Tomahawki - to nimi USA i Wielka Brytania zaatakowały Huti w Jemenie
Sytuacja na Morzu Czerwonym z dnia na dzień stawała się coraz bardziej napięta, a USA wielokrotnie ostrzegały Jemen, że zmuszone będą do drastycznych działań, jeśli ataki dronowe i rakietowe na komercyjne statki nie ustaną. I stało się.
Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zdecydowały się na przeprowadzenie ataku na cele w Jemenie związane z Huti, czyli lokalnym ruchem o charakterze polityczno-militarnym. Wcześniej przez kilka tygodni ostrzegały o takiej możliwości, apelując do tej wspieranej przez Iran grupy bojowników o zaprzestanie ataków dronowych i rakietowych na międzynarodowe statki komercyjne na Morzu Czerwonym, a także prób uderzenia w Izrael i wspierania Hamasu. Zamiast tego Huti wybrali drogę wojenną, chociaż nie mają najmniejszych szans w starciu z potęgą militarną połączonych sił zachodnich.
Jednocześnie amerykański prezydent zapowiedział, że "nie zawaha się zastosować dalszych środków w celu ochrony naszych obywateli i swobodnego przepływu handlu międzynarodowego, jeśli będzie to konieczne". A wystarczy tylko wspomnieć, że w okolicach Jemenu stacjonuje od pewnego czasu amerykański lotniskowiec USS Dwight D. Eisenhower (CVN-69) ze swoją grupą uderzeniową, w skład której wchodzą m.in. krążownik rakietowy i niszczyciel, a oprócz nich na wodach Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej znajduje się co najmniej 5 innych okrętów wojennych koalicji.