Pożary lasów a COVID-19: Śmiertelne połączenie żywiołu i pandemii

Pożary w Grecji, sierpień 2021 /ANGELOS TZORTZINIS / AFP /East News
Reklama

Pożary trawiące lasy na całym świecie to nie tylko zdewastowane środowisko i zachwiana równowaga w lokalnych ekosystemach. Najnowsze badania amerykańskich naukowców wykazują, że konsekwencje niszczycielskiej siły żywiołu mogą sięgać o wiele dalej i... mieć wpływ na przebieg pandemii, wzmagając śmiertelność z powodu COVID-19.

Syberia, Grecja, Hiszpania, Turcja, Półwysep Apeniński, Zachodnie Wybrzeże Stanów - miejsca te prawdopodobnie nigdy nie miały tyle wspólnego, co teraz. Przerażające zdjęcia i filmów szalejących pożarów, które niszczą wszystko na swojej drodze docierają do nas regularnie już od tygodni. 

Pocieszenia nie niosą wyniki badań naukowców z Harvard T.H. Chan School of Public Health w Stanach Zjednoczonych opublikowane na łamach "Science Advances". 

Doszli oni do wniosku, że ogromne pożary, trawiące tereny leśne w stanach Oregon, California i Waszyngton na zachodzie kraju mogły przyczynić się do zwiększonej śmiertelności chorych na COVID-19. Co za tym idzie, pożary w Rosji czy Europie mogą mieć taki sam skutek.

Reklama

Wszystko przez pył zawieszony PM 2,5, podobny do tego, z jakim mamy do czynienia w Polsce w sezonie grzewczym, kiedy to większość miast i wsi w naszym kraju boryka się z problemem smogu.

- Rok 2020 przyniósł niewyobrażalne wcześniej wyzwania dla służby zdrowia, zarówno przez pandemię, ale także przez falę pożarów - tłumaczy Francesca Dominici w raporcie z badań. - Nasze analizy dowiodły, że zmiany klimatu, przez które mamy obecnie problem z pożarami, w połączeniu z COVID-19 to zabójcze połączenie.

Wiosną 2020, wraz z nadejściem pandemii koronawirusa, lasy na zachodzie Stanów Zjednoczonych przez kilka tygodni niszczył ogień, który zdaniem naukowców wyprodukował tak duże ilości zanieczyszczenia powietrza, iż miał wyraźny wpływ na przebieg COVID-19 u wielu mieszkańców tamtych terenów. 

Analogiczna sytuacja może przydarzyć się w Grecji, Włoszech, Hiszpanii czy Turcji, gdzie praktycznie przez całe lato strażacy walczą z pożarami. 

Naukowcy stworzyli model statystyczny łączący stężenie PM 2,5 i przypadki śmiertelne wśród osób zakażonych koronawirusem. W szczytowym okresie (od połowy kwietnia do połowy października) ilość pyłów zawieszonych w 92 badanych hrabstwach wynosiła 31,2 mikrogramów na metr sześcienny powietrza - dla porównania przed pożarami liczba ta sięgała 6,4. Bywały jednak dni, kiedy w bezpośrednim sąsiedztwie ognia stężenie wynosiło aż 500 mikrogramów.

W tym samym czasie wśród mieszkańców Oregonu, Waszyngtonu i Kalifornii odsetek osób, które zmagały się z ciężkimi objawami COVID-19 był prawie 12 proc. większy od średniej krajowej. Śmiertelność była wyższa o 8,4 proc. 

Badacze idą dalej i próbują podać konkretne liczby ciężkich przebiegów choroby i śmierci, które można powiązać z pożarami. Ich zdaniem to odpowiednio 19 700 przypadków ciężkiego COVID i 770 zgonów zakażonych spowodowanych bezpośrednio uwolnieniem ogromnych pokładów PM 2,5.

Jak liczby te będą wyglądały w Europie? Tego dopiero się dowiemy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: COVID-19 | koronawirus | pandemia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama