Historia jednej "Pantery"

Jednym z najbardziej znanych zdjęć dotyczących walk o Poznań w styczniu i lutym 1945 r., jest fotografia zniszczonego niemieckiego czołgu Pz.Kpfw. Panther, z wysoką wieżą kościoła w tle, wykonana w poznańskiej dzielnicy Wilda.

Zwłaszcza w ostatnich latach reprodukcja tego zdjęcia oraz kilku podobnych pokazujących wrak czołgu niemal z każdej strony, pojawiło się w wielu książkach wydanych głównie w Rosji, dotyczących niemieckich pojazdów pancernych okresu II wojny światowej, lub też walk na froncie wschodnim w pamiętnym roku 1945. W ten sposób fotografie "poznańskiej Pantery" dotarły również na forum internetowe "Odkrywcy", gdzie można je z łatwością znaleźć wpisując hasło "Pancerne wraki".

Historia krótkiego żywota

Czym byłyby jednak te fotografie gdyby nie udało się choćby w przybliżeniu odtworzyć historii czołgu i losów jego załogi? Zapewne jedynie powodem podnoszenia adrenaliny pasjonatom historii walk o Festung Posen takim jak ja, służąc za dowód na to, że "właśnie tu stał wrak niemieckiej Pantery" lub też zaledwie kilkoma z setek obrazków przywołujących wojenne wspomnienia sędziwym mieszkańcom Poznania. Na szczęście Pz.Kpfw. Panther z poznańskiej Wildy nie musi być już dzisiaj dla nikogo anonimowym czołgiem. Oto historia jego krótkiego żywota podczas walk o Twierdzę Poznań w 1945 r.

Reklama

20 stycznia 1945 r. miasto Poznań ogłoszone zostało twierdzą. Jego komendant generał major Ernst Mattern otrzymał wszelkie uprawnienia, by z dostępnych środków sformować garnizon twierdzy. Posłużyć miały do tego zarówno jednostki przebywające w mieście, jak i zatrzymywani masowo na dworcach rekonwalescenci, żołnierze na urlopach oraz przechwytywani członkowie oddziałów, rozbitych wskutek dopiero co rozpoczętej nad Wisłą ofensywy Armii Czerwonej.

Pomimo zgromadzenia około 15 tysięcy żołnierzy, ilość ta okazała się co najmniej niewystarczająca. Prawdziwym jednak problemem dla komendanta twierdzy była niewielka ilość posiadanej ciężkiej broni, a w szczególności pojazdów pancernych. Garnizon twierdzy dysponował zaledwie czterema czołgami: "Tygrysem", Panzer IV i dwiema "Panterami". Prawdopodobnie wszystkie one zostały sprowadzone z zakładów remontowych we Wrześni i doprowadzone do stanu używalności już w Poznaniu. Resztę liczących w sumie około 30 pojazdów sił pancernych garnizonu twierdzy stanowiły niemal wyłącznie działa szturmowe. Utworzona w ten sposób jednostka otrzymała nazwę Pancernej Rezerwy Uderzeniowej i wkrótce stać się miała "strażą pożarną" niemieckiego garnizonu Festung Posen.

Obsada była niepełna

Dowódcą tej niewielkiej jednostki został doświadczony oficer, odznaczony Krzyżem Rycerskim Hauptmann Wolfgang von Malotki, wykładowca taktyki w 8. Kompanii V Szkoły Podchorążych Piechoty Wehrmachtu w Poznaniu. Pancerna Rezerwa Uderzeniowa podzielona została w przededniu bitwy na dwie części, z których jedną skierowano do poznańskiej Cytadeli, drugą natomiast do starego Fortu Rauch we wschodniej części miasta. Tu trafił m.in. "Tygrys" oraz interesująca nas "Pantera", którą von Malotki upatrzył sobie jako swój osobisty pojazd. W tym czasie obsada czołgu nie była w pełni kompletna, dlatego też Malotki próbował namówić na wstąpienie do jego załogi młodego junkra V Szkoły Podchorążych Piechoty Leutnanta Wilhelma Berlemanna.

Tak ową propozycję opisywał po latach Berlemann: "Początkowo byłem wraz z kilkoma towarzyszami w Forcie Rauch. Nie mieliśmy jeszcze przydziału do jakiejkolwiek jednostki. Widocznie planowano przydzielić nam jakieś specjalne zadanie. Całkiem przypadkiem spotkałem pewnego Hauptmanna odznaczonego Krzyżem Rycerskim, który pojawił się w forcie z kilkoma czołgami. Szukał młodych Leutnantów, aby zainteresować ich dowodzeniem czołgami. W związku z tym, że nie miałem z nimi nigdy do czynienia, zaproponował mi zwiedzanie tych pojazdów i jazdę próbną. (...) Pamiętam, że byłem zszokowany złą widocznością i szczęśliwy, gdy moje nogi ponownie dotknęły ziemi. Podziękowałem serdecznie za jazdę próbną, ale odmówiłem przejścia do jednostki pancernej. Hauptmann był rozczarowany".

Po raz pierwszy do akcji

Podczas tej przejażdżki "Panterą" miał miejsce pewien drobny, ale ważny i interesujący incydent. Otóż w pewnym momencie von Malotki siedzący na miejscu dowódcy czołgu otworzył właz i wystrzelił z Panzerfausta. Jak się okazało miał w zwyczaju posiadać tę broń przymocowaną do wieży swojego pojazdu, co argumentował, iż "jest to najnowszy sposób oszczędzania amunicji do czołgów"? Właśnie dzięki relacji Wilhelma Barlemanna, niemal 60 lat później udało mi się ustalić, że zniszczona na Wildzie Pantera należała do von Malotkiego. Na wspomnianym zdjęciu doskonale widać Panzerfaust przymocowany do wieży "Pantery" tuż przy włazie dowódcy.

22 stycznia Rosjanie podeszli pod Poznań i zaatakowali miasto od wschodu. 23 stycznia "Pantera" von Malotkiego wraz z "Tygrysem" dowodzonym przez Oberfeldwebla Sandera weszła po raz pierwszy do akcji, właśnie w tej części miasta. Dzięki powojennej relacji celowniczego "Tygrysa", Obergefreitera Richarda Siegerta dowiadujemy się o szczegółach tej akcji, której głównym celem było zniszczenie rosyjskiego obserwatora artyleryjskiego zajmującego stanowisko w wieży ciśnień w podpoznańskim Swarzędzu.

Na wschodnim odcinku twierdzy

Oto jego relacja: "Artyleria wprawiła się już w ostrzale tej ulicy, skręcamy w związku z tym w prawo, na teren porośnięty drzewami, a dalej, po naszej prawej stronie jedzie Pantera. Nagle słyszymy głos dowódcy: Wieża na godzinę drugą, odległość 1200, pocisk burzący w górne okno wieży ciśnień. Tak szybko jak padają komendy, obracam wieżą, naciskając pedał siłownika, ustawiam celownik. Słyszę meldunek Algnera: Działo załadowane! Kiedy pada rozkaz: Ognia!, uruchamiam spust, huk, armata cofa się i pocisk wpada przez okno. Wybuch podnosi dach, cegły sypią się, a chmura kurzu unosi się dookoła wieży ciśnień".

Mimo zniszczenia wrogiego obserwatora artyleryjskiego w wieży, sytuacja załóg obu pojazdów zaczęła się niespodziewanie jeszcze bardziej komplikować. W dalszej części relacji Siegerta czytamy: "Rosjanie podciągnęli prawdopodobnie kilka armat przeciwpancernych. Otrzymujemy sygnał od Pantery, która jest obok nas: Zostaliśmy ponownie trafieni, prosimy o osłonę!. Wysuwamy się przed Panterę, starając nie pokazywać przeciwnikowi naszej burty. Załoga wyskakuje. Pod ostrzałem wroga wymieniamy ogniwa gąsienicy. Udało się, Pantera się cofa".

To jednak nie był koniec problemów załóg obu niemieckich czołgów. Tym razem w "Tygrysie" doszło do awarii. Złamaniu uległa dźwignia skrzyni biegów. Teraz załoga von Malotkiego osłaniała swoim czołgiem Siegerta, który opuściwszy wnętrze "Tygrysa", podniósł pokrywę silnika i ręcznie naciskając dźwignię doprowadził do tego, że pojazd ten mógł bezpiecznie wycofać się ze strefy zagrożenia. Przez następne trzy dni "Pantera" Hauptmanna Wolfa von Malotkiego walczyła w dalszym ciągu na wschodnim odcinku twierdzy.

W międzyczasie Rosjanie okrążyli Poznań i po sforsowaniu Warty, 26 stycznia potężnym uderzeniem od południa i południowego-zachodu złamali opór niedoświadczonych w roli żołnierzy piechoty członków jednostek Luftwaffe obsadzających ten rejon obrony miasta. Miał w tym znaczący udział rosyjski 34. Pułk Czołgów Ciężkich, o którego związku z historią poznańskiej "Pantery" będzie jeszcze mowa. Sytuacja zmusiła Niemców, których jednostki rezerwowe Odcinka "Zachód" były już niemal w całości wykorzystywane w walce, do przerzucenia tam oddziałów rezerwowych Odcinka "Wschód". Dotyczyło to również części Pancernej Rezerwy Uderzeniowej Wolfa von Malotkiego.

Możliwość prowadzenia ognia

Było wczesne popołudnie 27 stycznia 1945 r. Niemcy za wszelką cenę chcieli zatrzymać postępy rosyjskiego włamania organizując potężny (jak na tamtejsze warunki) kontratak na tzw. Łęgach Dębińskich. Do ataku oprócz piechoty rzucona została "Pantera" oraz około 10-13 dział szturmowych. Ze względu na podmokły teren pojazdy mogły prowadzić natarcie jedynie poruszając się jeden za drugim w kierunku południowym Drogą Dębińską. Tylko "Pantera" znajdująca się na przedzie kolumny miała możliwość prowadzenia ognia.

Hauptmann von Malotki prowadził całą kolumnę jadąc w szpicy, tym razem nie w swoim czołgu ale w dodatkowym pojeździe. O przebiegu całej akcji dowiadujemy się z relacji jej uczestnika Paula Schulza: "Ulica prowadziła przez otwarty teren. Skraj miasta znajdował się równolegle do ulicy, jakieś 500 metrów po naszej prawej stronie. Nie było widać ani jednego Rosjanina. Nagle ogień dział przeciwpancernych ze wschodniego krańca. Nasze działa (szturmowe - przyp. M.K.) zatrzymały się i ustawiły na godzinę 3.00, aby móc odpowiedzieć na ogień (...). Sturmgeschütze stały w tym terenie jak na tacy i nie mogły namierzyć żadnego celu ponieważ rosyjskie działa przeciwpancerne stały dobrze ukryte pomiędzy domami. Chwilę później nasza Pantera się paliła. Pojazd von Malotkiego został trafiony, a on sam zraniony".

Odpowiedzialny za trafienie czołgu

Niemal w tym samym momencie na czoło atakujących oddziałów niemieckich natknęła się rosyjska grupa szturmowa w sile kompanii piechoty wsparta trzema armatami, która podążając od południa, po przejściu przez tunel w nasypie kolejowym, dotarła na skrzyżowanie ulic Droga Dębińska i Piastowska. To prawdopodobnie załoga jednego ze wspomnianych trzech dział po krótkiej walce zapisała na swoim koncie pojazd von Malotkiego oraz jego "Panterę". W książce Stanisława Okęckiego "Wyzwolenie Poznania 1945", znajdujemy informację dotyczącą wydarzeń datowanych na 27 stycznia 1945 r. poznając nawet nazwisko Rosjanina, odpowiedzialnego za trafienie niemieckiego czołgu: "Na jednej z ulic, w czasie przetaczania działa, Mickiewicz nagle natknął się na niemiecki czołg typu Pantera, który ukazał się zza zakrętu ulicy. Odległość pomiędzy czołgiem a działem stawała się coraz mniejsza. Czołg prowadził ogień do działa, pociski wybuchały w bezpośredniej jego bliskości. Uszkodzone zostało prawe koło. Ale dowódca działa i jego obsługa, mimo ran i utraty towarzyszy, oddali z najbliższej odległości (10-15 m) wystrzał pociskiem podkalibrowym (rdzeniowym) w gąsienicę czołgu, który został uszkodzony i dwoma następnymi wystrzałami podpalony. Załoga czołgu, która wyskoczyła z niego została zabita".

Uderzył w nią z boku

Wygląda jednak na to, że pomimo tych dramatycznych okoliczności i niewątpliwych strat wśród załogi "Pantera" nie została całkowicie wykluczona z akcji. Jeszcze tego samego dnia, około godziny 16-17.00 znalazła się jakiś kilometr dalej organizując zasadzkę przeciw czołgom rosyjskiego 34. Pułku Czołgów Ciężkich, czając się za zakrętem i rzędem kamienic na ul. Górna Wilda, tuż przed Rynkiem Wildeckim. W tym czasie jej załogę stanowili już prawdopodobnie jedynie trzej czołgiści. Niedługo potem w rejonie tym pojawiły się czołgi IS-2 wspomnianego pułku. Jeden z nich kierowany przez polskiego przewodnika, który uprzedził rosyjskich czołgistów o zastawionej przez Niemców zasadzce, objechał bocznymi uliczkami miejsce ukrycia "Pantery" i uderzył na nią od boku. Wszystko wskazywało na to, że to jedynie sprawnej akcji rosyjskich czołgistów wespół z polskim cywilem zawdzięczać należy ten niewątpliwy sukces wyeliminowania z akcji niemieckiego czołgu.

Przez 50 lat tak też przedstawiano to wydarzenie w książkach. Jakieś 30 lat po wojnie Bolesław Jorkś napisał w liście do Zbigniewa Szumowskiego, znanego autora książek dotyczących walk o Poznań, ujawniając swoją osobę (Szumowski nie wymieniał go z nazwiska opisując w swojej pracy epizod z "Panterą") jako tę, która podprowadziła bezpiecznie rosyjskich czołgistów w pobliże zastawionej przez Niemców pułapki. W dowód wdzięczności otrzymał on nawet od dowódcy rosyjskiego czołgu radziecki plan Poznania w skali 1:15000 wydany w Moskwie w 1928 r. Wydawałoby się, że wszystko w tej sprawie zostało już wyjaśnione. A jednak...

Rosjanie zaczęli czołg rozbrajać

Jakiś czas temu do Stowarzyszenia "Pomost" zgłosił się dawny mieszkaniec Wildy, Pan Wiktor Eckert, Polak mieszkający obecnie w Kanadzie, w celu zgłoszenia przypuszczalnej mogiły żołnierzy niemieckich w tamtym rejonie. Po dłuższej rozmowie, oczywiście na temat doskonale pamiętanych przez Pana Wiktora walk o Poznań w 1945 r. okazało się, że w czasie trwania ówczesnych wydarzeń mieszkał on w kamienicy, obok której zniszczona została "Pantera". W wywiadzie, który niedługo potem z nim przeprowadziłem wspominał: - Jak myśmy ten kubeł (z nieczystościami ze schronu, w którym kryli się mieszkańcy wspomnianej kamienicy - przyp. M.K.) tylko parę kroków wynieśli to nastąpiła detonacja. Byliśmy wtedy od tego czołgu jakieś 10-12 metrów, tylko drewniana brama nas dzieliła. Wstrząs był potężny. Pobiegliśmy z powrotem do schronu i rano, gdy wyszedłem na ulicę, zobaczyłem jak podjechali Rosjanie i zaczęli ten czołg rozbrajać. Wcześniej, do rana go nie ruszali. Więc wynosili chleb wojskowy, wino i różne osobiste drobiazgi. Karabin wynieśli Mausera i od razu o ten czołg go rozbili, kolba pękła".

Zabrakło kilku lat

Z dalszej relacji pana Wiktora Eckerta wynikało również, że niemieccy czołgiści wypytali zawczasu gospodarza kamienicy o przejścia przez podwórka mogące służyć ewakuacji. Uciekając jednak tą drogą natknęli się na Rosjan i zostali zastrzeleni. Sama "Pantera" była w dobrym stanie, posiadała amunicję, a w środku nie było śladu eksplozji ani zwłok. Została więc najprawdopodobniej z jakiś nieznanych przyczyn (być może uszkodzeń lub awarii) opuszczona przez załogę jeszcze przed ostrzelaniem jej z IS-a, które to trafienie, zdaniem Wiktora Eckerta, odbiło się od niej jedynie rykoszetem.

Tak więc "Pantera" von Malotkiego przetrwała sześć dni walk o Festung Posen. Nieco dłużej (o jakieś 3-4 dni) działała druga "Pantera" Pancernej Rezerwy Uderzeniowej, wkrótce, na przełomie stycznia i lutego także wyłączona z akcji. Sam Hauptmann Wolfgang von Malotki w skutek odniesionej na Łęgach Dębińskich rany w nogę został 2 lutego 1945 r. ewakuowany z Poznania transportowym Ju-52. Kilka lat temu, pracując nad książką o Pancernej Rezerwie Uderzeniowej udało mi się skontaktować z synem von Malotkiego, nieco powściągliwym w dzieleniu się informacjami i materiałami na temat wojennej przeszłości swego ojca. Dowiedziałem się, że były Hauptmann cierpiąc od siedmiu lat na chorobę Alzhaimera zmarł 12 lipca 2002 r. w Neustadt w Niemczech. Mimo wszystko poczułem pewien żal i rozczarowanie wynikający z faktu, iż zaledwie kilka lat zabrakło, by uszczegółowić historię Pancernej Rezerwy Uderzeniowej, ale przede wszystkim poznać nazwiska tych, którzy stanowili załogę "Pantery" z poznańskiej Wildy...

Maciej Karalus

Odkrywca
Dowiedz się więcej na temat: płomień | rezerwy | Pojazd | załoga | czołg | Rosjanie | 1945 | Pantera | 'Pantery'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy