"Jurij Dołgorukij". Bez pocisków nuklearnych i sauny nie ruszy z portu

Oficerowie podczas obiadu w mesie oficerskiej /Andrey Stanavov/Sputnik /East News
Reklama

"Jurij Dołgorukij" to pierwszy atomowy okręt podwodny wybudowany po rozpadzie ZSRR. Rosjanie są z niego niezwykle dumni. Chwalą się także niespotykanymi często na rosyjskich okrętach podwodnych wygodami. Na przykład drewnianą sauną.

Obraz życia na okręcie podwodnym ustalił film "Das Boot". Nowe światło rzuciły "Polowanie na Czerwony Październik" i "Karmazynowy przypływ". Te pokazują jednak wielkie, ponad stumetrowe, oceaniczne okręty o napędzie atomowym - przestronne, zapewniające załodze dość komfortowe warunki "mieszkaniowe".

"Jurij Dołgorukij" nie jest maleństwem, jak okręty podwodne operujące na Bałtyku, czy Adriatyku, albo Morzu Czarnym. Jest to okręt w pełni oceaniczny. Prawdziwy podwodny krążownik o wyporności podwodnej 24000 ton, a nawodnej 14720 ton. Ma 170 metrów długości, licząc po konstrukcyjnej linii wodnej i 13,5 metra szerokości. Mimo ogromnych rozmiarów nadal priorytetem jest miejsce na uzbrojenie, reaktor napędowy, systemy pomocnicze i inne wyposażenie niezbędne do wykonywania misji. Dla 107 członków załogi pozostaje niewiele, choć i tak znacznie więcej niż na małych okrętach podwodnych.

Reklama

Ze względu na długi okres, w jakim okręt może przebywać na misji, postarano się, żeby załodze zapewnić miejsce do odpoczynku i rekreacji, jakie tylko można wcisnąć na okręt podwodny. Dlatego przez 90 dni rejsu bojowego załoga może korzystać z obszernej siłowni, sporej stołówki i drewnianej sauny! Tak Rosjanie nie wyobrażają sobie okrętu bez sauny i jeśli tylko jest taka możliwość, to pojawia się ona na pokładzie. Tak jest od czasów carskich. Nie chodzi tutaj o jakiś niewyobrażalny luksus, a o zwykłą higienę i relaks. Życie na okręcie podwodnym to nie przelewki. Nie tylko męczy fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Dlatego chwile odpoczynku są niezwykle ważne.

Na dużych okrętach podwodnych normą jest, że każdy ma swój własny kąt: koję, szafkę, kawałek biurka. Jest to nie do pomyślenia na małych okrętach, takich, jakie operują na Bałtyku, gdzie jak, np. na niemieckich typu 212 załoga liczy około 30 marynarzy. Zwykle 28. Swoje koje mają jedynie oficerowie i podoficerowie. Dla pozostałej załogi poskąpiono miejsca - łóżek wystarcza dla trzech czwartych marynarzy. Stąd marynarze, którzy schodzą z wachty zajmują miejsca tych, którzy właśnie ją zaczynają. Nie stanowi to problemu podczas krótkich 12-18-dniowych patroli. Na 90-dniowym już tak. Dlatego zwykli marynarze na "Juriju Dołgorukim" śpią w kajutach czteroosobowych, podoficerowie w dwuosobowych, a oficerowie mają własne przestronne kajuty. Jest tak na każdym oceanicznym okręcie podwodnym na świecie - odpoczynek psychiczny załogi jest niezwykle ważny. Dlatego Amerykanie czy Brytyjczycy zapewniają nawet więcej rozrywek. Sauny jednak nie mają.

Podczas rozmontowywania ZSRR w republikach nastały ciężkie czasy - nagłe przestawienie się z gospodarki centralnie sterowanej na kapitalistyczną zrujnowało portfele zwykłych obywateli. W porównaniu z Polską, wprowadzaną na nowe tory stopniowo, Rosję rzucono na głęboką wodę. Do tego doszły walki frakcji o przejęcie władzy i niezadowolenie armii wobec pierestrojki.

Dopiero po zdławieniu puczów, utworzeniu Dumy Państwowe i ukształtowaniu na nowo systemu politycznego w 1994 roku, pozwoliło rosyjskiej armii na złapanie oddechu. Wrócono do zarzuconych projektów i rozpoczęto nowe. Jednym z nich był projekt 935, który miał zastąpić starsze okręty-nosicieli pocisków balistycznych. Po latach badań i testów pocisków R-39M, które okręty miały przenosić, program zarzucono. Pociski okazały się całkowitą klapą. Postanowiono skonstruować nowe na podstawie pocisków ziemia-ziemia Topol-M. Nowy projekt otrzymał oznaczenie R-30 Buława i okazały się strzałem w dziesiątkę.

Dla nowych pocisków zaprojektowano nowy typ okrętu oznaczony jako projekt 955. Pod pierwszą z jednostek nazwaną najpierw "Sankt Petersburg", a potem "Jurij Dołgorukij", stępkę położono 2 listopada 1996 roku. Potem pojawiły się problemy z finansowaniem, następnie zaczęto wprowadzać kolejne zmiany w projekcie i ostatecznie okręt zwodowano dopiero 13 lutego 2008 roku, a ukończono po kolejnych pięciu latach. Okręt ostatecznie wszedł do służby 10 stycznia 2013 roku, a rok później był gotów do prowadzenia działań bojowych. Obecnie w linii znajdują się cztery okręty projektu 955, w tym jeden zmodernizowany, "Kniaź Władymir".

Najważniejszą zmianą w porównaniu z trzema pierwszymi okrętami tego typu, jest zwiększenie liczby przenoszonych pocisków balistycznych. Trzy pierwsze okręty mogą wystrzelić 16 pocisków R-30 Buława. "Kniaź Władymir" będzie miał ich na pokładzie 20. Każda z Buław może przenieść 1150 kg ładunku. To oznacza, że wewnątrz pocisku może się znajdować 6 nuklearnych głowic MIRV. Zasięg pocisku to 8000 km.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy