ORP "Ślązak". "Miś na miarę naszych możliwości"

Podniesieniem bandery na niszczycielu min "Kormoran" Marynarka Wojenna długo się chwaliła. "Ślązaka" ukryła przed widzami /Reporter
Reklama

W 101. rocznicę podpisania przez Józefa Piłsudskiego dekretu o utworzeniu Marynarki Polskiej, pierwszy raz podniesiono banderę na byłej korwecie, a obecnie ubogim patrolowcu, ORP "Ślązak". Obyło się bez pompy, choć zwykle takie uroczystości mają wyjątkową oprawę. Wydaje się, że postąpiono słusznie, bo "im ciszej nad tą trumną, tym wstyd mniejszy".

Przekazanie przez stocznię okrętu Marynarce Wojennej RP odbyło się po cichu 8 listopada 2019 roku. Bez mediów. Bez blasku fleszy. Bardzo długo nikt oficjalnie nie chciał potwierdzić, że przekazanie faktycznie nastąpi. Wszyscy zaangażowani w budowę nabrali wody w usta. Nie ma się czemu dziwić. Wciąż przerywana budowa, długie przestoje, zmiany koncepcji i ostateczna konfiguracja okrętu, nie przynoszą chluby ani politykom, ani urzędnikom Ministerstwa Obrony Narodowej, ani stoczni, a przede wszystkim samej Marynarce Wojennej RP.

Gdy przyszedł czas na uroczystość pierwszego podniesienia bandery również zachowano zaskakującą powściągliwość. Nie rozsyłano na prawo i lewo zaproszeń i akredytacji, a samo zachowanie Marynarki Wojennej było dość zaskakujące. Najpierw pojawił się komunikat Muzeum Marynarki Wojennej, w którym informowało, że "ze względu na niezbędne prace techniczne okręt-muzeum ORP "Błyskawica" w dniach 26-30 listopada [będzie] zamknięty dla zwiedzających".

Reklama

Pracami technicznymi okazało się przeholowanie zabytkowego okrętu z prestiżowego Basenu Prezydenta do, leżącego całkowicie na uboczu, Basenu IX, gdzie miał stanowić oprawę dla uroczystość podniesienia bandery na "Ślązaku". Położenie Basenu IX spowodowało, że wydarzenie mogło być bardziej kameralne, a wszyscy chętni pasjonaci i podatnicy mogli oglądać je jedynie z mola pilotowego leżącego obok Kapitanatu Portu.

W lakonicznym komunikacie, wydanym przez Marynarkę Wojenną przed uroczystością, można było przeczytać, że "Uroczystość swą obecnością zaszczycą parlamentarzyści, władze regionu, władze wojskowe i przedstawiciele przemysłu stoczniowego. W pierwszym podniesieniu bandery weźmie także udział matka chrzestna ORP Ślązak Maria Waga, wdowa po dowódcy Marynarki Wojennej RP w latach 1989 - 1996, admirale Romualdzie Wadze".

Podobnie, jak przy innych marynarskich wydarzeniach, nie pojawiła się wierchuszka polskich władz. Co tylko dowodzi, jak nisko jest ceniony przez cywilne władze ten rodzaj Sił Zbrojnych. Uroczystość zaszczycił swoją obecnością jedynie minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.

Miś na miarę

Czy taka otoczka była spowodowana niezwykłością nowej jednostki? Na pewno. Choć nie o taką niezwykłość nam chodzi. Na próżno szukać w niej nowoczesnego, potężnego uzbrojenia rakietowego. Z tego zrezygnowano, gdy za czasów rządu PO-PSL zmieniono przeznaczenie okrętu. Z korwety został zdegradowany do bliżej nieokreślonego patrolowca i rozpoczęto prace w kierunku budowy pełnomorskiej jednostki patrolowej.

W ramach przebudowy zrezygnowano z planowanego wcześniej przeciwokrętowego i przeciwlotniczego uzbrojenia rakietowego, a także z systemów zwalczania okrętów podwodnych. Okręt miał otrzymać jedynie działo OTO-Melara kal. 76 mm, dwa rosyjskie działka przeciwlotnicze kalibru 30 mm AK-630M, które zostały zdemontowane z wycofanych okrętów typu Tarantul-I, cztery ręczne wyrzutnie rakiet krótkiego zasięgu i cztery karabiny maszynowe. Wkrótce zdecydowano, że AK-630M zostaną zastąpione przez dwa działka kal. 30 mm Marlin-WS.

W komunikacje wydanym przez 3 Flotyllę Okrętów można przeczytać, że "Przeznaczeniem okrętu jest zwalczanie celów nawodnych, powietrznych i zagrożeń asymetrycznych, a także patrolowanie i ochrona torów podejściowych oraz morskich linii komunikacyjnych, eskorta i ochrona jednostek komercyjnych. Jednostka jest także przystosowana do kontroli morskich szlaków jako element sił wielonarodowych, zwalczania piractwa i terroryzmu morskiego, współpracy z siłami specjalnymi w zakresie zabezpieczenia ich działań oraz udziału w akcjach humanitarnych i ekologicznych".


Przyjrzyjmy się bliżej możliwościom uzbrojenia "Ślązaka". Głównym uzbrojeniem okrętu jest armata OTO Melara Super Rapid, która w zależności od wersji może wystrzeliwać na odległość do 40 km 120 kierowanych pocisków Vulcano kalibru 76 mm na minutę. Jeśli chodzi o pociski PFF, służące do zwalczania rakiet przeciwokrętowych, to maksymalny zasięg wynosi do 16 km, a skuteczny około 8-10. Pociski przeciwlotnicze DART mają skuteczny zasięg 5 kilometrów. Cóż jednak z tego, jeśli polska jednostka nie posiada armaty dostosowanej do strzelania taką amunicją? Podobny zasięg ma ręczny przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy "Grom". Poniżej tej odległości pozostaje jedynie 30 mm działo OTO Melara Marlin-WS, które przez ograniczoną szybkostrzelność i optykę jedynie w Stanowisku Kierowania Ogniem, nie można nawet nazwać systemem ostatniej szansy.

Czy tymi systemami można zwalczać cele powietrzne? Owszem, ale będzie to jedynie obrona, gdyż najpopularniejsze rakiety przeciwokrętowe potencjalnego przeciwnika mają zasięg do 260 km, a samodzielnie mogą wyszukiwać cele z odległości 50 km. Nosiciel takiego pocisku może więc bezkarnie podlecieć na minimalną odległość oddania strzału. Podobnie ma się sprawa z celami nawodnymi.

Jednak ze świecą szukać na świecie okrętu patrolowego, którego podstawowym zadaniem jest zwalczanie celów nawodnych uzbrojeniem artyleryjskim. Ba! Ciekawe, jakie to cele mogłyby być na Bałtyku? Łodzie rybackie przewożące kontrabandę? Czy piraci, którzy przenieśliby się z Rogu Afryki nad helskie plaże? A może Szwedzi, o których swego czasu pisał "Nasz Dziennik" i Beata Mazurek, że tłumnie "uciekają ze swojego kraju, aby w Polsce znaleźć spokój i normalność"? Piratów i Szwedów nie widać. Po cóż więc ten okręt?

Etaty i bandera

"Ślązak" jest potrzebny przede wszystkim do szkolenia i utrzymania etatów. Według "Koncepcji rozwoju Marynarki Wojennej do 2030 roku", do 2022 roku miało zniknąć z niej większość jednostek uderzeniowych. Planowano, że w 2015 roku bandera zostanie opuszczona na fregacie "Gen. Tadeusz Kościuszko". Dwa lata później flotę miał opuścić też "Kaszub". Planowano, że dzięki ograniczonej modernizacji fregata ORP "Gen. Kazimierz Pułaski" będzie mogła służyć do 2025 roku. Na razie wszystkie te okręty nadal znajdują się w linii, a ich następców nie widać. Miały pojawić się australijskie "Adelaide". Miał być pierwszy znaczący sukces PiS w kwestiach obrony polskiego morza. Było jak zawsze - premier Morawiecki zablokował zakup okrętów.

Obie fregaty typu OHP i korweta Zwalczania Okrętów Podwodnych "Kaszub" niedługo będą musiały opuścić banderę. Wycofywane okręty miały zostać zastąpione przez nowe. Kolejne rządy obiecywały, planowały i mydliły oczy. I powstał jedynie "Ślązak". Taki stan Marynarki Wojennej to nie tylko wina ostatnich lat i niespełnionych obietnic ministrów Macierewicza i Błaszczaka. To wina 12 rządów, dziesięciu premierów i dziewięciu ministrów Obrony Narodowej, a także niezliczonego grona oficerów, którzy nie byli specjalnie zainteresowani pracami nad nowymi jednostkami. O czym ostatnio głośno napisał kmdr Rajmund Kałaczyński.

Skutkiem takiego postępowania polityków i wojskowych jest "Ślązak", zdeklasowana korweta i niepełnowartościowy patrolowiec, który obecnie będzie się nadawał jedynie do reprezentowania bandery i podtrzymywania podstawowych umiejętności przez marynarzy.

Plusy

Czy okręt jest tragiczny? Stanowczo nie. Wywodzi się ze znakomitego niemieckiego projektu. Okręt skonstruowano na podstawie założeń MEKO, czyli "Mehrzweck-Kombination"(z niem.: uniwersalne połączenie). Okręty lub licencję na ich budowę zakupiły dotychczas Niemcy i 11 innych państw, w tym Polska. Od 2001 roku, kiedy rozpoczęto budowę "Ślązaka" tylko niemiecka Marine otrzymała już pięć korwet typu "Braunschweig", których budowę rozpoczęto w 2004 roku. Kolejna jest już zwodowana, cztery następne albo rozpoczęto budować, albo stocznie przygotowują się do budowy.

Dodatkowo wybudowano trzy znacznie większe okręty typu 124, a kolejny jest planowany. Jednostki typu 125 też już są na ukończeniu. Pierwsza weszła do służby w czerwcu 2019 roku, kolejna ma podnieść banderę do końca tego roku, a dwie kolejne w 2021. Wszystkie one są oparte na założeniach MEKO.

Są to jednostki o dużej dzielności morskiej, niskiej charakterystyce echa radarowego i znaczniej prędkości. Poprzez wymóg prędkości powyżej 30 węzłów nieco został skomplikowany na "Ślązaku" system napędowy. Składają się na niego dwa silniki wysokoprężne marszowe MTU o mocy 4406 KM każdy oraz turbina gazowa GE/Avio LM 2500 o mocy 29920 KM do marszu z dużymi prędkościami. Ogromną zaletą okrętu jest jego zwrotność, którą już nieraz mógł zaprezentować podczas prób morskich. Osiągnięto ją m.in. dzięki dziobowemu sterowi strumieniowemu Schottel.

Chyba największą zaletą "Ślązaka" jest jego Okrętowy System Dowodzenia zaprojektowany i wdrożony przez spółkę Enamor. Składają się na niego zintegrowane systemy łączności i nawigacji. Okręt otrzymał także inne nowoczesne wyposażenie: radar obserwacji nawodnej i powietrznej Thales SMART-S Mk 2, radar kierowania ogniem Thales STIR 1.2 EO (STING-EO) Mk 2, głowicę optoelektroniczna Thales Mirador. W skład Zintegrowanego Systemy Nawigacji wchodzą radary nawigacyjne pasma X oraz sonar nawigacyjno-ostrzegawczy L3 ELAC Nautic Vanguard, a w Zintegrowanego Systemu Łączności łącza LINK 11/16.

Gdyby okręt został ukończony w pierwotnej konfiguracji były prawdziwym wzmocnieniem dla Marynarki Wojennej RP. Tak się, niestety, nie stało z winy ministrów Klicha, który zawiesił program i Siemoniaka, podczas rządów, którego zdecydowano o zdeklasowaniu korwety. Sporo winy leży też po stronie premiera Millera, który nie zdecydował się objąć programu rządowymi gwarancjami.

Do problemów dołożyły się też kolejne rządy, z obecnymi włącznie i sama stocznia. Przez lata nieoficjalnie mówiło się, że niemiecka stocznia zaproponowała budowę pierwszej jednostki w Hamburgu, przy udziale polskich stoczniowców i z użyciem polskich materiałów. Strona polska jednak się na to nie zgodziła. Później Niemcy jeszcze kilka razy proponowali pomoc przy ukończeniu okrętu. Ostatnim razem za czasów ministra Macierewicza. Ministerstwo nawet nie odpowiedziało na tę propozycję.

Marynarka Wojenna otrzymała nowy okręt. Z jednej strony można się cieszyć - będzie nowa jednostka, choć już z naruszonymi przez ząb czasu mechanizmami. Z drugiej, zamiast korwety, Marynarka Wojenna dostała dość sporą kanonierkę, nazwaną patrolowcem, która podczas budowy została balastem stałym, czyli bloczkami żeliwnymi, które w każdej chwili można wyjąć dorzucając inny ciężar. Stało się tak, aby zrównoważyć braki masowe, które wynikły z rezygnacji uzbrojenia okrętu w systemy rakietowe.

Jeśli w przyszłości okręt będzie dozbrajany, trzeba będzie się w jakiś sposób pozbyć balastu. Co nie jest prostym zabiegiem. Jakby tego było mało, niektóre mechanizmy straciły już gwarancję producenta, choć były praktycznie nieużywane. Na szczęście pozostaje jeszcze możliwość modernizacji okrętu i uzbrojenia go w rakietowe systemy przeciwlotnicze. Pytanie tylko, czy politycy i sami marynarze się na to zdecydują. Na razie Marynarka Wojenna RP otrzymała kosztowną wydmuszkę.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: militaria | Marynarka Wojenna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy