimy bez opieki. W lesie żyją rozmaite zwierzęta, o czym często zapominamy i nie tylko wilki mogą zaatakować.

Warto przy tym pamiętać, że najczęstszym zachowaniem dzikich zwierząt wobec ludzi jest unikanie ich. Spotkanie człowieka z wilkiem najczęściej wygląda tak, że zwierzę obserwuje człowieka z pewnej odległości, po czym odchodzi, albo i panicznie ucieka. To ewolucyjnie zakorzeniony w nich strach.

Może się jednak zdarzyć, że wilk nie ucieknie, gdyż np. nie widzi dobrze. Drapieżniki mają wzrok dużo słabszy niż człowiek, nie są wzrokowcami, wilki bazują na węchu. Dopóki nie wyodrębni zapachu, nie zorientuje się, w czym rzecz. Bywają sytuacje, gdy wilk nie od razu rozpozna człowieka, więc bada go i przygląda mu się, bada sytuację.

W każdym razie nie można twierdzić, że każde spotkanie z wilkiem jest zagrożeniem. Jeżeli już, to dla niego.

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz! 

Czy to prawda, że ludzie mieszkający na terenach, na których wilki występują od dawna, nie reagują na nie panicznie? Na przykład na Podlasiu.

- Można tak powiedzieć. Nieraz rozmawiałem z miejscowymi na Podlasiu i żadnej paniki u nich nie widzę. Wilki występowały tu zawsze, ludzie je znają. Oczywiście, jeśli zginie im jakieś zwierzę np. pies, to i oni protestują. Także i tu obowiązuje wówczas wersja, że gdy wilk zjadł psa czy owcę, to on jest winny. To, że człowiek tego psa czy owcy nie dopilnował jest już pomijane.

Gdy słyszę, że ktoś stracił zwierzę w zębach wilka, próbuję dociec, jak to się stało, w jakiej to nastąpiło sytuacji. Okazuje się wówczas, że były to zwierzęta pozostawione bez opieki, nieostatecznie ogrodzone itd.

Coraz częstsze pojawianie się teraz wilków powinno przywrócić nam pamięć o tym, że one są i w związku z tym trzeba pilnować swoich zwierząt. Wilk jest drapieżnikiem, ma prawo na nie zapolować. Ma też prawo zlikwidować psa jako konkurencję, tak to w naturze działa. Wilk postrzega psa jako innego wilka, więc odpowiednio na niego reaguje, najczęściej jako zagrożenie naruszające jego terytorium.

Psy wchodzą do lasu, zostawiają tam ślady zapachowe, znaczą teren i wilki potrafią później takiego psa nawet wytropić, dojść do miejsca, w którym mieszka.

Czyli psy zostają włączone w cykl przyrodniczy, w którym do tej pory nie uczestniczyły.

- Uczestniczyły, aczkolwiek wilków jest teraz więcej niż było i wyraźniej to widać. Taki był jednak cel ochrony gatunkowej, by zwiększyć liczbę zwierząt i aby gatunek stał się bezpieczny.

A ile wilków powinno być w Polsce?

- Tego nie wiemy. Możemy tylko szacować tzw. minimalną wielkość populacji, która jest w stanie przetrwać bez problemów genetycznych. Gdy jest ich mało, zaczynają się bowiem krzyżować wsobnie. Potomstwo osobników zbyt blisko spokrewnionych osłabia cały gatunek, więc im więcej osobników, tym ryzyko chowu wsobnego maleje. Możemy próbować sporządzić taki model.

Ile ich powinno być? Mogę tylko powiedzieć, że powinna być maksymalnie wysycona przez nie dostępna liczba płatów środowiska, a poszczególne płaty powinny być ze sobą w odpowiedni sposób połączone. Mówi się o liczbie 50-100 osobników na izolowany płat środowiska, a zatem nie powinniśmy dopuszczać do sytuacji, w którym poszczególne obszary zamieszkane przez wilki miały mniejszą liczbę zwierząt. Proszę tego nie mylić z całą populacją w Polsce, to nie to samo. To minimalna liczba wilków na odrębnym obszarze, która na dodatek nie powinna być izolowana, ale mieć łączność z innymi.

Myśliwi twierdzą, że wilków jest w Polsce za dużo. To się broni?

- Nie broni, bo w przyrodzie nie ma czegoś takiego jak "za dużo". Po pierwsze, nie wiemy ile tych wilków dokładnie jest. Były próby ich policzenia, ale to trudne. Z monitoringu, tropień i genetyki wnioskujemy, że to około 2 tysiące zwierząt, przy czy myśliwi tym liczbom nie wierzą i podają swoje szacunki i przewidywania, z których wynika, że to liczba dwukrotnie większa.

Po drugie, nie ma potrzeby sztucznego regulowania populacji wilka. Wręcz przeciwnie, powrót do polowań na te zwierzęta wygeneruje coraz więcej problemów.

Dlaczego?

- Dlatego, że odstrzałem rządzi przypadek. Myśliwy nie jest w stanie odróżnić, czy ma do czynienia z osobnikiem młodym, czy ojcem rodziny. Gdy zabije rodzica, wydaje wyrok na całą rodzinę, to rozpoczyna ciąg gigantycznych problemów, których nie powstrzymamy. Kiedy bowiem giną rodzice, to pozostawione przez nie młode osobniki są niedoświadczone, nie potrafią radzić sobie same, więc zdobywając pokarm, idą na łatwiznę, do ludzkich osiedli. Zabijają owce czy kozy, bo to zagrodzone, nie ucieka, często na łańcuchach.

Wylewamy w ten sposób wilka z kąpielą?

- I są na to dowody, badania. Wpływ polowań na wzrost szkód powodowanych przez wilki jest ogromny, drastycznie je zwiększa. Zmienia się bowiem wtedy struktura populacji. Nie ma natomiast żadnych badań wykazujących, że odstrzał jest konieczny i prowadzi do czegoś dobrego. Brak naukowych podstaw do tego, by tak robić.

Populacja wilków wyreguluje się sama?

- Oczywiście, że tak. Populację drapieżników reguluje pokarm. Gdy jest go dużo, osobników jest więcej, gdy brakuje, ich liczba naturalnie spada. Pokarm reguluje tempo rozmnażania się. Głód jest najważniejszym czynnikiem zmniejszającym liczbę drapieżników.

Badania wilków zastrzelonych pod Brzozowem, gdzie miały atakować pilarzy, wyraźnie wskazały na to, że mieliśmy do czynienia z osobnikami żywiącymi się odpadkami. W ich żołądku znalazły się marchewki, obierki, więc żerowały po śmietnikach. Prędzej czy później zginęłyby z głodu, ewidentnie nie radziły sobie w terenie.

A czy przy niedostatku pokarmu nie zaczną atakować ludzi? Ten argument też się pojawia, że wilki staną się ludojadami.

- Nie no, to już nonsens. Wilk traktuje człowieka jako zagrożenie, nie ofiarę. Są sytuacje, które mogą sprzyjać nieszczęśliwym wypadkom, bo atak wilka na człowieka to po prostu wypadek. Ma to miejsce, gdy zwierzęta przyzwyczajają się do tego, że człowiek jest źródłem pokarmu. To je ośmiela. Odwrotnie zatem, to nie brak pokarmu skłonić może wilki do ataku, ale właśnie jego łatwa dostępność kojarzona z człowiekiem.

Jak więc powinna wyglądać zdrowa relacja człowieka z wilkiem?

- Powinna polegać na odgradzaniu się, wielowarstwowym. Na dbałości o swoje zwierzęta domowe, zabezpieczaniu ich. Na kwestiach sanitarnych, czyli niepozostawianiu odpadków dostępnych dla zwierząt - wszystkich, także dzików, saren, jeleni i innych.

Polityka śmieciowa jest więc kluczowa w kwestii wilczej?

- Kluczowa. Zła polityka śmieciowa przyciąga zwierzęta, także wilki. Dziki wszechobecne w miastach chyba pokazują nam to wyraźnie. Za zwierzętami roślinożernymi podążają drapieżniki, a warto pamiętać, że wilk wbrew temu, co o nim myślimy, jest zwierzęciem wszystkożernym. Nie jest ściśle mięsożerny jak koty, np. rysie. Wilkom pasują wszelkie odpadki organiczne, stąd chociażby ta marchewka w ich żołądkach.

Czyli nie wystarczy nie ściągać pod nasze domostwa wilków, trzeba też nie ściągać dzików czy saren?

- Oczywiście. Plus nie puszczać wolno swoich zwierząt, w tym krów pod lasem czy psów po okolicy. Gdy pies załatwi się w lesie, powinniśmy i tam zebrać jego odchody, tak jak na ulicy. To bowiem sygnały dla dzikich zwierząt, szczególnie wilków. One przychodzą, gdy zawodzi człowiek. Gdy nie dba, a potem ma do nich pretensje.

Czy wilki mogą zatem z czasem zatracić lęk przed człowiekiem?

- Ten argument podnoszą myśliwi, którzy twierdzą, że wilki tracą lęk przed człowiekiem, gdyż się do nich od ponad 20 lat nie strzela. I że strzelanie spowoduje, że zwierzęta przestaną podchodzić i stwarzać problemy. Otóż nie, nie ma na to żadnych dowodów. To powtarzanie bajek, bo ten mechanizm nie ma żadnego oparcia w badaniach.

Przeciwnie wręcz, a jednym z przykładów jest Iran. Tam w ciągu kilkunastu ostatnich lat zdarzyło się ponad 50 ataków wilków na ludzi. Zwierzęta są tam także chronione, ale jednocześnie kłusuje się je i zabija nielegalnie na ogromną skalę. Tam wilk jest cały czas pod bardzo silną presją człowieka, a mimo to wypadków śmiertelnych jest sporo.

Co to pokazuje? Ano, że zabijanie wilków, strzelanie do nich i poddawanie ich presji człowieka wcale nie generuje u nich strachu. Nadal ma bowiem on w Iranie łatwy dostęp do pokarmu antropogenicznego. Tam naturalne ofiary, czyli dzicy roślinożercy są przetrzebieni, środowisko jest zniszczone, w tereny zasiedlone wkraczają coraz głębiej ludzkie osiedla, mnóstwo śmietnisk, zwierząt domowych chodzących luzem, wałęsające się dzieci itd. To tworzenie u wilków pewnych przyzwyczajeń i ich zachowań. Wtedy faktycznie irańskie wilki tracą bojaźń, ale nie z powodu ochrony i zakazu strzelania.

Szczególnie spektakularne są te dwie historie z Poznania, w tym wyścig między myśliwymi a poznańskim zoo i organizacjami pro-eko, kto pierwszy znajdzie i wyłapie krążące po mieście wilki. Czy wilk może się zsynantropizować i zamieszkać w mieście?

- To zależy, czy będą tam miały dostępną naturalną zdobycz do upolowania. Wilk może bowiem doraźnie korzystać z pozostawionych przez ludzi odpadków. Zwierzęta z Poznania to przypadek szczególny, bo są to osobniki poważnie chore, które zapadły na świerzb. Widać to wyraźnie na zdjęciach i filmach z fotopułapek. Świerzb dla wilków jest z reguły śmiertelny, bo tak je osłabia, że nie są one w stanie normalnie polować. Stają się w jakimś sensie inwalidami.

W tym wypadku, gdy mamy do czynienia ze śmiertelna chorobą, pewnie należałoby je uśpić na zasadzie ulżenia im. Można próbować je odławiać i próbować leczyć, pani dyrektor Zgrabczyńska chce to robić i podchodzi do sprawy z sercem, jednakże zabranie ze środowiska takiego wilka wiąże się z jego długotrwałym pobytem wśród ludzi. Do środowiska naturalnego wrócić nie będzie mógł.

Choroby takie jak świerzb są naturalną częścią przyrody, jednym z ważnych czynników regulowania liczebności wilków w naturze, warto o tym pamiętać.

Z kolei wilk złapany w Poznaniu na ul. Głogowskiej okazał się zwierzęciem wcześniej hodowanym przez człowieka. Ten przypadek dobrze naświetlił cała tą medialną nagonkę na wilka i tło tych mrożących krew tytułów typu "wilk grasuje po ulicach Poznania". Spowodowało to panikę wśród ludzi, a także dostarczyło przeciwnikom ochrony wilka argumentów, jaki to wilk jest groźny i jest go "za dużo", bo już się nie mieści w lasach i wchodzi do wielkich miast. A tymczasem prawda okazała się prozaiczna i winowajcą tej sytuacji znów okazał się człowiek.

Rozmawiał Radosław Nawrot

*

Instytut jest twórcą aplikacji BioLoc, która służy do zgłaszania obserwacji przyrodniczych (również wilków)

***

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz! 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wilki | przyroda | Polska | natura | radosław nawrot | Polska Akademia Nauk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy