Anielica czy diablica?

Od wieków wyobraźnię artystów zapładniała kobiecość oscylująca między dwoma biegunami - anielskością i demonizmem.

Z jednej strony poeci opiewali efemeryczne, bezcielesne muzy, jak Beatrycze Dantego czy Laura Petrarki, z drugiej zaś intrygowały ich młodopolskie modliszki i kobiety fatalne, czyli kobiecość wyuzdana i oszałamiająca.

Porównanie tych dwóch typów kobiecości do dwóch typów urody narzucało się samo. Anielica to rzecz jasna blondynka - kobieta łagodna, wrażliwa, subtelna i podręcznikowo piękna, ale i odrobinę naiwna tak jak naiwne jest czyste dobro. Brunetka z kolei to fascynująca diablica - kobieta demoniczna, czasem niebezpieczna, w każdym razie intrygująca, nieobliczalna, przekorna i sprytna.

Reklama

Z tych dwóch typów kobiecych mężczyźni ponoć zawsze woleli blondynki, preferowali więc raczej anioły niż demony. Do tego stopnia, że to rzeczownik "białogłowa" stał się synonimem kobiety. Można z tego wysnuć pewien wcale nie tak daleko idący wniosek co do męskiej natury - najwyraźniej faceci mimo wszelkich deklaracji o swojej naturze zdobywcy wolą jednak kobiety uległe.

Kobieta o naturze anioła była zresztą istotą idealnie wpisującą się w feudalny układ społeczny. Można ją było uwielbiać, dopieszczać, opiewać, ale nie trzeba było się z nią za bardzo liczyć. Kiedy kobiety poznały swoją wartość i nabyły pewności siebie, pojawiły się i demony. Kobiety znające swoją wartość i niedające się łatwo okiełznać. Nieraz wręcz niebezpieczne dla mężczyzn.

Oczywiście podział na anielice i diablice - tak jak ten na blondynki i brunetki - jest grubym uproszczeniem. Tak naprawdę przecież demony to też anioły, tyle tylko, że upadłe. I dokładnie tak samo jest z naszymi paniami - wszystkie są aniołami, ale niektórym z nich się nieco upadło...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy