Podoficerskie Termopile

Na wrześniowych egzaminach eksternistycznych do korpusu podoficerskiego, przez żołnierzy nazwanych Termopilami, "poległo" trzystu kandydatów na kaprali.

W heroicznym boju pod Termopilami chwalebną śmierć poniosło trzystu Spartan, walczących pod wodzą króla Leonidasa przeciwko tysiącom Persów. W Poznaniu w eksternistycznej batalii o awans na pierwszy stopień podoficerski poległo trzystu szeregowych. Poza liczbą ofiar oddalone od siebie o 2491 lat zdarzenia mają również inne wspólne wątki.

Miała być selekcja, a nie pogrom

W obu przypadkach poświęcenie nie okazało się daremne: Grecy, dzięki termopilskiej ofierze, odnieśli wkrótce zwycięstwo pod Salaminą, które położyło kres perskiej ekspansji. Do podoficerskiej Salaminy wprawdzie jeszcze daleko, jednak dzięki wrześniowej porażce uwidoczniły się niedoskonałości w szkolnictwie podoficerskim. W burzliwej i twórczej atmosferze dyskutowali nad nimi w Toruniu pomocnicy dowódców do spraw podoficerów z jednostek Wojsk Lądowych.

Na podoficerskim forum internetowym wylano sporo goryczy. Starszy chorąży sztabowy Szczepan Pietraszek z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich był zdania, że winnych nie należy szukać poza korpusem: - Oficerowie nie ingerowali w to, co podoficerowie zrobili przyszłym podoficerom. Przegrana jest szkoła, i przegrani jesteśmy my.

Reklama

Trudno się dziwić emocjom podhalańczyka, skoro z jego brygady wyjechało na egzaminy do Poznania 127 szeregowych, przeważnie z sześcio-, siedmioletnim stażem. Po powrocie czekałoby na nich sto wolnych stanowisk podoficerskich - dowódców wozów bojowych i sekcji strzelców wyborowych. Wprawdzie nie zakładano stuprocentowego sukcesu i, podobnie jak w innych jednostkach, spodziewano się nawet znacznej selekcji kandydatów, ale nie pogromu.

"Facet sztuka" z dyplomem zamiast fachowca

Na spotkaniu dostało się również "drugiej stronie medalu". Stamtąd bowiem, gdzie zabrakło działonowych-operatorów, a część z szeregowych na tych stanowiskach nie spełniała kryteriów awansu (brak średniego wykształcenia), wysłano do Poznania żołnierzy innych specjalności.

Ale czy ktoś pomyślał, czym jest wysyłanie spawacza lub kucharza na egzaminy dla dowódców sekcji strzelców wyborowych czy działonowych-operatorów? Przecież profesjonalizacja polega na tym, by stanowiska obejmowali fachowcy, przygotowani i odpowiedzialni ludzie. Dobrze się stało, że nie dopuściliśmy do ich awansu.

Brak wykształcenia średniego u części żołnierzy służących na stanowiskach działonowych-operatorów autorzy pomysłu egzaminu eksternistycznego przegapili w wyniku zupełnie zbędnego pośpiechu organizacyjnego. Gdy omawiano tę sprawę, na sali zawrzało: - Najlepiej byłoby tych z brakami w wykształceniu wysłać do szkoły średniej.

- A co w tym czasie zrobić ze stanowiskiem? Obsadzić kimkolwiek, byle z cenzusem? Po raz kolejny zmarnować ludzki potencjał w imię sztywnych przepisów kadrowych?.

- Znacznie korzystniej byłoby wyznaczyć okres przejściowy, nawet dwuletni, niż wymieniać dobrego żołnierza, fachowca z przetarciem bojowym na "faceta sztukę" z dyplomem technikum czy liceum.

Spór o treść

Przedstawicielom Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych uczestnicy spotkania zarzucili umieszczenie w testach absurdalnych pytań. Według nich długość łuski pocisku karabinowego obchodzić powinna jedynie producenta, sprawy konserwacji dwupłaszczowego kotła kuchni polowej zaś ekspertów z logistyki. Podoficer, jeśli się już zaplącze między gary i weźmie na siebie odpowiedzialność za przekazywanie ich do konserwacji, powinien jedynie wiedzieć, w jakiej instrukcji znajdzie informacje na ten temat.

Starszy chorąży Sebastian Giedziun, kierownik sekcji szkolenia, przyjął nie wszystkich przekonującą, ale formalnie trudną do podważenia linię obrony. Na jej poparcie wskazał obowiązujący program szkolenia. Gdy się przejrzy ten dokument, można dojść do wniosku, że tworzenie zbiorowego dzieła polegało na dopisywaniu przez poszczególne służby własnego, często niespójnego z całością fragmentu.

Z 300 żołnierzy zdało 6

Racje obu stron starał się wyważyć starszy chorąży sztabowy Andrzej Wojtusik, pomocnik do spraw podoficerów dowódcy Wojsk Lądowych: - Spośród 300 żołnierzy, którzy przyjechali na egzaminy, jedynie jedna trzecia spełniała warunki pozwalające im do nich przystąpić. Zdało sześciu. Przeanalizowałem wszystkie 170 pytań. Czterdzieści z nich, moim zdaniem, nie pasowało do poziomu egzaminu. Teraz nie chodzi o dzielenie włosa na czworo, tylko o wyciągnięcie wniosków - mówi chorąży sztabowy.

Pozytywnym efektem egzaminacyjnej klęski powinno być zmodernizowanie programu szkoły podoficerskiej, niemającego żadnego przełożenia na wojskową rzeczywistość. - Przy okazji wyszło również coś pozytywnego - przyznał Wojtusik. - Nie wolno nam tej wiedzy zmarnować.

Nie na skróty

W szkole podoficerskiej należy zmienić program szkolenia, ale czy również skrócić czas nauki? Obecnie, gdy rośnie zapotrzebowanie na kaprali, możliwość pójścia na skróty jest kusząca. Starszy chorąży sztabowy Paweł Urbański, zastępca komendanta SPWL w Poznaniu, przygotował nawet symulację ewentualnych "elementów oszczędnościowych". Zastrzegł jednak: - W żadnym wypadku nie mogą one obniżyć poziomu kształcenia.

Oszczędności można uzyskać dzięki skróceniu choćby czasu szkolenia specjalistycznego. Czego bowiem ma się dowiedzieć w centrum operator-działonowy, żołnierz z pięcioletnim stażem, który po awansie wróci do tego samego wozu bojowego? Według podoficerów z jednostek bojowych - to raczej od niego, szczególnie gdy ma za sobą kilka misji, instruktorzy w centrum dużo mogą się nauczyć. Wiele godzin da się również zaoszczędzić na szkoleniu ogólnym, jeśli pominie się zbędne, niczemu niesłużące tematy, inne zaś przeniesie do programu zagadnień wymagających samokształcenia. Takich możliwości jest sporo, a w szkole nikt nie ukrywa, że zmiany treści są konieczne. Nie oznacza to jednak, że czas nauki zostanie skrócony. Należy go jedynie lepiej wykorzystać.

"To nie może być szeregowy"

Według uczestników spotkania nie czas nauki i nie moce przerobowe szkoły podoficerskiej powinny być punktem wyjścia do zmian w programach i czasie kształcenia: "Jeśli chcemy dokonywać modyfikacji, najpierw musimy określić standardy. Czy mamy te standardy?", pytali. Z pewnością nie stanowi ich - chociaż taka opinia padła z sali - sam zbiór norm szkoleniowych.

Czego oczekujemy od przyszłego kaprala? W tej kwestii starły się dość ostro dwa poglądy: jedni obstawali, że wystarczy awansować szeregowego na dowódcę pojazdu, a tym samym zastępcę dowódcy drużyny: "Do tego potrzeba nam kaprala specjalisty, który sprawdzi się w walce jako dowódca załogi". Drudzy oponowali: "Wpuszczamy do korpusu podoficerskiego nowego człowieka, który powinien nas godnie reprezentować pod wieloma względami, choćby zasad moralnych i kultury. Przecież ten żołnierz będzie się dalej rozwijał, kiedyś awansuje na pomocnika dowódcy plutonu, zostanie doradcą młodego oficera. To nie może być szeregowy w razie potrzeby awansowany na kaprala".

Nie wyślemy wszystkich do Afganistanu

Nie było różnic co do opinii, że szeregowy musi na taki awans zasłużyć. Tylko gdzie i jak? Na polu walki? Nie wyślemy przecież wszystkich do Afganistanu. A również wśród tych, którzy tam służyli czy służą, część nie powąchała prochu. Uczestnictwo w misji nie może więc stanowić podstawowego kryterium.

Mankamentem jest dziś brak systemu naboru do szkoły podoficerskiej. Weryfikacja kandydatów pozostawia wiele do życzenia.

Bywa ponadto, że w sprawie przyjęcia konkretnych osób w poczet kadetów wywierane są naciski zarówno na szkołę, jak i na pomocników dowódców do spraw podoficerów w jednostkach, którzy opiniują skierowania. Jeden z pomocników mówi: "Moje negatywne zaopiniowanie szeregowego jest motywowane starannie i wnikliwie, bo znam człowieka. Doskonale widzę, że kiepski będzie z niego kapral, a dyrektor departamentu kadr opiniuje tę samą osobę pozytywnie. I zgadnijcie, czyje zostaje na wierzchu?".

Wtórował mu kolega: "Nie mamy wpływu na dobór najlepszych z najlepszych - ani my w jednostkach, ani szkoła podoficerska. Część dowódców różnych szczebli również nie liczy się z naszymi opiniami. Prawda wygląda tak, że jeśli żołnierz ma "pchnięcie", to idzie. A lepsi od niego na to patrzą i swoje myślą".

Formacja A i formacja B oraz wielkie różnice między nimi

Sensownym rozwiązaniem - zdaniem chorążych - byłoby wprowadzenie dla kandydatów do szkoły podoficerskiej egzaminów wstępnych. Wtedy o miejsce będzie się ubiegał odpowiedni żołnierz, z odpowiedniego stanowiska, odpowiednio zmotywowany.

Gdyby do tego szeregowy miał w jednostce wojskowej, a jeszcze lepiej - w internecie, dostęp do programu szkoły podoficerskiej, wiedziałby również, jak i do czego ma się przygotować.

Przygotowanie jest konieczne, bo kłopoty zaczynają się na etapie szkolenia, gdy doskonale wyszkoleni i doświadczeni w boju żołnierze z renomowanych, misyjnych jednostek stają w jednym szeregu z reprezentantami wojskowego zaplecza. W czasie zajęć łatwo dostrzec, jak głęboka dzieli ich przepaść, stąd padł niepozbawiony sensu, choć kontrowersyjny pomysł, by w celu "rozładowania korków" szkolenie przygotowujące do awansu na kaprala prowadzić w jednostkach. Wówczas komisja ze szkoły odbierałaby jedynie egzaminy. Odbywałoby się to tak jak na kursach na prawo jazdy.

Oponenci byli zdania, że w ten sposób Wojska Lądowe podzieliłyby się na formację A i formację B, i tych różnic nikt by już nie zniwelował mimo identycznych egzaminów.

Droga do Salaminy

Starszy chorąży sztabowy Andrzej Wojtusik bił się w piersi, bo być może nie wyczerpał wszystkich możliwości zapobieżenia porażce egzaminacyjnej. Uważa on, że w tym wypadku nie zaistniała sytuacja tak nadzwyczajna, by wykorzystywać artykuł 29 wojskowej ustawy pragmatycznej, dopuszczający zdanie egzaminu na podoficera z pominięciem półrocznego kształcenia w szkole podoficerskiej:

"Nie było palącej potrzeby wyprodukowania niemal z dnia na dzień ponad pół tysiąca podoficerów. Przepis ten powstał na wyjątkową sytuację, w której przykładowo należy błyskawicznie awansować na kaprali i wysłać na misję bojową dwóch czy trzech ratowników medycznych".

Wkrótce po jednodniowym spotkaniu elity podoficerskiej Wojsk Lądowych egzaminy, po wcześniejszym kursie, zostały powtórzone. Ułożono nowe zestawy pytań. Ze spełniających wszystkie kryteria awansu 92 szeregowych 89 je zdało, a pozostałych około 600 uczestniczy w "normalnych" już kursach podoficerskich. Wszystko załatwione? Nie! Droga do Salaminy wydaje się jeszcze długa i najeżona przeszkodami. Podoficerowie w trakcie swych konferencji niejednokrotnie będą mieli do czego wracać.

Poprawkowy zdany

Wojskom Lądowym postawiono zadanie "wyprodukowania" i obsadzenia na stanowiskach do końca 2011 roku około 600 kaprali. W nowych strukturach pododdziałów ogólnowojskowych, w plutonach piechoty zmotoryzowanej, a następnie również w szturmowych Zarząd Organizacji i uzupełnień SGWP wprowadził dodatkowe stanowiska podoficerskie na stanowiskach dowódców załóg - działonowych-operatorów KTO Rosomak, BWP-1, dowódców sekcji strzelców wyborowych oraz starszych operatorów węzłów łączności RWŁ-C.

Gdy tak odwlekana decyzja już zapadła, nagle okazało się, że Wojskom Lądowym postawiono zadanie "wyprodukowania" i obsadzenia na stanowiskach do końca 2011 roku około 600 kaprali!

Szybko przywołano artykuł 29 pragmatyki, dopuszczający zdanie egzaminu na podoficera z pominięciem półrocznego kształcenia w szkole podoficerskiej. Po dziesięciodniowym kursie i dwóch miesiącach indywidualnego przygotowania odbyły się egzaminy. Z 300 starszych szeregowych przysłanych z jednostek zdało je tylko sześciu.

Szeregowi, podoficerowie i szkoła wyciągnęli z porażki wnioski. Po weryfikacji kandydatów 92 z nich wzięło udział w kolejnych kursach przygotowawczych prowadzonych w:

- SPWL w Poznaniu i 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich w Rzeszowie dla przyszłych dowódców załóg - działonowych-operatorów BWP-1;

- w 12 dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie dla dowódców załóg - działonowych-operatorów BWP-1 i dowódców załóg KTO Rosomak;

- w Centrum Szkolenia Artylerii i uzbrojenia w Toruniu dla dowódców sekcji strzelców wyborowych;

- w 100 Batalionie Łączności w Wałczu dla starszych operatorów RWŁ-C.

W efekcie 89 kandydatów na podoficerów zdało egzaminy, trzech z nich nie zostało zaś dopuszczonych do sesji, bo nie uzyskali pozytywnych wyników z testów ze sprawności fizycznej. Pozostali szeregowi spełniający kryteria do awansu uczestniczą w sześciomiesięcznym szkoleniu podoficerskim, z tego 317 w Poznaniu, a pozostałych 300 w centrach szkolenia we Wrocławiu i w Toruniu.

Piotr Bernabiuk

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy