Zima-20. Błaszczak: Oceniam ćwiczenia na szóstkę

BRDM-2 znajdują już miejsce w licznych muzeach. W Polsce nadal bronią wschodnich granic /GERARD/REPORTER /East News
Reklama

Po zakończeniu ćwiczeń "Zima 20 "prezydent Duda i minister Błaszczak unikali wprost oceniania ich wyniku. Podkreślali natomiast, że trzeba będzie wyciągnąć z nich wnioski. Po naszych doniesieniach o ich całkowitej klęsce i burzy, jakie wywołały nie tylko w Polsce, ale również wśród sojuszników, min. Błaszczak postanowił zabrać głos.

Na antenie I Programu Polskiego Radia powiedział, że "mamy do czynienia z manipulacją, z fake newsami".

- Oceniłem te manewry pozytywnie. Ja bym wystawił szóstkę. Oczywiście są mankamenty, ale właśnie o to chodzi, żeby te mankamenty wskazać, uchwycić, bo te mankamenty zostaną usunięte. Temu służy ćwiczenie. To jest forma doskonalenia - podkreślał.

Reklama

Tych mankamentów jest wiele, począwszy od wyposażenia.

Brygady Muzealne

Przesmyku suwalskiego bronią 15. Giżycka Brygada Zmechanizowana i 20. Bartoszycka Brygada Zmechanizowana. Ich zadaniem podczas hipotetycznej wojny będzie spowolnienie natarcia jednostek przeciwnika do czasu rozwinięcia kontrataku 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej i dotarcia sił NATO.

Zadanie wykonalne, pod warunkiem rozsądnego rozmieszczenia sił na głównych kierunkach natarcia i wyposażenia ich w odpowiednią broń. Cóż z tego, że min. Błaszczak mówi, że "że Wojsko Polskie jest coraz liczniejsze, jest wyposażane w najnowocześniejszy sprzęt", jeśli są to maleńkie wyspy pośród ogromnego morza potrzeb, które narastały wraz z kolejnymi rządami od początku lat 90. XX wieku.

Obie brygady zmechanizowane są niemal skansenem, w którym na żywo można oglądać sprzęt, który w Rosji już dawno stoi w muzeach. Na stanie brygad znajdują się transportery opancerzone BWP-1, które znalazły się na wyposażeniu Sił Zbrojnych w 1974 roku. Ostatnich 100 pojazdów Polska kupiła w 1988 roku. 40 lat od otrzymania pierwszych sztuk nic się nie zmieniło. W przyszłości stare pojazdy planuje się zastąpić nową konstrukcją, która ma powstać w ramach programu "Borsuk", ta jednak wciąż jest na etapie wczesnego prototypu.

Podobnie sprawa ma się z leciwymi rozpoznawczymi BRDM-2, czołgami T-72 i PT-91 "Twardy" oraz samobieżnymi haubicami 2S1 "Goździk". Są to pojazdy zupełnie nieprzystające do współczesnego pola walki.

Pododdziały przeciwpancerne na BWP-1 i BRDM-2 są uzbrojone m.in. w przeciwpancerne pociski kierowane Malutka, które nadają się wyłącznie do muzeum. Pocisk Malutka został wprowadzony do uzbrojenia w 1961 roku... Dziś nie jest w stanie zagrozić żadnemu pojazdowi gąsienicowemu potencjalnego przeciwnika. Pojawienie się na stanie systemów Poprad i Rak tak naprawdę niewiele zmienia.

Powiększenie stanu

Minister podkreślał, że Siły Zbrojne zwiększają stan osobowy. Owszem można się z tym zgodzić, bo dzięki Wojskom Obrony Terytorialnej stan liczebny znacznie się zwiększył. Jednak w Wojskach Operacyjnych - zawodowych, które mają przyjąć główny ciężar uderzenia tak różowo już nie jest.

W Siłach Zbrojnych brakuje 2800 podporuczników i poruczników. Około 2800 kapitanów, 1500 majorów. Brakuje również około 500 podpułkowników i 150 pułkowników. Wbrew pozorom brakuje także generałów, zwłaszcza po czystkach, jakie urządziła ekipa kierowana przez Macierewicza. Dziś wolnych jest około15 generalskich etatów. W sumie brakuje około 7300 oficerów.



 Obecnie brakuje żołnierzy w istniejących batalionach. Na zachodzie kraju w niektórych jednostkach wolnych jest około 40 procent etatów. W zielonych garnizonach, jest jeszcze gorzej.

Decyzje podjęte przez min. Macierewicza spowodowały problemy nie tylko w najwyższym dowództwie. W darłowskiej bazie w 2017 roku była tylko jedna pełna załoga Mi-14PŁ/R, a drugą można było złożyć na siłę, z tym że tylko jedna mogła wykonywać loty w nocy.

- Ludzie zaczynają odchodzić. Od lat widać dziurę pokoleniową, która coraz bardziej się nawarstwia, zarówno w personelu latającym jak i naziemnym, przy dalszym cięciu etatów. Wkrótce może zabraknąć doświadczonych instruktorów. W tej materii nie można postawić tylko na młodość, Bałtyk nie wybacza błędów - mówi jeden z marynarzy.

Obiecanych śmigłowców nadal nie ma, a Mi-14PŁ/R sztucznie przedłużono resursy, aby mogły dotrwać do pojawienia się AW101.

Bezzębne śmigłowce

Będąc w temacie śmigłowców możemy się przyjrzeć tym należącym do Wojsk Lądowych. Podczas teoretycznego konfliktu obie brygady powinny być wspierane przez śmigłowce szturmowe.

Tymczasem nie jest żadną tajemnicą, że polskie śmigłowce szturmowe Mi-24 od wielu lat nie posiadają żadnej zdolności do niszczenia czołgów i jakichkolwiek ciężej opancerzonych pojazdów potencjalnego przeciwnika. Mi-24 wysłane na zagraniczne misje były uzbrojone jedynie w broń strzelecką i niekierowane pociski rakietowe 57 mm.

Ponadto problem stanowią resursy tych maszyn, które dość szybko się kończą i większość maszyn ma zostać wycofana do 2022 roku. Tymczasem program "Kruk", mający na celu znalezienie następcy ponownie jest odsuwany.



 "Kruk" został dodany do Planu Modernizacji Technicznej w połowie 2014 roku i dotychczas dla obu dotychczas rządzących ekip nie stanowił on priorytetu. Zarówno rząd PO-PSL, jak i PiS nie poczynił żadnych znaczących kroków, aby rozpocząć procedurę zakupu. Pierwotnie śmigłowce miały być kupione do 2019 roku. Ekipa Macierewicza jeszcze bardziej opóźniła program, choć "Kruk" trafił na listę priorytetów i kontrahent miał zostać wybrany w 2018 roku spośród ofert amerykańskich i włoskiej. Trzy lata później nadal trwają fazy analityczno-koncepcyjne.

Raport Najwyższej Izby Kontroli

Mimo że pracownicy Ministerstwa Obrony Narodowej chwalą się, że każdego roku na wojsko przeznacza się więcej pieniędzy, to nie ma to pokrycia w modernizacji i wzmocnieniu potencjału obronnego Polski. W zamian za systemy dowodzenia i łączności, obronę przeciwlotniczą, czy pojazdy rozpoznawcze MON kupuje pociski do rozrzucania ulotek propagandowych i rzutniki obrazu.

Tragiczny stan ukompletowania i skalę zaniedbań wszystkich rządów widać na przykładzie jednostek wojskowych o niskim wskaźniku rozwinięcia, to jest takich, które w czasie pokoju utrzymują niski stan kadrowy, a rozwijają się dopiero w czasie powszechnej mobilizacji. NIK skontrolowała także wojskowe oddziały gospodarcze i Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy. Kontrola objęła lata 2014-2016.

Po przeprowadzonej kontroli okazało się, że zaledwie dwie spośród 12 jednostek wojskowych objętych kontrolą, dysponowały pełnym ukompletowaniem w sprzęt i wyposażenie. Mimo to i tak wyposażenie było przestarzałe i nadmiernie eksploatowane.

Kontrolerzy NIK podkreślają, że "okres użytkowania sprzętu transportowego trzech wybranych do kontroli służb w znacznym stopniu przekraczał 20 lat, a w skrajnych przypadkach osiągał 40 lat. Ponad 15 lat miało co najmniej 56 proc. pojazdów w służbie czołgowo-samochodowej, co najmniej 51 proc. pojazdów w służbie żywnościowej i co najmniej 36 proc. pojazdów w służbie zdrowia. Niejednokrotnie użytkowany sprzęt osiągnął już zakładany przebieg lub wiek (tzw. resurs), a  mimo to był nadal użytkowany po przeprowadzeniu stosownej procedury i uzyskaniu odpowiedniej zgody."

Niestety w wielu przypadkach mimo braku zgody przełożonych i wbrew obowiązującym regulacjom prawnym, sprzęt był nadal użytkowany, zagrażając zdrowiu i życiu żołnierzy go obsługujących.

Wirtualne uzbrojenie

Minister Błaszczak odniósł się również do zarzutu wykorzystania w symulacji sprzętu, którego jeszcze nie ma na stanie.

- Spotkałem się z atakiem, że ono jeszcze nie jest na wyposażeniu Wojska Polskiego, ale już będzie. Patrioty już od przyszłego roku będą na wyposażeniu Wojska Polskiego. Podobnie HIMARS-y - rok później. Do 2024 r będziemy mieli F-35, wiec ten potencjał należy zbadać - powiedział.

Problem jednak w tym, że patriotów na razie będą zaledwie dwie baterie i to nie na amerykańskim podwoziu, a na polskim, więc o innej charakterystyce. Podobnie z HIMAR-sami. Wykorzystując amerykańskie oprogramowanie do prowadzenia symulacji, wprowadzano jedynie hipotetyczne dane, bez fizycznego sprawdzenia zdolności zamówionych pojazdów.

Wewnętrzne rozgrywki

Po naszej publikacji pojawiły się na łamach "Super Expressu" zarzuty, że winny klęski jest Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Rajmund Andrzejczak. Wielu ekspertów przypuszcza, że nasza publikacja została wykorzystana do wewnętrznych rozgrywek personalnych w Siłach Zbrojnych i samym MON.

Pisze o tym m.in. Maciej Kucharczyk z gazeta.pl. Nazwisko generała nieprzypadkowo wypłynęło cztery dni po publikacji Interii. Dziennikarze sugerują, że ten wyciek był w pełni kontrolowany, aby zaszkodzić różnym frakcjom w armii i polityce. Czy tak może być? Jest to prawdopodobne. Zwłaszcza, że obecnie jest dwóch równorzędnych generałów - Mika, który dowodził oddziałami atakującymi Polskę i Andrzejczak. Pierwszy ma dobre relacje z min. Błaszczakiem, a drugi z prezydenckim Biurem Bezpieczeństwa Narodowego. W dodatku obaj mają różne wizje rozwoju Sił Zbrojnych. Warto więc przyglądać się zbliżającym się przetasowaniom personalnym i awansom.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wojsko Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy