Zmuszali je do seksu w obozach

- Powiedzieli nam, że jesteśmy zakwaterowane w obozowym burdelu i że mamy szczęście. Będziemy dobrze jeść i pić. A jeśli wypełnimy nasze obowiązki, nic złego nam się nie stanie - tak brzmią wspomnienia jednej z więźniarek, pani W.

Między 1943 a 1944 rokiem zmuszano ją do seksu z więźniami, tak jak około 200 innych kobiet z obozu koncentracyjnego Ravensbrück.

Jej opowieść jest jedną z części wystawy poświęconej losom kobiet zmuszanych do seksu przez nazistów w trakcie II wojny światowej.

Po 1945 roku wolały ukryć swoje upokorzenie. Nie mówiły nic lub mało o swoich doświadczeniach i o "klientach" obozowych burdeli - więźniach, przede wszystkim pochodzenia niemieckiego, którzy za specjalnym pozwoleniem SS mogli korzystać z ich usług w ramach systemu motywującego do pracy w fabryce.

Reklama

Produkcja przede wszystkim

Taki był pomysł szefa SS Heinricha Himmlera na zwiększenie produktywności i zapobieganie "rozprzestrzenianiu się" homoseksualizmu wśród więźniów.

Wystawa pokazuje system, który działał w 10 obozach między 1942 a 1945 rokiem. Większość kobiet z obozowych burdeli było więźniarkami niemieckiego pochodzenia, "rekrutowanymi" z położonego około 100 kilometrów na północ od Berlina Ravensbrück.

Kobiety trafiały do obozu za "antyspołeczne zachowanie". Takim zachowaniem mogła być prostytucja, działalność opozycyjna lub kontakty z Żydami czy Polakami.

Uprzywilejowani więźniowie - kurator wystawy Michael Sommer szacuje ich liczbę na około 1 proc. uwięzionych - mogli kupić kwadrans z prostytutką za dwie marki z nędznego wynagrodzenia otrzymywanego za pracę w fabryce.

Część tej sumy dawano więziennym prostytutkom. Mogły za nie kupić dodatkową żywność.

- Wszystko było dobrze zorganizowane i zbiurokratyzowane - opowiada Sommer, pokazując dokumenty z kodem 998 symbolizującym prostytutkę i specjalne kwity dla więźniów upoważniające do wstępu.

W burdelu nie mogło być Żydówek, a dla strażników tworzono osobne burdele.

Kobiety regularnie badano pod kątem chorób wenerycznych, a gdy zaszły w ciążę wykonywano przymusowe aborcje.

- Naziści walczyli z prostytucją w miastach, ale zinstytucjonalizowali ją w obozach - stwierdza Sommer.

Wiele kobiet pracujących w burdelu było "ochotniczkami". W pokojach było tu ogrzewanie i o wiele lepsze warunki higieniczne niż w obozowych barakach, gdzie każdy kolejny spędzony dzień powodował zagrożenie dla życia.

Niektórzy przychodzili tylko porozmawiać

Inne dowiadywały się o swoim przeznaczeniu dopiero z wizytą pierwszego klienta.

W swoim świadectwie, pani B. opowiada, że każda z kobiet pracowała w małym pokoju, do którego przychodziło 10 mężczyzn w ciągu dwóch godzin. - Strażnik czasem zaglądał i żartował sobie z nas. Byłyśmy tak odrętwiałe, że właściwie myślałyśmy tylko "zrób swoje, draniu" - opowiada.

Chociaż pobyt w obozowym burdelu pozostawił ją z nieuleczoną traumą, pani B. nie wspomina swoich klientów z absolutną odrazą.

- Sami byli więźniami przez lata i wielu cieszył sam ludzki kontakt. Niektórzy przychodzili tylko porozmawiać - stwierdza. Większość więźniów politycznych bojkotowała burdele, jak na przykład wszyscy komuniści przetrzymywani w Buchenwaldzie.

Prawie wszystkie pracownice więziennych burdeli przeżyły wojnę, ale mało się wie o ich powojennych losach. Nie mówiły o swojej traumie, bojąc się hańby. Żadna nie dostała odszkodowania od niemieckiego rządu. Tylko kilka, jeśli w ogóle, żyje do dziś.

Monica Eschebach, dyrektor muzeum, zauważa, że niewolnictwo seksualne jest wpisane na liste przestępstw wojennych na mocy prawa międzynarodowego dopiero od 2002 roku i dopiero po przypadkach masowych gwałtów w Bośni i Ruandzie, zaczęto szerzej badać sprawę prostytutek z nazistowskich obozów koncentracyjnych.

Deborah Cole (AFP), tłum i opr. ML

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy