Męska rzecz: Achilles
Oto opowieść człowieka, który w jednej chwili stracił jedno z najważniejszych ścięgien. Męska rzecz...
Jak to jest mieć i nagle już nie mieć ścięgna Achillesa? Dosyć specyficznie. Zupełnie inaczej. Zaskakująco inaczej.
2 sekundy wcześniej
Stoję na środku boiska, przez nikogo nie atakowany, obmyślając sprytny plan wybicia piłki jak najdalej w kierunku bramki - nie swojej oczywiście.
I nagle świat pionowy znika, a ja leżę. Efektem dźwiękowym towarzyszącym tej magicznej zmianie położenia jest dźwięk pękającej nylonowej żyłki.
Uczucie natomiast, którym zostaje obdarzona moja noga porównywalne jest (oczywiście czysto teoretycznie) do uderzenia w piętę kijem bejsbolowym zaopatrzonym w spory skalpel. Uderzenie kija boli, a skalpel przecina całkowicie ścięgno. To tak w skrócie.
A tak naprawdę leżąc na boisku nie ma się choćby znikomej świadomości tego, co się stało i konsekwencji tego zdarzenia.
Nagle odzywa się Podświadomość: "Ej stary, ale to ścięgno to coś nieteges...". Zachowująca jeszcze zimną krew Nadzieja odpowiada spokojnie: "E tam, to że masz dziurę zamiast tego czegoś z tyłu pięty. Wcale to nie musi znaczyć, że coś ci się poważnego stało. No dobra, już dzisiaj nie pograsz, jakaś maść, bandaż, tydzień i będzie ok. Spoko. Polej się wodą, bo bledniesz".
Polałem się. Wodą. Wcale nie pomogło.
5 minut później
Ja. Leżę.
Podświadomość: "Ej stary, ale to ścięgno, to go nie ma chyba...". Nadzieja: "No dobra, dobra, może dwa tygodnie w gipsie - OSTATECZNIE. Faktycznie dziura jest, ścięgna nie ma, ale o tu, tu z boku jest jakieś, małe, nie wszystko się urwało. Za tydzień gry w piłkę to już raczej nie widzę, ale spoko, spoko, nic się nie stało".
Pierwszy szok minął, więc pełny energii i zapewnień Nadziei, spróbowałem się podnieść i optymistycznie podejść do tematu. Ból nie istnieje, a otaczający wszechświat jest jak spokojne morze.
Ok. Stoję. Krok do przodu, powoli, powoli. Byle usiąść za kierownicą. Jakoś dojadę, przecież w samochodzie nie muszę stać.
I leżymy. Ja i ona - uszkodzona noga. Znowu dałem się nabrać. Tam, gdzie powinien być grunt - próżnia.
Ostatecznie porzucam więc myśl o prowadzeniu samochodu, koncentrując się na przebyciu kolejnego metra, dotarciu do lekarza i uduszeniu Podświadomości - musiała wykrakać.
Szpital
"Młody chodź zobacz, całkowicie zerwany Achilles" - krzyknął przyjmujący mnie lekarz do stażysty. Pomyślałem sobie z przerażeniem, że jest PRZEzabawnie. "No to proszę pana - kontynuował lekarz - OPERACJA".
Ja, Podświadomość, Nadzieja: "O k...".
Ale jak, dlaczego i po co? Zatkało mnie. Operacja? Już wiem to taki żart, wiem, tak się nabiera czasem pacjentów żeby ich rozluźnić, odstresować itd. Przez śmiech i żarty - do zdrowia.
Zadałem (z perspektywy czasu patrząc) głupie pytanie - czy nie da się NIE OPERACJA?
Lekarz: "No trzeba to ścięgno zszyć, urwało się - trzeba zszyć. Taka zasada, urwie się - zszywamy. Zryw - szew. A potem już tylko 6 tygodni, taki ładny gipsik, odtąd dotąd (Jezu pokazał całą nogę, chyba, że się chciał podrapać po udzie?); następnie trochę krótszy na 3 tygodnie, dwumiesięczna rehabilitacja, a potem to już tylko 6 - 9 miesięcy i pełna sprawność. I w zasadzie można wrócić do sportu. No chyba, że znowu się urwie".
Jasne. Gościu chyba jednak nie żartuje.
- Swoją drogą - kontynuował - to nie takie proste załatwić Achillesa, bo to cholernie mocne ścięgno i największe. Wytrzymuje 300 kg obciążenia, a bez niego nie da się niestety chodzić, biegać i skakać. Ile pan ma lat?
- 32.
- No właśnie, w pańskim wieku...
- Co znaczy w "moim" wieku - prawie płacząc próbowałem bronić swojej młodości, swojej męskości, swojej godności...
- No tak, po trzydziestce, po trzydziestce, starzejemy się zmniejsza się ukrwienie ścięgna przez co następuje szybsze zużycie materiału. Praca siedząca, sport uprawiany sporadycznie i najlepiej jeszcze bez dobrej rozgrzewki. Bum. Jak z wilgocią, kropla do kropli i się przeleje. W końcu. Generalnie do wesela się zagoi.
- Ale ja już jestem żonaty.
- No, to tym lepiej.
Pomyślałem wtedy, że to jest dobry moment, by się już obudzić z tego dość nieprzyjemnego sennego koszmaru. Gdyby to był oczywiście sen.
- Pocieszę pana, że są gorsze rzeczy od urwanego ścięgna Achillesa.
- Gorsze? Jakie?
- Urwane obydwa.