Raport NATO. Polska zaliczyła największy spadek

Wojska Lądowe od lat czekają na następcę BWP-1 /chor. Rafał Mniedło /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Oficjalnie Polska wydaje 2 procent PKB na obronność. Raport NATO nie pozostawia jednak złudzeń – wcale tak dobrze nie jest. Polska wydaje pieniądze, ale nie na modernizację.

Przed rozpoczynającym się dziś szczytem NATO, Sojusz opublikował raport na temat obecnych i planowanych wydatków na obronę. Taki raport powstaje każdego roku, aby ocenić stan modernizacji i gotowości armii państw członkowskich. Oficjalnie Polska deklaruje, że wydaje 2 proc. PKB. Z danych NATO wynika jednak, że Polska wyda w tym roku najmniej od czterech lat. W 2017 roku na armię wydano 1,99 proc., a w tym roku szacunkowo będzie to 1,98 proc.

Jednak nie to stanowi największy problem. Takie wahania zdarzają się w każdym państwie członkowskim. Problemem jest znaczny spadek udziałów na modernizację sprzętu. W 2014 roku na wymianę sprzętu na nowoczesny wydawano 34 proc. środków z budżetu MON, w tym roku ma być to zaledwie 23,95 proc. Jest to największy spadek pośród wszystkich państw członkowskich. Oznacza to, że wbrew deklaracjom obecny MON nie modernizuje i nie wzmacnia potencjału obronnego, a wykonuje od ponad dwóch lat jedynie ruchy pozorne.

Reklama

Ruchy pozorne

W kampanii wyborczej PiS podkreślał swoje szczególne zainteresowanie obronnością, zapowiadając zwiększenie potencjału obronnego Polski, bo jak powiedział Antoni Macierewicz: "Cały obraz tego co zrobiono z wojskiem polskim jest tragiczny".

Robiąc podsumowanie dwóch lat Antoniego Macierewicza na stanowisku szefa MON, Bartosz Kownacki mówił, że podpisano aż 250 umów na łączną sumę 20 mld złotych. Niestety większość z nich to niewielkie, znacznie rozłożone w czasie, kontrakty, które nie wpłynęły znacząco na obronność. Prawie wszystkie wielkie programy modernizacyjne nadal leżą odłogiem.

Tuż po objęciu stanowiska Macierewicz skrytykował dwa najważniejsze programy ówczesnego Planu Modernizacji Technicznej - zakup śmigłowców wielozadaniowych, który wkrótce został anulowany i zakup systemu przeciwlotniczego średniego zasięgu, kryptonim "Wisła".

Epopeja dotycząca śmigłowców ciągnie się już ponad dwa lata. Dotychczas MON przedstawiał kilkanaście rozwiązań, z których żadne nie doszło do skutku. Dziś wiadomo, że śmigłowców nie będzie nawet do końca tego roku. A być może i do końca 2019. I choć rozmowy z oferentami trwają, to co chwilę procedury są rozpoczynane od nowa.

O czym zapominamy?

System przeciwlotniczy "Wisła" udało się ostatecznie zamówić. Zakup systemów obrony przeciwlotniczej programu "Wisła" to najdroższy i najbardziej zaawansowany technologicznie kontrakt zbrojeniowy w historii Sił Zbrojnych RP. Droższy od zakupu 48 samolotów wielozadaniowych F-16 Jastrząb. Całość programu miała swój początek 29 września 2014 roku, kiedy po kilku latach prac analitycznych, ówczesny minister Obrony Narodowej, Tomasz Siemoniak podpisał wniosek na pozyskanie systemu "Wisła". Po niewielkiej zadyszce, jaką program złapał pod koniec 2016 roku, udało się sfinalizować umowę o wartości około 16,15 miliarda złotych. Jednak Polska kupi na razie dwie baterie, co wystarczy do obrony... dwóch miast.

Ministerstwo chwali się utworzeniem Wojsk Obrony Terytorialnej, jako wydatnego wzmocnienia potencjału obronnego Polski. Nie jest to do końca prawda. Wojsk Obrony Terytorialnej nigdy nie zlikwidowano. Istnieją one od lat, choć nie prowadziły ćwiczeń pomiędzy zniesieniem poboru w 2009 roku, a rokiem 2015, kiedy włączono je do ćwiczeń ministerialnym rozporządzeniem.

Na razie jednak nowy rodzaj sił zbrojnych jest w powijakach i pierwsze jednostki gotowość operacyjną osiągną dopiero za dwa lata. Dopiero wówczas będzie można ocenić, jak projekt się sprawdził. Póki co można powiedzieć jedno: WOT osiągnął sukces medialny, będąc flagowym projektem Macierewicza. Obecny minister, Mariusz Błaszczak, nie darzy WOT taką estymą, jak jego poprzednik i nie wiadomo jaka przyszłość czeka najnowszy rodzaj Sił Zbrojnych.

Inne zakupy albo są kontynuacją programów rozpoczętych przez poprzednie rządy, albo pozostają jedynie na papierze i po czasie są odsuwane w bliżej nieokreśloną przyszłość, lub zwyczajnie kasowane. Taki los spotkał programy: "Orka", "Miecznik", "Czapla", "Kruk". Nikt nawet nie wspomina o "Borsuku", który ma zastąpić prawie pięćdziesięcioletnie BWP-1. Podobnie o następcy starych T-72, BRDM, Mi-14, Mi-2, czy nie posiadających już żadnych zdolności bojowych na współczesnym polu walki, Su-22.

Wykorzystanie budżetu

Izrael, który jest państwem frontowym i właściwie cały czas toczone są na jego granicach lub tuż za nimi, mniejsze lub większe walki, wydał na obronę w 2015 roku 16,1 miliarda dolarów. W tym samym roku Polska na bezpieczeństwo kraju przeznaczyła 10,5 miliarda dolarów. Kiedy porównamy stan i poziom zaawansowania technicznego obu armii, Polska zostaje daleko w tyle. Nieproporcjonalnie daleko w porównaniu do różnic w nakładach na obronność.

Przy tym budżecie Izrael rozważa zakup kolejnych myśliwców F-15I. Wprowadza drugą eskadrę samolotów piątej generacji F-35I, modernizuje czołgi Merkava i transportery opancerzone Nagmachon, oraz wprowadza nowe wersje Merkav i transporter Namer.

Tymczasem w Polsce modernizuje się kupione od Niemców Leopardy 2A4 i... kontynuuje wszelkie możliwe przetargi bez wizji ich zakończenia, a z nadwyżek niewykorzystanego budżetu na modernizację rząd interwencyjnie skupuje węgiel lub wypłaca zaliczki na przyszłe zamówienia. I nie jest to jedynie domena PiS.

W latach 2008 - 2013 realny udział wydatków na obronę w był zdecydowanie niższy, niż w latach 2002 - 2007. Największe zakupy i wzmocnienie potencjału obronnego Polska miała za czasów rządów SLD. Odkąd do władzy doszły partie liberalne i konserwatywno-socjalne, wydatki na modernizację systematycznie spadają mimo zwiększenia budżetu MON.

Mityczne 2 procent

W Polsce wydatki na obronność reguluje ustawa z 2001 roku. Początkowo wynosiły one 1,95 proc PKB. Nowelizacja z 2015 roku podniosła ten poziom do 2 procent. W zeszłym roku rząd zdecydował, że wydatki na obronność mają stopniowo rosnąć, by osiągnąć 2,5 procenta w roku 2030.

Dziś w NATO 2 procent wydatków na armię przeznaczają jedynie Stany Zjednoczone, które w tym roku mają wydać 3,5 proc. PKB. Na drugim miejscu ma być Grecja z wydatkami na poziomie 2,27 proc., następnie Estonia - 2,14 proc., Wielka Brytania - 2,1 proc. i Łotwa 2 proc. Za nimi plasuje się Polska, Litwa i Rumunia, która w ostatnich latach znacznie przyspieszyła modernizację armii, wprowadzając do służby nowe okręty, śmigłowce i systemy OPL.

W raporcie, analitycy NATO podkreślają, że obliczenia mogą się różnić od podanych przez państwa członkowskie ze względu na odmienność źródeł, z których korzysta Sojusz.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: militaria
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy