Hasło "fake news" news stało się symbolem naszych czasów. Niektórzy traktują je jedynie jako ciekawostkę, dla innych bywa frazą-wytrychem, stosowaną w dyskursie na gruncie politycznym. Ale za produkcją i dystrybucją fałszywych informacji stoi coś, co wychodzi daleko poza naukowe niuanse czy ideologiczne spory. Tak jak mówi lekko wyświechtane, ale niekiedy trafne porzekadło: gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Według raportu "Digital News Report", poruszającego temat konsumpcji informacji w roku 2020, sporządzonego przez Reuters Institute przy Uniwersytecie Oxfordzkim, 56 proc. ludzi na świecie, czytając wiadomości w sieci, zastanawia się nad tym, czy nie są one przypadkiem fałszywe.
Jak podaje German Marshall Fund (amerykańska organizacja działająca na rzecz współpracy USA, Kanady i Europy - przyp. red.), tylko w trzecim kwartale zeszłego roku posty na Facebooku zawierające nieprawdziwe informacje zyskały 1,8 mld reakcji. NBC News twierdzi z kolei, iż dotarło do danych, według których w tym samym czasie gigant społecznościowy usunął 7 mln postów szerzących dezinformację.
Takich statystyk, płynących z całego świata, jest mnóstwo. Wszystkie wskazują na jedno: żyjemy w erze fake news. I choć niektórzy twierdzą, iż dotarlibyśmy do tego momentu prędzej czy później, pandemia spowodowała, że problem eksplodował z mocą, której mało kto się spodziewał.
Większość specjalistów z zakresu komunikacji medialnej i nowych mediów nie jest zaskoczona. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że fake newsy to narzędzie potężnego biznesu. Ani też to, że na fali dezinformacji można dorobić się ogromnych pieniędzy.