2 + 1 = polski model związku

Spotykane na polskich ulicach matki, pchające z trudem dziecięcy wózek z nowonarodzonym maluchem i trzymające "wolną" ręką, drugie, kilkuletnie dziecko to jeszcze nie tak bardzo rzadki widok. Jednak rodzice z trójką dzieci na spacerze to już zdecydowana rzadkość. Dzieci jest coraz mniej, a więcej babć i staruszków spacerujących po parkowych alejkach. Czy tak ma wyglądać przyszłość naszego społeczeństwa za kilkanaście lat? Będziemy krajem ludzi starych, zupełnie jak na wymarciu..?

Czas płynie dla każdego z nas

W naszym kraju, jednym z niewielu, bardzo silna i związana z naszą polską tradycją jest nauka szacunku do ludzi starszych. Cenimy ją sobie wysoko, i dobrze. Każdego z nas - oby - czeka spokojna starość. Jednak abyśmy przetrwali, jako społeczeństwo, jako naród, musimy doceniać także młodych ludzi, bo w młodości jest ukryta nasza przyszłość. To, jak będzie wyglądało nasze życie za 20, 30 lub więcej lat, zależy właśnie od młodych. A młodych, jak na lekarstwo. Coraz mniej rodzi się dzieci, coraz więcej małżeństw bezdzietnych, zaznaczmy z wyboru. Czy to daje dobre nadzieje na przyszłość? Raczej nie.

Reklama

Wiele, znaczy ile?

Jeszcze nie tak dawno, kilkanaście lat temu, rodzinę wielodzietną stanowiła rodzina, w której urodziło się 5, 6 i więcej dzieci. Teraz o matkach i ojcach, którzy zdecydowali się na taką ilość dzieciaków, mówi się z przekąsem - że chcą mieć w domu całą drużynę piłkarską. Ile dokładnie dzieci w rodzinie oznacza dla nas zakatalogowanie pod hasłem wielodzietność? Jak się okazuje, już troje i czworo dzieci traktuje się jako nadmiar. Ale czy trojka lub czwórka dzieciaków w domu to faktycznie, ilość ponad stan? Czy to naprawdę, aż tak wiele, aby określić taką rodzinę wielodzietną? Przecież osoby, które teraz są w tak zwanym wieku produkcyjnym, żenią się, wychodzą za mąż, zakładają lub nie, rodziny, same najczęściej pochodzą z takich właśnie rodzin. Gdybyśmy zrobili ankietę wśród 30 - latków, okazałoby się, że większość z nich ma po 2, 3 rodzeństwa. Wcale przy tym nie kwalifikują się do rodzin wielodzietnych. Co się w takim razie zmieniło w naszej świadomości przez ostatnie dwudziestolecie, że nagle, z tradycyjnej 4, 5 osobowej rodziny, robi się "niemodną", wielodzietną?

Blokada finansowa

Zmiany nie tylko nastąpiły w naszej świadomości. Zmienił się system rządzący w naszym kraju, zmienił się ustrój. Nasz kraj boryka się, a raczej plącze, w próbach ciągłych i niedokończonych planów postawienia wszystkiego na przysłowiowe nogi, na lepsze. Tylko, z każdym rokiem, jakoś coraz mniejsze nadzieje, na to, że będzie nam kiedyś naprawdę dobrze się żyło. Wiadomo, że życie nie jest usłane różami i przynosi wiele prób. Nie jest lekko, ale czasem trudno jest się dziwić, uciekającym za granicę krajanom w poszukiwaniu chleba i "lepszego życia". Niestety spore braki w polityce socjalnej odbijają się bardzo wyraźnie na społeczeństwie. Mimo ciągle wprowadzanych zmian, które tak naprawdę są tylko kosmetycznymi korektami wytypowanych ustaw i przepisów, to ciągle jest to za mało. Za mało, aby młodzi ludzie mogli mieć pewność, że jeśli zdecydują się na założenie rodziny, nie będą musieli przeliczać ilości dzieci na to, czy będzie ich zwyczajnie na dziecko stać, tak jak kiedyś na dobry samochód. A chcąc mimo to cieszyć się urokami rodzicielstwa decydują się na minimum. Minimum oznacza jedno, góra dwoje dzieci. "Czy stać Cię na dziecko?", "Ile kosztuje dziecko?", "Dziecko jak lokata...", jeśli takie tytuły pojawiają się w prasie, jeśli na ten temat prowadzi się publiczne debaty, przelicza na pieniądze ludzie życie, to czy trudno jest się dziwić, że dzisiaj trójka dzieci to bardzo dużo dla wielu z nas?

Za dużo obowiązków, nie chce nam się

Ale nie możemy obarczać winą za zmniejszenie ilości urodzeń i zepchnięcie na boczny tor modelu rodziny wielodzietnej, tylko i wyłącznie system rządzący. Bo choć on sam, faktycznie bardzo słabo wykazuje się we wspieraniu życia rodzinnego, to nie jest głównym winowajcą. Posiadanie dziecka zawsze wiąże się z obowiązkami. Powoduje, że dotychczas zajmujący się tylko sobą nawzajem ludzie, biorą odpowiedzialność za nowonarodzonego człowieka. A z tym wiąże się cały szereg obowiązków, mówiąc dosłownie, pracy, co nie miara. Mając jedno lub dwoje dzieci mamy już pełną świadomość, wszystkich uroków rodzicielstwa. Dlatego nierzadko wyobrażenie o dużo większym obciążeniu, zwyczajnie nas przerasta. Boimy się większej ilości pracy. Ciągłego przewijania, kąpania, karmienia, odprowadzania do przedszkola, szkoły i tak dalej i tak dalej. Bo jak wiemy decyzja o założeniu rodziny, o każdym kolejnym dziecku nie jest związana tylko z samym faktem kolejnej ciąży kobiety, narodzin, pielęgnacji. Jest to obowiązek na całe życie. A promowany współcześnie sposób życia nie tak przecież wygląda, co tylko dodaje nam otuchy w utwierdzeniu się w decyzji, że, jeśli już zdecydować się na dziecko to tylko jedno, najwyżej dwoje. Bo troje i więcej to już nie dla nas.

Atrakcyjna, znaczy bezdzietna

Nie bez znaczenia jest też wszechobecny nacisk na atrakcyjne, znaczy szczupłe, jędrne ciało, piękno i zachowanie młodości. Unikniecie starości to tak jak walka z czasem, tylko prawie w każdym wypadku przypomina walkę z wiatrakami. Bo chcemy czy nie i tak się starzejemy. Taka jest natura i nie zmienimy jej, choć mimo to staramy się to zrobić. Tak, jak starość, tak bycie w ciąży dla wielu kobiet wiąże się z utratą atrakcyjnego wyglądu. I choć pojawia się mnóstwo informacji na temat, że ciąża jest trendy, że w jej czasie można świetnie wyglądać, czy to tak naprawdę jest najważniejsze w jej głównym celu, przekazie i znaczeniu? Jak się okazuje dla wielu kobiet, tak. Bo jak ogień, wody, tak wiele pań nie decyduje się na urodzenie kilkorga dzieci z uwagi na spore obawy o zachowanie młodego wyglądu, zgrabnej figury. Dbać o swoje ciało, troszczyć się o ładny, estetyczny wygląd to nie grzech, jednak przewartościowanie urody w zestawieniu z wartością życia ludzkiego, z radością, jaką może dać dziecko jest niepokojące.

Przywara biednych i niedouczonych?

Niestety wykształcił się jeszcze jeden model, który na pewno nie skłania nas do decyzji o większej ilości dzieci. W czasach, kiedy antykoncepcja, jak nigdy wcześniej w naszym kraju, jest łatwo dostępna, posiada szeroką paletę wielu środków i nie budzi już tyle kontrowersji, co kiedyś, bardzo często matki i ojcowie, którzy posiadają trójkę i więcej dzieci, uważani są za niedouczonych, wręcz zacofanych. Bo dzisiaj, ten, kto się nie zabezpiecza przed ciążą, nawet, jeśli jest w pełni sil witalnych, cieszy się dobrym zdrowiem, żyje w zalegalizowanym i co najważniejsze szczęśliwym związku, nie jest postrzegany przychylnie. Przecież nikt nie chce mieć dużo dzieci. A jeśli ma, to widocznie żyje w biedzie, nie ma na środki antykoncepcyjne, wyznaje dziwaczne zasady religijne nie stosując środków antykoncepcyjnych lub zwyczajnie jest trochę niedzisiejszy, zacofany. Takie przeświadczenie społeczne nie pomaga, a nawet zniechęca do wpasowania się w model rodziny wielodzietnej.

Strach o pracę

Brak wsparcia ze strony państwa, szukanie wygody, obawa o utratę urody, zaszufladkowanie pod hasło - "zacofany"..., co jeszcze? Do tej przykrej i prawie, że przerażającej listy możemy dopisać jeszcze strach przed utratą pracy. Bo jak się okazuje, pracodawcy bardzo niechętnie zatrudniają ludzi posiadających dzieci, a co dopiero ich większą, jak na panujące przekonanie, ilość. Pracownik winien mieć już w młodym wieku spore doświadczenie, najlepiej, żeby był stanu wolnego i bezdzietny, w pełni dyspozycyjny i z kategorią "A", czyli zupełnie zdrowy. Taka osoba jest atrakcyjnym towarem na rynku pracy. Ktoś, kto odpowiada nie tylko za siebie, ale za własną rodzinę jest, jak się okazuje, obciążeniem. Nigdy nie wiadomo, czy nie skorzysta z przysługujących mu skromnych, ale jednak praw pracowniczych, nie będzie częściej przebywał na "wolnym", zamiast na pracy, swoją uwagę będzie skupiał także na rodzinie, na dzieciach, zawsze może poprosić o podwyżkę, bo przecież na utrzymaniu ma nie tylko siebie. A to mocny argument. A gdy dzieci nagle zachorują zwyczajnie taka osoba ma prawo nie przyjść do pracy, co wtedy? Tak czy owak, pracownik, pracownica z dziećmi to bardzo niewygodny temat. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jednak biorąc pod uwagę skalę ogólnokrajową ciągle są zbyt rzadkie. A my przecież musimy pracować, aby móc normalnie żyć. Dlatego w obawie przed utratą pracy lub możliwością problemów z jej znalezieniem, z powodu posiadania dzieci, nie chcemy mieć ich więcej niż dwoje, jeśli nie w ogóle.

Co z nami będzie?

Jeśli nic nie zmieni się przede wszystkim w świadomości społecznej i władze nie poszerzą wachlarza gwarantowanych świadczeń socjalnych dla rodzin, to niestety, nie tylko wielodzietność, ale także posiadanie choćby jednego dziecka w niedługim czasie mogą graniczyć nawet z cudem. Bo teraz decyzja taka, a co dopiero za tych kilkanaście lat, jest sporym wyzwaniem dla przyszłych rodziców. W dodatku będzie postrzegana jak czyste szaleństwo. Już teraz da się słyszeć głosy: "Czy oni zwariowali, zdecydowali się na trzecie dziecko!?" Tak, jakby znaczyło to tyle, co jakaś tragedia lub spore nieszczęście. Ale zanim będziemy mogli żyć w kraju, który w pełni świadomie będzie wspierać swoich obywateli, zanim postrzeganie życia ludzkiego nabierze innych barw, minie jeszcze sporo czasu. Na szczęście w naszym społeczeństwie możemy jeszcze znaleźć, spotkać rodziny wielodzietne, czyli te z trójką lub większą ilością dzieci. I patrząc na nie, nie widzimy przecież smutku, goryczy, narzekania i biedy. Bo wszystko to, co nas w życiu spotyka, zależy tylko i wyłącznie od tego, jak żyjemy, jak wykorzystujemy, dawane nam przez los, małe szanse. A wielodzietność, to wbrew pozorom nie bieda, nadmiar obowiązków, brak czasu dla siebie i przysłowiowa orka. Znaczy coś więcej. A co, mogą wiedzieć tylko Ci, którzy pochodzą z rodzin wielodzietnych lub sami takie założyli. Czy nie są szczęśliwymi ludźmi? A przecież szczęście jest trendy...

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: przyszłość | społeczeństwo | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy