Anty-Katyń

W Rosji zbrodnię katyńską często stawia się na równi z rzekomym ludobójstwem popełnionym przez Polaków na jeńcach sowieckich w latach 1919-1921.

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w Moskwie zdano sobie sprawę, że dalsze ukrywanie zbrodni katyńskiej jest niemożliwe. W marcu 1989 roku minister spraw zagranicznych ZSRR Eduard Szewardnadze, kierownik Wydziału Międzynarodowego KC KPZR Walentin Falin i przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) Władimir Kriuczkow przygotowali notatkę, w której stwierdzili, że "prawdopodobnie nie uda się nam uniknąć wyjaśnienia kierownictwu PRL i społeczeństwu polskiemu tragicznych spraw przeszłości. Czas w tym wypadku nie jest naszym sojusznikiem. Być może celowe byłoby powiedzieć, jak było w rzeczywistości i kto konkretnie jest winien temu, co się stało, i na tym zakończyć sprawę".

Reklama

Białe plamy

13 kwietnia 1990 roku Agencja TASS podała, że zbrodnia katyńska "stanowi jedno z najcięższych przestępstw stalinizmu". Dla przeciętnego Rosjanina informacja ta była szokiem, gdyż przez prawie 50 lat rosyjskie społeczeństwo okłamywano, że Polaków wymordowali hitlerowcy. Aby osłabić wydźwięk tego komunikatu i ochronić moralne oblicze ZSRR i Rosji, prezydent Michaił Gorbaczow polecił Akademii Nauk ZSRR, prokuraturze, ministerstwu obrony narodowej i KGB, aby wspólnie z innymi instytucjami i organizacjami przeprowadziły do 1 kwietnia 1991 roku prace badawcze celem ujawnienia materiałów archiwalnych "dotyczących strat, jakie poniosła Strona Sowiecka. Dane te wykorzystać - jeśli okaże się to niezbędne - w rozmowach ze Stroną Polską o problematyce "białych plam"".

Bardzo szybko uznano, że do takich celów wyśmienicie nadaje się sprawa żołnierzy Armii Czerwonej, którzy trafili do polskiej niewoli podczas wojny 1919-1920. Można było bowiem powołać się na protokoły rozmów pokojowych prowadzonych w Rydze w styczniu i lutym 1920 roku, w których członek delegacji sowieckiej Adolf Joffe twierdził, że 60 tysięcy jeńców - czerwonoarmistów zmarło w polskich obozach. O "polskich obozach śmierci" pisali także rosyjscy emigranci w wydawanej w Warszawie w latach 1920-1921 gazecie "Swoboda". Informacje o tragicznym położeniu jeńców znalazły się również w raportach Stefanii Sempołowskiej, przedstawicielki Rosyjskiego Czerwonego Krzyża w Polsce, która wizytowała obozy w Tucholi, Dąbiu i Strzałkowie.

W ten sposób zaczęła się sprawa tak zwanego anty-Katynia, czyli przeciwstawienia zbrodni katyńskiej rzekomej zbrodni ludobójstwa popełnionej przez Polaków na jeńcach sowieckich w latach 1919-1921. W prowadzonej od 1990 roku z dużym rozmachem akcji uczestniczyło kilka ważnych rosyjskich ośrodków naukowych, redakcji periodyków historycznych i historyczno-wojskowych ("Woprosy Istorii", "Wojenno-Istoriczeskij Żurnał"), włączyły się do niej też wysokonakładowe tytuły prasowe ("Izwiestia", "Krasnaja Zwiezda", "Rossijskije Wiesti", "Niezawisimaja Gazieta"). W zamieszczanych artykułach udowadniano, że zbrodni ludobójstwa najpierw dopuścili się Polacy, którzy wymordowali jeńców sowieckich w czasie wojny 1919-1920 roku, a dopiero 20 lat później władza sowiecka wzięła odwet i rozstrzelała polskich jeńców wiosną 1940 roku. Starano się przekonać czytelników, że wśród polskich oficerów, którzy zostali wzięci do niewoli w 1939 roku i zginęli w Katyniu, Charkowie oraz Twerze, znajdowali się ci, którzy byli odpowiedzialni za śmierć dziesiątek tysięcy jeńców - czerwonoarmistów z wcześniejszej wojny polsko-sowieckiej.

Oferta bez odpowiedzi

Strona polska domagała się przeprowadzenia śledztwa w sprawie katyńskiej, więc paralelnie w sierpniu 1998 roku rosyjski prokurator generalny Jurij Czajka wystąpił do polskiego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Hanny Suchockiej z wnioskami o wszczęcie śledztwa w sprawie wyjaśnienia losów jeńców sowieckich z wojny 1919-1920. W odpowiedzi Hanna Suchocka oświadczyła, że nie ma żadnych podstaw ku temu. Władze polskie, w przeciwieństwie do władz stalinowskiej Rosji, nie stosowały żadnych specjalnych środków, które miałyby doprowadzić do śmierci czerwonoarmistów - jeńców. Minister Suchocka zwróciła wnioskodawcy uwagę, że polskie archiwa i wszystkie placówki naukowe, w których mogą znajdować się materiały na temat losu jeńców sowieckich, są otwarte dla rosyjskich historyków.

Przez kilka lat władze rosyjskie nie odpowiadały na polską ofertę. Jeszcze w 2001 roku prezydent Putin przed wizytą w Polsce twierdził, że trzeba pamiętać nie tylko o Katyniu, lecz także o "polskich obozach koncentracyjnych w Tucholi i Puławach, Strzałkowie i Baranowiczach, gdzie po wojnie 1919-1920 roku barbarzyńsko zamordowano 80 tysięcy wziętych do niewoli czerwonoarmistów i gdzie stosowano tortury przerastające swym okrucieństwem te, które uprawiali zbrodniarze w Oświęcimiu".

Przełom nastąpił w 2002 roku. Wtedy to z inicjatywy prezydenta Putina powstał polsko-rosyjski zespół historyków i archiwistów, który miał zbadać wszystkie aspekty pobytu jeńców sowieckich w Polsce, między innymi ustalić ich ogólną liczbę, warunki pobytu w obozach, przyczyny i okoliczność śmierci, liczbę zmarłych, liczbę zwerbowanych do "białych" formacji. Przypuszczalnie strona rosyjska liczyła, że odnajdzie materiały, które potwierdzą, iż Polacy dopuścili się zbrodni na jeńcach. Spotkał ją jednak zawód. Mimo że członkowie rosyjskiego zespołu przeprowadzili bardzo skrupulatną kwerendę w polskich archiwach, do których mieli pełny dostęp, i zebrali kilka tysięcy dokumentów, nie potrafili wykazać, że doszło do zaplanowanego i zorganizowanego mordowania jeńców sowieckich.

Polskie obozy koncentracyjne

W wydanym w Moskwie w 2004 roku monumentalnym tomie "Krasnoarmiejcy w polskom plienu w 1919-1922 g. Sbornik dokumientow i materiałow" musieli potwierdzić wcześniejsze ustalenia polskich historyków, że czerwonoarmistów nie wymordowano. Z około 115 tysięcy jeńców sowieckich, którzy w latach 1919-1920 trafili do polskiej niewoli, 67 tysięcy wróciło do Rosji w drodze wymiany, około tysiąca pozostało w Polsce, niecałe 19 tysięcy zaś zmarło w polskich obozach głównie w wyniku chorób zakaźnych i nędznych warunków bytowych. Resztę zwerbowano do rosyjskich formacji białogwardyjskich generała Borysa Peremykina, do oddziałów białoruskich generała Stanisława Bułak-Bałachowicza i armii ukraińskiej atamana Symona Petlury. W ten sposób upadł argument, że to Polacy pierwsi zaczęli mordować jeńców.

Wydawało się więc, że jeden z trudnych punktów w relacjach polsko-rosyjskich został ostatecznie rozstrzygnięty. Niestety, tak się nie stało. Już rok później, w październiku 2005 roku, Nikołaj Spasski, zastępca sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, zamieścił w rządowym dzienniku "Rossijskaja Gazieta" artykuł, w którym twierdził, że Japonii i Polsce z trudem przychodzi pogodzenie się z własną przeszłością. Jeśli Polska żąda przeprosin za Katyń, powinna poprosić o wybaczenie "za śmierć dziesiątek tysięcy czerwonoarmistów, którzy w latach 1920-1921 zginęli w polskich obozach koncentracyjnych".

Niewiele w tej kwestii przyniosło także ocieplenie w stosunkach z Rosją. W kwietniu 2010 roku przed uroczystościami w Katyniu Filip Igumen, zastępca szefa wydziału kontaktów zagranicznych patriarchatu Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, stwierdził, że represje reżimu stalinowskiego zwrócone przeciwko własnemu narodowi i rozstrzelanie polskich oficerów są strasznymi przestępstwami, ale jako zbrodnię można także traktować nieludzkie traktowanie wziętych w latach dwudziestych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej. Nie było więc zaskoczenia, kiedy 7 kwietnia 2010 roku podczas obchodów 70. rocznicy rozstrzelania polskich oficerów premier Putin w swoim przemówieniu, a później na konferencji prasowej w Smoleńsku kolejny raz podkreślał związek między zbrodnią katyńska a śmiercią sowieckich jeńców wojennych w 1920 roku. Cieszyć mogło tylko to, że mówił o tym w bardziej wyważonej i złagodzonej formie.

W kółko to samo

W trakcie niedawnej dyskusji w rosyjskiej Dumie nad tekstem rezolucji, w której miano uznać mord w Katyniu na polskich oficerach wiosną 1940 roku za zbrodnię reżimu stalinowskiego, Wiktor Iljuchin, jeden z liderów Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, wiceszef parlamentarnej komisji do spraw ustaw konstytucyjnych i rozwoju państwa, zaproponował, żeby prezydent Miedwiediew zażądał od władz polskich wyjaśnienia losów 130 tysięcy czerwonoarmistów, którzy dostali się do polskiej niewoli. Twierdził, że ponad 80 tysięcy zginęło wskutek brutalnego traktowania, głodu, masowych chorób i egzekucji, do czego Polska nie chce się przyznać. We wrześniu 2010 roku Agencja ITAR-TASS opublikowała list Iliuchina do Miedwiediewa, w którym argumentował, że "Rosja ma prawo zażądać postawienia na ich [polskim - W.R.] terytorium pomnika ofiar polskiego terroru, podobnego do tego, który Polacy wznieśli w Katyniu".

Zmieniają się prezydenci w Moskwie, lecz przyjęte jeszcze 20 lat temu przez władze sowieckiej Rosji podstawowe zasady polityki historycznej pozostają takie same. Na początku grudnia 2010 roku udowodnił to prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, który w czasie wizyty w Warszawie mówił o konieczności nie tylko odtajnienia wszelkich dokumentów dotyczących Katynia, ale także zbadania losów czerwonoarmistów, którzy w latach 1919-1920 trafili do polskiej niewoli, ponieważ "kilkadziesiąt tysięcy tych jeńców zginęło".

Waldemar Rezmer

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama