"Ślązak". Okręt przekazany po 18 latach budowy

"Ślązak" wracający z prób morskich do Stoczni Wojennej / Wojciech Stróżyk /Reporter
Reklama

Po 18 latach budowy patrolowiec „Ślązak” został przekazany Marynarce Wojennej RP. Okręt, który w pierwotnym założeniu miał być korwetą, skończył jako patrolowiec. Niektórzy bardziej złośliwi mówią, że to największa kanonierka na świecie.

Przekazanie okrętu miało odbyć się po cichu. Bez mediów. Bez blasku fleszy. Bez oficjeli. Bardzo długo nikt oficjalnie nie chciał potwierdzić, że przekazanie faktycznie nastąpi. Wszyscy zaangażowani w budowę nabrali wody w usta. Nie ma się czemu dziwić. Wciąż przerywana budowa, długie przestoje, zmiany koncepcji i ostateczna konfiguracja okrętu, nie przynosi chluby ani politykom, ani urzędnikom Ministerstwa Obrony Narodowej, ani stoczni, a przede wszystkim samej Marynarce Wojennej RP. Dziś, 8 listopada o godzinie 11., nastąpiło przekazanie okrętu marynarzom.

Kiedy listopadzie 2001 roku podpisywano kontrakt na budowę na jeden okręt z opcją na kolejny, potem rozrośnięty do siedmiu korwet, mówiono, że jest to największe seryjne zamówienie na nowe okręty dla Polskiej Marynarki Wojennej od lat. Planowano, że pierwsza jednostka będzie ukończona w ciągu niecałych 4 lat, do końca czerwca 2005 roku. Podczas uroczystości położenia stępki nieoficjalnie mówiło się, że koszt budowy jednego okrętu wyniesie od 250 do 300 milionów złotych.

Reklama

Już kilka lat później było wiadomo, że wszelkie ówczesne szacunki można włożyć między bajki. Tylko w latach 2001-2006 na realizację programu przeznaczono 497 milionów złotych. Kolejne setki milionów były przelewane na konto stoczni w następnych latach. Mimo wzrostu nakładów projekt nie tylko nie przyspieszał, coraz bardziej się kurczył. Z początkowych siedmiu korwet, najpierw ograniczono go do pięciu, aż w końcu pozostał samotny "Gawron", vel "Ślązak", który został zdegradowany z korwety na patrolowiec o symbolicznym wręcz uzbrojeniu.

Kolejne polskie rządy chwaliły się, że rodzimy przemysł samodzielnie buduje korwetę. Pojawiały się dalsze propozycje, plany i założenia. Zgodnie z założeniami "Programu rozwoju Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007 - 2012" i "Programu rozwoju Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2009 - 2018" Polska Marynarka Wojenna miała otrzymać priorytet rozwoju. W obu programach zakładano, że korweta zostanie oddana do służby w 2015 roku.

Priorytet w rozbudowie Marynarki Wojennej pozostał jedynie na papierze. Ruszyła wyłącznie budowa niszczycieli min typu "Kormoran II" i bardzo ograniczona modernizacja najstarszych jednostek.

Zawieszany i wznawiany

Tuż po wejściu w życie obu planów odbyło się pierwsze techniczne wodowanie okrętu, który był już wyposażony we wszystkie największe urządzenia wewnętrzne. Następnie planowano instalować pozostałe mechanizmy. Niestety, nie doszło do tego, ponieważ minister Bogdan Klich ponownie zawiesił program.

Ponownie rozpoczęły się fazy analiz i zmiennych koncepcji wykorzystania gotowego kadłuba. Co ciekawe oficerowie Marynarki Wojennej nie byli specjalnie zainteresowani pracami utworzonego zespołu. O ile oficerowie sztabowi wywodzący się z Wojsk Lądowych nie mieli problemu w pracach nad okrętem, tak marynarzy często trzeba było ponaglać. Ostatnio głośno o tym, o czym mówiło się dotychczas w kuluarach, napisał kmdr Rajmund Kałaczyński.

Eksperci i wojskowi rozważali trzy opcje. "Pierwszym wariantem była kontynuacja budowy korwety z koniecznym finansowaniem, nawet w granicach miliarda złotych. Drugi wariant zakładał rezygnację z projektu i oddanie okrętu na złom, gdyż nie było zainteresowania odkupieniem kadłuba. Trzeci zaś przewidywał wykorzystanie już zbudowanej platformy i przerobienie na okręt patrolowy" - wyjaśniał wówczas rzecznik MON Jacek Sońta. Ani żołnierze, ani politycy nie mieli zbyt wielkiej woli, aby kończyć okręt w pierwotnej konfiguracji. Głównie ze względów finansowych. W ten sposób umarła korweta "Gawron", a narodziła się wydmuszka - patrolowiec "Ślązak".



W ramach przebudowy zrezygnowano z planowanego wcześniej przeciwokrętowego i przeciwlotniczego uzbrojenia rakietowego, a także z systemów zwalczania okrętów podwodnych. Okręt miał otrzymać jedynie działo OTO-Melara kal. 76 mm, dwa rosyjskie działka przeciwlotnicze kalibru 30 mm AK-630M, które zostały zdemontowane z wycofanych okrętów typu Tarantul-I, cztery ręczne wyrzutnie rakiet krótkiego zasięgu i cztery karabiny maszynowe. Wkrótce zdecydowano, że AK-630M zostaną zastąpione przez dwa działka kal. 30 mm Marlin-WS.

Wówczas do akcji wkroczyła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Śledztwo rozpoczęto w 2010 roku pod zarzutem ewentualnych nieprawidłowości w zakresie udzielenia zamówienia na budowę korwety "Gawron". Śledczy byli zdania, że "stocznia nie spełniała określonych w specyfikacji wymogów, m.in. dotyczących posiadania stosownych zabezpieczeń odnośnie do informacji niejawnych. W dodatku nie znajdowała się w sytuacji finansowej, która nie zapewniała wykonanie zamówienia" (sic!).

Śledztwo umorzono 20 stycznia 2014 roku, nie znajdując dowodów na postawione zarzuty albo o nich nie wspominając. Nieoficjalnie, wśród ludzi związanych z wojskiem, mówi się, że prokuratorzy prowadzący sprawę trafili na ścianę milczenia. Po zamknięciu śledztwa rzecznik prokuratury wojskowej ppłk Stanisław Schewe tłumaczył: "Śledztwo zostało umorzone ze względu na to, że nastąpiło przedawnienie karalności czynu. Podpisanie umowy przez dowództwo Marynarki Wojennej miało miejsce w 2001 r., a ewentualny czyn karalny ma pięcioletni okres przedawnienia".

Nowy okręt

Po zmianie rządów, Antoni Macierewicz buńczucznie zapowiadał, że "wróci także modernizacja polskiej marynarki, i wrócą także niezbędne, nowoczesne skuteczne zmiany, które przyniosą chwałę polskiej marynarce i skuteczność działania." Były to jedynie puste słowa. Wówczas SMW pracowała na okręcie bez podpisanej umowy z MON.

W końcu porozumienie udało się podpisać, ale nie zmieniło to sytuacji okrętu. Stocznię Marynarki Wojennej przejęła PGZ, która w oświadczeniu wydanym po zakupie, poinformowała, że "zamierza konsolidować przemysł stoczniowy w ramach Grupy z uwagi na konieczność zabezpieczenia interesów bezpieczeństwa państwa, w tym przede wszystkim Marynarki Wojennej, związanych z realizacją programu 'Zwalczanie zagrożeń na morzu', zawartego w Planie Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP. Dodatkowym czynnikiem jest także wypełnienie jednego z punktów Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju dotyczącego odbudowy przemysłu stoczniowego w Polsce".

Po kolejnych miesiącach budowy i ostatecznego wyposażania jednostki, w listopadzie 2018 roku "Ślązak" wyszedł w morze na próby. Stocznia Wojenna nie potwierdzała tej informacji, jednak okręt w asyście holowników opuścił basem stoczniowy. W wysłanym Interia.pl komunikacie, biuro prasowe PGZ napisało: "Do końca marca br. zakończyły się wszystkie próby stoczniowe i morskie leżące w gestii stoczni. Następnie do października br. realizowane były próby z udziałem jednostek i sprzętu wojskowego. Usuwano również ujawnione podczas prób usterki . Wyniki wykonanych prób są pozytywne i potwierdzają osiągnięcie przez okręt kontraktowych parametrów i funkcjonalności wymaganych przez Marynarkę Wojenną. Tym samym zakończył się najbardziej istotny etap przekazywania okrętu, tj. próby zdawczo - odbiorcze".

Do dziś nie pojawiło się na stronach PGZ i Stoczni Wojennej oficjalne potwierdzenie przekazania okrętu Marynarce Wojennej, choć wiadomo, że 7 listopada odbyło się ostatnie bunkrowanie okrętu na terenie Stoczni Wojennej. Jedyną informację o tym opublikował Defence24, powołując się na jakieś nieznane nikomu szerzej oficjalne potwierdzenie. Na nasze pytania przedstawiciele Stoczni Wojennej nie odpowiedzieli.

Marynarka Wojenna otrzymała nowy okręt. Z jednej strony można się cieszyć - będzie nowa jednostka, choć już z naruszonymi przez ząb czasu mechanizmami. Z drugiej, zamiast korwety, Marynarka Wojenna otrzyma dość sporą kanonierkę, nazwaną patrolowcem, która podczas budowy została dociążona betonem, aby zrównoważyć braki masowe, które wynikły z rezygnacji uzbrojenia okrętu w systemy rakietowe.

Jeśli w przyszłości okręt będzie dozbrajany, trzeba będzie się w jakiś sposób pozbyć balastu. Co nie jest prostym zabiegiem. Jakby tego było mało niektóre mechanizmy straciły już gwarancję producenta, choć były praktycznie nieużywane.

Przed "Ślązakiem" postawiono zadania m.in. zwalczania celów nawodnych uzbrojeniem artyleryjskim średniego kalibru, wykrywania i zwalczania celów powietrznych uzbrojeniem artyleryjskim i rakietowym bliskiego zasięgu, zwalczania mniejszych jednostek i zagrożeń asymetrycznych i patrolowania i ochrony torów podejściowych, a także morskich linii komunikacyjnych.

Jednak ze świecą szukać na świecie okrętu patrolowego, którego podstawowym zadaniem jest zwalczanie celów nawodnych uzbrojeniem artyleryjskim. Ba! Ciekawe, jakie to cele mogłyby być na Bałtyku? Łodzie rybackie przewożące kontrabandę? Czy piraci, którzy przenieśliby się z Rogu Afryki nad helskie plaże? Na szczęście pozostaje jeszcze możliwość modernizacji okrętu i uzbrojenia go w rakietowe systemy przeciwlotnicze. Pytanie tylko, czy politycy i sami marynarze się na to zdecydują. Na razie Marynarka Wojenna RP otrzymała kosztowną wydmuszkę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy