Ratunku! Jestem ojcem...

Magdalena Tyrała: - Czym pana książka: "Pomocy! Jestem tatą, czyli jak być dobrym ojcem i nie osiwieć zbyt szybko" różni się od innych tego typu pozycji?

Leszek K. Talko: - Ujmuje rzecz z bardziej właściwego punktu widzenia. Różnica jest taka, że o ile wszyscy zgadzają się co do tego, że dzieci są absolutnie fantastyczne, ich narodziny, wychowanie są dla rodziców bardzo szczęśliwym wydarzeniem, to prawie nikt nie zwraca uwagi na całą resztę. Cała tego typu literatura jest jak opisywanie piękna krajobrazów - że warto w nie jechać, że są tam piękne widoki, świeże powietrze. Natomiast nikt nie pisze, że do tej wyprawy trzeba się gruntownie przygotować.

Trzymając się dalej tej analogii - cała masa ludzi wybiera się w wysokie Tatry, dajmy na to w szpilkach. A wiadomo, że w byle jakich łapciach po górach zwyczajnie nie da się chodzić, że nagle może się zmienić pogoda i trzeba wziąć ciepłe ubranie, picie itd. W skrajnych wypadkach może nawet spaść lawina i cię pochłonie, zabije. Podobnie rzecz ma się z dziećmi. Mamy całą masę książek o dzieciach, różnych poradników na temat tego, jak się nimi opiekować, a nikt nie wspomina o tym, że trzeba też podejść do sprawy w inny sposób, że narodziny dziecka to ogromna zmiana w życiu, to zmiana ról w rodzinie, to są dodatkowe obowiązki, to jest tak jak przy każdym wyborze - rezygnacja z czegoś.

Reklama

- No tak, Pana książka szybko sprowadza człowieka na ziemię.

- Może i tak, ale znam bardzo dużo par, gdzie jak pojawiało się już dziecko, dochodziło do ogromnej ilości konfliktów i to nie dlatego, że posiadanie dzieci jest złe, że nie należy mieć dzieci, bo one niszczą więź między rodzicami, ale dlatego, że rodzice zwyczajnie nie byli gotowi na to co się ściśle wiąże z rodzicielstwem. Nie myślą w taki sposób, że aha - będziemy mieli dziecko to trzeba się przygotować do tej wyprawy, przestudiować mapy, zabezpieczyć zapasy itd. Większość myśli - a, będziemy mieć dziecko, to zakładamy t-shirta, klapki i idziemy w te góry. Przecież wszyscy mają dzieci to i my sobie poradzimy. A to nie o to chodzi. Z braku przygotowania psychicznego biorą się tylko problemy. Z rodzicielstwem wiąże się przecież gigantyczne zmęczenie fizyczne, rezygnacja z własnych przyjemności. Ludzie nie mają tej świadomości, a czasem wystarczy o czymś po prostu wiedzieć.

- No właśnie, jak się przygotować? Uzmysławiając sobie problemy wiążące się z decyzja o dziecku?

- Tak, ale powiedzmy sobie szczerze, żadna książka nie załatwi sprawy. Ona może wskazać pewne rzeczy i mam nadzieje, że moja książka będzie pełnić taką funkcję. Myślę, że większość ludzi i tak nie uwierzy czytając to wszystko. Przynajmniej tak było w przypadku mojej pierwszej książki " Dziecko dla początkujących". Moi bliscy znajomi podejrzewali, że wszystko co tam napisałem sobie zwyczajnie zmyśliłem, że to nawet śmieszne, zabawne, ale nie może zdarzyć się naprawdę. Potem, jak już doczekali się własnych dzieci, stwierdzili z podkrążonymi od niewyspania oczami, że powinienem to napisać mocniej, jeszcze bardziej wyraziście, bo oni zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, co ich czeka.

- Czyli pisząc książki o rodzicielstwie w delikatny sposób próbuje Pan przygotować przyszłych rodziców do ich przyszłych, nowych ról?

- Tak. Myślę, że robię to w delikatny sposób. Gdyby przygotowywać ludzi w sposób szokowy, to nikt by nie zdecydował się na dziecko po przeczytaniu mojej książki. Nie o to chodzi.

- No tak, w dalszym ciągu mamy w Polsce niż demograficzny, więc nie ma co go pogłębiać (śmiech).

- (śmiech) Zdecydowanie tak. Ja absolutnie nie zamieniłbym swojej roli ojca na coś innego, nawet wiedząc, że coś fajnego mogłoby mnie ominąć. Tyle, że ja jeszcze przed podjęciem decyzji chciałbym wiedzieć co mnie czeka, że czeka mnie taki wybór. Sądzę, że tak mają szczególnie faceci.

- Kobiety przystosowują się do sytuacji w naturalny sposób.

- Kobiety wydają się być bardziej na to wszystko przygotowane. Poza tym u kobiet, no nie wiem tego z własnego doświadczenia (śmiech), ale jest takie uderzenie hormonów.

- Hormon zwany oksytocyną oswaja kobietę z macierzyństwem.

- Kobiety, przynajmniej w pierwszych trzech miesiącach, łatwiej znoszą macierzyństwo. Natomiast faceci czegoś takiego nie mają. Wszyscy moi koledzy, ze mną włącznie, traktowaliśmy dziecko jak kolejny nowy element w domu, jak telewizor czy samochód. Do momentu jego narodzin żyliśmy w przeświadczeniu, że ono nic w naszym życiu nie zmieni. Trzeba je nakarmić, przewinąć, no ale co to jest - poświęcić 10 minut w ciągu dnia. Kupi mu się samochodzik na pedały, kolejkę i jakoś to będzie. Kolejną rzeczą która różni moją książkę od innych jest to, że ona nie pokazuje wyłącznie tego co się stanie jak już pojawi się dziecko i jak z nim wtedy postępować, ale pokazuje jak zmieni się przy okazji tego nasze małżeństwo.

- Tak, to jest moje kolejne pytanie - czy można uratować uczucie łączące nowo upieczonych rodziców? Z tego co przeczytałam w pana książce wynika, że problemy się z dnia na dzień piętrzą. Konfliktom między małżonkami nie ma końca...

- Z całą pewnością da się uratować małżeństwo. Najgorsze co się dzieje dla faceta to...

- Brak seksu?

- Też (śmiech), ale kiedy przychodzi na świat dziecko mężczyzna musi błyskawicznie dorosnąć, a nie zdaje sobie z tego sprawy. Kobieta ma już prawdziwe dziecko, więc nie ma czasu go niańczyć. I nagle facet myśli - hej, co się dzieje? Żona do tej pory była cala dla niego, a teraz nie ma na to czasu. Już go nie nazywa swoim Misiem, nie ma seksu, wspólnych wyjść, wyjazdów, hobby. Faceci reagują na to potwornie.

- Jak?

- Oddalają się. Najczęściej uciekają w pracę, tłumacząc sobie, że teraz to przecież muszą zarobić na wszystko. Jak np., zrobią zakupy, wracają zadowoleni do domu i oczekują od żony pochwały, pogłaskania po główce. A przemęczona 24 godzinną opieką nad dzieckiem kobieta odburknie mężczyźnie - czemu tak długo robiłeś te zakupy, zamiast powiedzieć - jaki ty jesteś wspaniały.

- A właśnie, czemu Pan te biedne kobiety, jak jakieś straszne hetery opisuje?

- Faceci w tych moich opisach wcale lepiej nie wypadają (śmiech). Jak tę książkę czytały moje znajome, odniosły dokładnie takie samo wrażenie jak pani. Z drugiej strony, po jej przeczytaniu moi koledzy spytali - Leszek to my naprawdę aż tacy źli jesteśmy? Przecież ty nas opisałeś jak jakieś straszne potwory. To wszystko ma swoje źródło w nieprzygotowaniu do tego, co się dzieje w małżeństwie po przyjściu dziecka na świat. Kiedy ludzie są zmęczeni, ciężko im się kontrolować, trudno wtedy być uroczym i wspaniałym dla drugiej osoby. Wtedy też ludzie posługują się krótkimi poleceniami, czy nawet rozkazami. Druga osoba odbiera to bardzo źle. Obojgu brakuje ciepła, na które absolutnie nie mają już czasu.

- A jak to przezwyciężyć? Jaka jest ta tajemnica udanego związku, o której pisze Pan w swojej książce?

- Tajemnicą udanego związku w tej nowej sytuacji jest zachowanie właściwej miary. Ale jest to strasznie trudne. W jednym z rozdziałów książki opisuję, co po urodzeniu dziecka może stać się z kobietą, że może zostać Mamafiozą, albo Matka Kwoką.

Piszę też o tym, co się dzieje z mężczyzną, że może zostać np. Ojcem Kapciem, albo Ojcem Duchem. Wtedy oboje tracą zainteresowanie sobą i się wzajemnie krzywdzą. Mężczyzna musi wykazać zainteresowanie dzieckiem, a kobieta nie powinna krytykować go przy każdej okazji, nawet jeśli popełnia jakieś błędy. W książce jest rozdział o tym jak mężczyzna idzie z dzieckiem na spacer i zapomina , np. ubrać dziecku sweter, zapomina, że trzeba wziąć zabawki. W takim momencie mniejszą szkodą jest brak tego sweterka, niż wieczne wypominanie tego błędu przez żonę.

- Trzeba znaleźć zloty środek i czasem przymrużyć oko

Właśnie, ale mało kto to potrafi, a to jest konieczne. Ludzie lubią też popadać w przesadę. Mężczyzna jest zawiedziony, że nie pojedzie w najbliższym czasie z żoną wspinać się na skałki, co znaczy, że nie dorósł do roli ojca. Z kolei kobieta, chcąc być nie 100, a 300 procentową mamą, nie chce zostawić dziecka z babcią, żeby móc z mężem wyjść od czasu do czasu na wspólną kolację we dwoje, czy do kina. Bardzo trudno to wszystko zbilansować, ludzie tego zwyczajnie nie potrafią.

Nie da się iść z dzieckiem na 30 km wyprawę w góry.

- Chyba, że ma się odpowiedni plecaka na dziecko i odpowiednio dużo siły.

- No tak (śmiech), ale można przecież pojechać na spacer za miasto, gdzieś bliżej..

- W Pana książce można przeczytać o tym, że w momencie kiedy mężczyzna decyduje się być dobrym ojcem to ambicje zawodowe muszą zejść na drugi plan. Czy faktycznie bycie dobrym ojcem wyklucza robienie kariery zawodowej?

- Przed podjęciem decyzji o dziecku należy zadać sobie pytanie, co jest dla nas ważne. Dziś, żeby zrobić karierę zawodową trzeba zainwestować ogromną ilość czasu i energii. Trzeba też być dyspozycyjnym. Więc nie ma co się oszukiwać - dziecko i kariera zawodowa nie są raczej do pogodzenia. Kariera można się zająć tylko w jednym przypadku - kiedy to współmałżonek jej się wyrzeknie dla dobra sprawy. No ale to też nie jest dobre, bo jedna osoba jest pokrzywdzona i już zawsze będzie mieć żal do drugiej. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że ktoś za to zapłaci, chociażby trzema latami wyjętymi z działalności zawodowej.

- Najczęściej płaci kobieta.

- Fakt, więc mężczyzna musi umieć to docenić. Dobrze by było, żeby została z tego taka świadomość tej ceny, którą się płaci. Bo tak to już jest, że jeśli uświadomimy sobie ile coś kosztuje, to łatwiej jest się nam z tym pogodzić. Jeśli nie wiemy jak jest cena, to mamy pretensje, że zostaliśmy trochę oszukani.

- Taka jest puenta?

- Tak, rodzicielstwo może być piękne i da się je takim uczynić, ale nie mniej kosztuje.

- No to powie mi Pan jak zostać dobrym ojcem i nie osiwieć?

- Jest taki fragment modlitwy, który świetnie tu pasuje - Boże daj mi zrobić to co możliwe, pogodzić się z tym co niemożliwe, a przede wszystkim rozróżnić między tymi dwoma.

Szczęścia nie przyniesie mężczyźnie zostanie domowym kapciem, ale walenie głową w mur nim też nie nazwiemy. Nie da się też zrobić wszystkiego naraz. Sztuka to umiejętność rozeznania się w tym co możliwe i w tym co niemożliwe i pogodzenie się z tym..

- Ma Pan dwójkę dzieci, planuje Pan jeszcze jakiegoś potomka?

- My już jesteśmy w komplecie.

- Dziękuję za rozmowę

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zmęczenie | problemy | rezygnacja | książki | Ojców | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy