Nowoczesny relikt

Pomimo specyficznych warunków geopolitycznych i stosunkowo nowoczesnego wyposażenia szwajcarskie wojsko coraz bardziej odstaje od armii państw europejskich.

W Szwajcarii pojęcie "siły zbrojne" obejmuje wszystkich obywateli zdolnych do noszenia broni, zarówno kobiety, jak i mężczyzn, którzy odbyli przeszkolenie wojskowe, a nie zostali przeniesieni do rezerwy. Większość żołnierzy to niezawodowi milicjanci, którym powierza się prawie wszystkie funkcje, łącznie ze sztabowymi, wyższymi dowódczymi i specjalistycznymi.

kraju ma bronić każdy

W tym systemie trudno mówić o mobilizacji czy rezerwie w klasycznym znaczeniu. Milicjanci zwykle mają w domu wyposażenie i broń, a więc w każdej chwili gotowi są do stawienia się w jednostkach. Co roku uczestniczą w ćwiczeniach na "kursach powtórkowych". Nieliczna kadra pełni funkcje sztabowe oraz podtrzymuje gotowość bojową. Obowiązek obrony kraju ciąży również na instytucjach państwowych, społecznych oraz prywatnych przedsiębiorcach.

Taki system może funkcjonować dzięki naturalnym warunkom Szwajcarii, sprzyjającym obronie własnego terytorium, a wzmacnianym rozbudowanym systemem fortyfikacji. Opiera się również na pojęciu obywatela żołnierza broniącego ojczyzny. Duża część uzbrojenia i wyposażenia produkowana jest w kraju.

Reklama

Nowe wyzwania

Do połowy lat dziewięćdziesiątych szwajcarska doktryna obronna była przystosowana do założeń zimnowojennych i zakładała odpieranie zmasowanego ataku przeciwnika. Zadaniem armii było powstrzymać napastnika na własnym terytorium z wykorzystaniem przeszkód terenowych i umocnień, często bez użycia ciężkiego sprzętu, a po utracie łączności z przełożonymi sięganie do lokalnych źródeł zaopatrzenia.

W końcu lat dziewięćdziesiątych XX wieku powstał projekt "Armia XXI", który miał przystosować wojsko do nowych wyzwań. Zakładał modułowość pododdziałów oraz większą ich specjalizację. Rozpoczęto profesjonalizację i podnoszono zdolność ekspedycyjną pododdziałów. Zwiększano również centralizację zaopatrzenia. Zamiast statycznej obrony terytorialnej forsowano ideę obrony mobilnej z większym wykorzystaniem ciężkiego sprzętu.

Szwajcaria zaczęła brać udział w międzynarodowych misjach pokojowych.

Nie chcesz służyć - płać

Zmniejszała się też liczebność wojska. W latach sześćdziesiątych było około 600 tysięcy żołnierzy, po reformach w latach dziewięćdziesiątych - już 200 tysięcy, a w 2009 roku - 140 tysięcy. Tylko cztery tysiące liczyła kadra, czyli żołnierze zawodowi. Siły zbrojne zgrupowane są w cztery brygady piechoty, trzy górskie i dwie pancerne. Lotnictwo składa się z trzech dywizjonów. Na największych szwajcarskich jeziorach służbę pełni kompania łodzi motorowych. Główne wyposażenie to około 200 czołgów Leopard 2 (większość z własnej produkcji licencyjnej), transportery opancerzone M-113 oraz różne warianty pojazdów bojowych na bazie transportera Piranha.

Te przekształcenia nie naruszyły jednak podstawowych zasad szwajcarskiej doktryny obronnej i organizacji wojska. Opiera się ona na milicji i powszechnym poborze. Szwajcarska konstytucja z 1999 roku przewiduje, że armia zasadniczo organizowana jest jako milicyjna. Zobowiązuje również wszystkich obywateli do odbycia służby wojskowej. Dla Szwajcarek jest ona dobrowolna. Jeżeli obywatel nie wypełnia tego konstytucyjnego obowiązku, płaci podatek na cele obronne.

Liczy się nie wiek, lecz ćwiczenia

Do 2009 roku szkolenie podstawowe trwało 21 miesięcy, a obecnie jest ono prowadzone w wymiarze od 3 do 18 miesięcy (zależnie od specjalności). Po jego ukończeniu żołnierze pozostają w służbie czynnej. O przeniesieniu do rezerwy nie decyduje osiągnięcie określonego wieku, lecz odbyte ćwiczenia. Szeregowi muszą spędzić na szkoleniu 260 dni, do 770 - podoficerowie o wyższych stopniach i rzadkich specjalnościach wojskowych.

System ten sprawdził się w czasie I i II wojny światowej. Zmobilizowana armia szwajcarska skutecznie odstraszała obie strony konfliktu od wkraczania na jej terytorium. Od początku lat dziewięćdziesiątych pojawiły się jednak pierwsze oznaki słabości tej koncepcji. Koniec zimnej wojny przyniósł odprężenie w stosunkach międzynarodowych i w Szwajcarii podniosły się głosy przeciwko utrzymywaniu tak licznej armii. Zaktywizowały się organizacje pacyfistyczne, takie jak Gruppe für eine Schweiz ohne Armee, które postulowały stworzenie armii zawodowej, a w przyszłości zlikwidowanie sił zbrojnych.

Podstawowe pytanie

W ostatnich latach coraz więcej młodych osób wybiera służbę zastępczą. Od kwietnia 2009 roku jest ona dostępna dla wszystkich, co sprawiło, że liczba odbywających ją co roku osób wzrosła z 1,8 tysiąca do ponad 9 tysięcy. Zbliżanie się Szwajcarii do Unii Europejskiej spowodowało, że coraz więcej żołnierzy-milicjantów odraczało cykliczne ćwiczenia ze względu na pracę za granicą. Również zagraniczne przedsiębiorstwa działające w Szwajcarii nie wykazywały zrozumienia dla pracowników wybierających się w kamasze. Zaburzało to rytm szkolenia i powodowało braki w kompletowaniu pododdziałów.

W związku z wojną z terroryzmem i po zacieśnieniu związków z Unią Europejską pojawiło się pytanie: czy kraj nadal może korzystać ze spokoju gwarantowanego przez sąsiadów, czy też powinien włączyć się w zapewnianie bezpieczeństwa daleko od swoich granic?

Najlepsza armia świata?

W 2007 roku wybory parlamentarne wygrała konserwatywna Szwajcarska Partia Ludowa (SVP), której deputowany Uli Maurer na początku 2009 roku został ministrem obrony. Forsowane przez niego zmiany wywołały ogólnonarodową dyskusję na temat szwajcarskiej obronności. Toczyła się ona w czasach kryzysu ekonomicznego, zmuszającego do cięcia wydatków budżetowych.

Maurer zapowiedział, że szwajcarskie siły zbrojne wkrótce staną się najlepszą armią świata. Jego koncepcja zakładała pozostanie przy armii typu milicyjnego, nastawionej na obronę terytorialną. Liczba żołnierzy służby czynnej miała wynosić około 120 tysięcy, a Szwajcaria powinna, według Maurera, bronić się sama, nie zacieśniając współpracy z NATO. Dopiero w dalszej kolejności siły zbrojne mogą angażować się w misje międzynarodowe i walkę ze światowym terroryzmem.

Powszechny pobór

W sztabie generalnym zarysowały się grupy zwolenników armii ekspedycyjnej i armii ojczyźnianej. Podziały te znalazły odzwierciedlenie w polityce. Główne szwajcarskie partie popierają system milicyjny, różnią się jednak w szczegółach. Socjaldemokracja proponowała zniesienie powszechnego poboru i zastąpienie go milicyjną służbą ochotniczą. Liberalna FDP postulowała większe otwarcie na współpracę z NATO i zwiększenie udziału Szwajcarów w zagranicznych misjach pokojowych. Konserwatywni politycy z SVP optowali za silną armią typu milicyjnego i powszechnym poborem. Chcieli również nałożyć na obcokrajowców (20 procent społeczeństwa szwajcarskiego) podatek na utrzymanie sił zbrojnych. Były również projekty pozbawienia armii sprzętu ciężkiego i oparcia obrony kraju na koncepcji "alpejskiej reduty" w połączeniu z masową obroną terytorialną i partyzantką miejską.

Maurer domagał się zwiększenia wydatków na wojsko o co najmniej 15-20 procent, na co nie zgadzał się minister finansów, chociaż Szwajcaria w porównaniu z innymi krajami europejskimi wydaje na ten cel zaledwie około 0,8 procent PKB rocznie.

Drobnomieszczański opór

W czerwcu 2010 roku minister obrony przedstawił plan restrukturyzacji sił zbrojnych. Dokument po raz pierwszy otwarcie wskazywał na braki w kompletowaniu jednostek. Niekiedy nie było nawet połowy żołnierzy, a oficerowie przechodzili tylko pobieżne, "papierowe" przeszkolenie przed wyznaczaniem na kolejne stanowiska. Wskazywano również na braki w wyposażeniu armii i na fatalny stan niektórych obiektów wojskowych.

Raport skrytykowali wojskowi, rezerwiści i politycy, którzy twierdzili, że jest to powrót do czasów zimnej wojny, kiedy armia samodzielnie miała bronić kraju przed agresorem. Prasa nazwała raport deklaracją bankructwa i wołaniem o pomoc. Ministrowi zarzucano bezczynność w obliczu rozkładu armii opartej na powszechnym poborze. Krytykowano z jednej strony zbyt duże zaangażowanie w operacje zagraniczne (600 żołnierzy), z drugiej "drobnomieszczański opór" ministra przed wysyłaniem żołnierzy na misje i zacieśnianiem współpracy z NATO.

Wojna o samoloty

Upadł również projekt wyposażenia sił powietrznych w nowe typy samolotów bojowych. Leciwe F-5 Tiger II, które mogły wykonywać zadania tylko przy dobrej pogodzie i w dzień, miały zostać zastąpione nowszymi maszynami. Upór ministra obrony, aby sfinansować ten program ze środków spoza budżetu ministerstwa, sprawił, że parlament odłożył decyzję do 2015 roku.

Na razie do ochrony szwajcarskiego nieba muszą wystarczyć kupione w latach osiemdziesiątych 33 samoloty F-18. Minister Uli Maurer tłumaczył, że po zakupie maszyn w budżecie ministerstwa nie starczyłoby pieniędzy na modernizację innego sprzętu. Jego oponenci twierdzili, że celowo storpedował zakup nowych samolotów, żeby wzmocnić siły lądowe i zachować ich tradycyjny, bliski wizji jego partii, charakter.

Ekonomiczny kompromis

W październiku 2010 roku parlament przyjął sprawozdanie z działalności armii. Dokument określał również podstawowe zasady jej organizacji i finansowania na kilka następnych lat. Został przyjęty przez deputowanych w drodze kompromisu pomiędzy głównymi partiami politycznymi. Zachowano organizację wojska opartą na zasadach milicji i powszechnego poboru. Zaplanowano jednak redukcję liczby żołnierzy do 80 tysięcy - 22 tysiące żołnierzy w jednostkach ciężkich, 35 tysięcy lekkiej piechoty i 22 tysiące w jednostkach wsparcia.

Do operacji zagranicznych wydzielonych zostanie około tysiąca żołnierzy. Budżet obronny pozostanie na poziomie mniej więcej 4,4 miliarda franków. Pieniądze na inwestycje i bieżącą działalność mają być dzielone w proporcji 40:60.

Duże zmiany

Przyjęty plan nie rozwiązuje zasadniczych problemów armii. Wydaje się, że nawet w warunkach szwajcarskich utrzymanie dzisiejszego modelu sił zbrojnych nie będzie możliwe. Coraz mniejsza liczba chętnych do służby i rosnąca obojętność wobec spraw publicznych prawdopodobnie sprawią, że żołnierzy z roku na rok będzie ubywać. Jednocześnie Szwajcarzy wykluczają możliwość przyjmowania do służby emigrantów, których jest w społeczeństwie coraz więcej.

Aktualne rozwiązanie to wyraz przyjętego kompromisu politycznego, a przede wszystkim ekonomicznego. Pomimo specyficznych warunków geopolitycznych i stosunkowo nowoczesnego wyposażenia, szwajcarska armia coraz bardziej odstaje od sił zbrojnych państw europejskich, przechodzących w ostatnim czasie duże zmiany.

Seks i pieniądze

W ostatnich latach w armii szwajcarskiej często wybuchały seksualne i finansowe skandale, w które zamieszani byli najwyżsi rangą dowódcy. Prasa ujawniała znęcanie się nad poborowymi w koszarach. Zdarzały się przypadki udziału żołnierzy w przestępczości zorganizowanej oraz przestępstwa popełniane z użyciem służbowej broni i materiałów wybuchowych.

W rękach Szwajcarów są dwa miliony sztuk legalnej broni. W ostatnich latach zanotowano wiele przypadków samobójstw, zabójstw i napadów z użyciem służbowej broni. Dlatego od 1 stycznia 2010 roku szwajcarscy rezerwiści mogą przechowywać bezpłatnie w specjalnych magazynach osobistą broń i amunicję. Trzymaną w domu broń można nosić w miejscach publicznych w celach niezwiązanych ze służbą tylko za zezwoleniem miejscowych władz.

Nadal jednak obowiązują bardzo liberalne (jak na europejskie standardy) zasady posiadania broni prywatnej. Żołnierze, którzy przesłużyli w armii co najmniej siedem lat, mogą dostać na własność długą i krótką broń służbową. Maszynową przerabia się wówczas na półautomatyczną.

Szacuje się, że w rękach Szwajcarów pozostają dwa miliony sztuk legalnej broni, co w odniesieniu do liczby mieszkańców daje najwyższy wskaźnik na świecie. Organizacje społeczne i niektóre partie polityczne (socjaldemokraci i zieloni) cyklicznie prowadzą kampanie na rzecz ograniczenia liczby broni w prywatnych rękach.

Grzegorz Janiszewski

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: wojsko | żołnierze | ćwiczenia | Szwajcaria | NATO | broń | armia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy