Żaden lekarz nie chciał operować jego raka. Zadanie przejął robot!

O robotach najczęściej słyszymy ostatnio w kontekście pozbawiania nas pracy czy zastosowaniach militarnych, więc łatwo zapomnieć, że pozwalają również ratować życie. A Da Vinci jest w tym naprawdę niewiarygodny.

O robotach najczęściej słyszymy ostatnio w kontekście pozbawiania nas pracy czy zastosowaniach militarnych, więc łatwo zapomnieć, że pozwalają również ratować życie. A Da Vinci jest w tym naprawdę niewiarygodny.
Nowotwór wrócił po 16 latach, do akcji wkroczył robot Da Vinci /Beijing Youth Daily / Contributor /Getty Images

Da Vinci to mistrz precyzyjnej chirurgii

Chociaż z powodu wojny w Ukrainie i chińskiego wyścigu zbrojeń najczęściej słyszymy o robotach zaprojektowanych do odbierania życia, to warto mieć świadomość, że coraz częściej pojawiają się też w szpitalach, a konkretniej na salach operacyjnych, by życie ratować.

Jeden mały zdalnie sterowany model o nazwie MIRA (Miniaturized In vivo Robotic Assistant), opracowany przez Virtual Incision, poleciał nawet na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Wszystko po to, by po serii niezbędnych testów, leczyć astronautów i przyszłych kolonizatorów. 

Reklama

To wyjątkowa konstrukcja, która wymaga jedynie małego nacięcia, dzięki czemu operacje jamy brzusznej mogą być wykonywane w sposób jak najmniej obciążający dla chorego - w przyszłości tego typu rozwiązania będą przedłużeniem rąk chirurgów przebywających na Ziemi.

Jeden z takich robotów - choć zdecydowanie większych - uratował też ostatnio pacjenta z Kanady, bo jak informuje Glenn Deir, jego nieoperacyjny guz prawie kosztował go życie - żaden z lekarzy nie chciał podjąć się tego zadania, ale za sprawą robota Da Vinci leczenie było możliwe i zakończyło się pełnym sukcesem.

Jak opisuje mężczyzna, szesnaście lat temu z powodu wirusa brodawczaka ludzkiego zachorował na raka lewego migdałka (ten sam wirus powoduje raka szyjki macicy, stąd Glenn Deir apeluje do wszystkich o szczepienie), który niestety postanowił wrócić i zająć również język.

Nowotwór wrócił po 16 latach, do akcji wkroczył robot

Deir ponownie usłyszał tę samą diagnozę, a co gorsze lekarze jeden po drugim odmawiali operacji, aż jeden z nich zasugerował kontakt z chirurgiem, który na co dzień używa robota Da Vinci. 

A mowa o konstrukcji, która wygląda jak gigantyczny pająk, ale jego odnóża zamiast budzić grozę, wyposażone są w szereg narzędzi, pozwalających lekarzom na niezwykle precyzyjne zabiegi chirurgiczne i dotarcie tam, gdzie tradycyjnie nie są w stanie. 

Co więcej, wymagają jedynie małych nacięć, więc procedury z udziałem robota są znacznie bezpieczniejsze i mniej inwazyjne niż klasyczne operacje, przyspieszając także proces gojenia i powrotu pacjentów do zdrowia (często mogą w ciągu 48-72 godzin od wykonania zabiegu opuścić szpital i wrócić do domu). 

I to zadecydowało o możliwości i sukcesie leczenia, bo jak podkreśla Glenn Deir, wcześniejsza radioterapia uniemożliwia mu nawet klasyczną ekstrakcję zęba, a co dopiero rozcinanie szczęki na pół, bo tak właśnie wyglądają operacje w podobnych przypadkach!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Robot | raki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy